Mordercy pod szczególnym nadzorem

Mordercy pod szczególnym nadzorem

Nie można stąd uciec, nadać grypsu ani kierować zza krat grupą przestępczą. Wszystkie polskie więzienia powinny funkcjonować jak zakłady dla szczególnie niebezpiecznych Mężczyzna w białym fartuchu pcha więziennym korytarzem kuchenny wózek. Zatrzymuje się przed kratą z elektrycznym zamkiem. Ma 25 lat. Uśmiechniętą, pogodną twarz. Odsiaduje dożywocie w Zakładzie Karnym w Sztumie. Zgwałcił i zamordował w okrutny sposób kobietę. Spotkał ją przypadkowo. Garnek zupy, ziemniaki, ryba, warzywa. Porcje żywnościowe dla 23 osadzonych. Słychać brzęczyk. Strażnik otwiera drzwi i korytarzowy wpycha wózek do pierwszej strefy oddziału. Czeka. Nie wolno mu przekroczyć granicy wyznaczonej przez ścianę z kuloodpornej szyby. Za wmontowanymi w nią drzwiami siedzą przestępcy zakwalifikowani jako szczególnie niebezpieczni. Przywódcy grup przestępczych, płatni zabójcy, wielokrotni mordercy, dzieciobójcy, organizatorzy więziennych buntów i porywacze. W Polskich aresztach i zakładach karnych jest dla takich jak oni dziewięć specjalnych oddziałów. Strefa samowystarczalna Różowe kafelki, prysznice, telewizja. Opieka medyczna, książki z biblioteki. Kurort na koszt podatnika. Taki obraz oddziału dla niebezpiecznych – czyli tzw. enki – przedstawiały media, gdy w czerwcu 2002 r. minister Barbara Piwnik otwierała kolejny z nich w Radomiu. Jedna krata, druga, trzecia, kolejny korytarz. Koniec pawilonu. Stajemy przed białymi drzwiami. Zastępca szefa ochrony „enki” w Sztumie wkłada w czytnik kartę magnetyczną. – Dlaczego tak długo? – pytam, gdy po pięciu minutach nikt nie otwiera. – Trwa przemieszczanie osadzonego – odpowiada mój przewodnik. Na „enkę” bezpośredni wstęp poza ochroną ma jedynie kilka osób z personelu więziennego. Ale nikt z zewnątrz nie wejdzie, gdy jakiekolwiek pomieszczenie na oddziale jest otwarte. Osadzonemu podczas przemieszczania towarzyszą jedynie strażnicy. Nie mniej niż dwóch w ciągu dnia, minimum trzech nocą. Ruch odbywa się pojedynczo. „Enki” to więzienia w więzieniach. Są samowystarczalne. Wewnątrz nich odbywają się m.in. przesłuchania i posługi religijne. Na miejscu jest ambulatorium. Nikt i nic nie pozostaje poza kontrolą. Stąd nie ma wyjścia. Tu nie krążą grypsy. Osadzonych całą dobę śledzą kamery. Z zastępcą kierownika ochrony wchodzimy do centrum monitoringu, czyli stanowiska dowodzenia. Sąsiaduje z pomieszczeniem, w którym przebywają strażnicy, gdy nie eskortują więźniów. Nie każdy może tu pracować. – Nabór na oddział rozpoczęliśmy sześć miesięcy przed jego otwarciem. Selekcja była bardzo szczegółowa. Wymagana jest szczególna odporność na stres i działania korupcyjne. Wielu osadzonych to szefowie i członkowie grup przestępczych. Ludzie bardzo zamożni – w depozycie zostawiają np. równowartość kilkuset tysięcy złotych w obcych walutach – mówi dyrektor ZK w Sztumie, płk Tadeusz Buber-Bubrowiecki. Bogaci przestępcy próbują różnych metod korupcji. – Jeden z mafiosów z Wybrzeża zaproponował mi ufundowanie tysiąca paczek dla wszystkich więźniów. Każda za 100 zł. Odmówiłem. Gdybym się zgodził, musiałbym odejść z pracy – wspomina dyrektor ZK w Sztumie. – A siedzący w celi dla niebezpiecznych członek grupy pruszkowskiej dawał mi 20 tys. zł za pozostawienie go na 10 minut sam na sam z narzeczoną – mówi kierownik ochrony „enki” w Sztumie. Z centrum monitoringu dyżurny oddziału dla niebezpiecznych może nie tylko śledzić czynności więźniów. Steruje też zamykaniem i otwieraniem drzwi. Elektronika wewnątrz oddziału jest rozpisana na poszczególne pomieszczenia. Przy każdym znajdują się tablice sterownicze. Z kierownikiem ochrony i dwoma strażnikami wychodzimy na szeroki korytarz. Natychmiast zamykają się drzwi w kuloodpornej szklanej ścianie. Wyposażenie strażnika to pałka, kajdanki, ręczny miotacz gazowy, krótkofalówka i kamizelka kuloodporna chroniąca również przed ciosami nożem. Do tego osobisty sygnalizator. Dzięki niemu w każdej chwili na stanowisku dowodzenia można zlokalizować miejsce, w którym przebywa funkcjonariusz. Całkowita izolacja Wewnątrz oddziału pustka i cisza. Wsiąka w nią dyskretna, relaksująca muzyka. Słychać ją również w celach. Każdy więzień może wyciszyć wewnętrzny głośnik. Stąd nie można uciec – twierdzą ci, którzy wizytowali takie oddziały. Rygoryzm izolacji zabezpiecza nie tylko przed ucieczką, uniemożliwia też nawiązanie kontaktów ze światem zewnętrznym, kierowanie zza krat grupą przestępczą lub wpływaniem na przebieg procesu. – Mieliśmy na „ence” dwóch przeniesionych tu z innego zakładu. Tam byli ze sobą w kontakcie. Dowieziono ich osobnymi transportami. W Sztumie siedzieli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2003, 2003

Kategorie: Kraj