Zamiast bić Putina, należałoby przygotować intelektualną odpowiedź na tezy zawarte w jego wystąpieniu Szef klubu parlamentarnego PiS, Marek Kuchciński oświadczył, że gdyby premier Jarosław Kaczyński był obecny na monachijskiej konferencji w sprawie bezpieczeństwa, doszłoby do rękoczynów z rosyjskim prezydentem. Media skoncentrowały się na analizie stosunku sił, szansach na pobicie Putina przez Kaczyńskiego. W konfrontacji fizycznej Jarosław Kaczyński, który dżudo i zapasy uprawiał amatorsko i tylko w dzieciństwie przegrywając – jak sam przyznaje – z bratem, miałby nikłe szanse na pokonanie autora podręcznika „Ćwiczymy dżudo z Władimirem Putinem”, który poza dżudo zna (tego uczyli w KGB) sambo militarne – rosyjską sztukę walki, w skład której wchodzą chwyty i ciosy zadające przeciwnikowi śmierć. Znacznie bardziej intrygujące od kwestii, kto kogo powaliłby w walce wręcz w Monachium, jest pytanie, za co Jarosław Kaczyński miałby bić Władimira Putina. W 40-stronicowym stenogramie ani razu nie pojawia się nazwa Polski, nawet wtedy, gdy rosyjski prezydent mówi o amerykańskich planach rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w Europie. Głównym obiektem krytyki Putina były Stany Zjednoczone i NATO. W pierwszych reakcjach na wystąpienie Putina w Monachium twierdzono, że powiało zimną wojną. Słowa Putina miały być najostrzejszymi, jakie padły z ust rosyjskich przywódców co najmniej od rozpadu ZSRR. To nieprawda. W 1999 r. Borys Jelcyn groził Zachodowi „wojną europejską, a nawet światową” w przypadku podjęcia przez NATO operacji w Jugosławii. Ówczesny szef Dumy Państwowej, Giennadij Sieliezniow, ogłosił nawet, że prezydent polecił wycelowanie rakiet w państwa NATO i zapowiedział przyjęcie Jugosławii do Związku Rosji i Białorusi. Rok wcześniej pojawiły się informacje, że Rosja w odpowiedzi na rozszerzenie NATO rozmieści w obwodzie kaliningradzkim rakiety taktyczne z głowicami jądrowymi. Doniesienia na ten sam temat były obecne w rosyjskich mediach do 1995 r. W 1994 r. ówczesny minister obrony, Paweł Graczow, ogłosił tworzenie w obwodzie kalinignradzkim „specjalnego rejonu obronnego”. Rosja zrywała stosunki z NATO, jej generałowie, sprzeciwiając się rozszerzeniu NATO, grozili wypowiedzeniem wszystkich układów rozbrojeniowych, wycelowaniem rakiet w nowe państwa członkowskie. Tamte informacje wywoływały w Polsce znacznie gorętsze i dłuższe debaty niż monachijskie wystąpienie Putina. Opinie, że słowa Putina były najostrzejsze od rozpadu ZSRR, rozpowszechnili zachodni analitycy i komentatorzy, którzy do wystąpień Jelcyna i ludzi z jego ekipy podchodzili znacznie mniej emocjonalnie niż we wrażliwej na wszelkie pomruki ze Wschodu Polsce. Zdawali sobie sprawę, że bardziej niż rosyjskich rakiet należy się bać rosyjskiej niestabilności. Podkreślano, że pohukiwanie Kremla jest formą wywierania nacisku na Zachód, by udzielił nowych kredytów i dokonał resktruturyzacji starych długów. W 1998 r., gdy doszło do krachu finansowego, władze Rosji zastanawiały się nad ogłoszeniem niewypłacalności, sztywnym przywiązaniem – w ramach planu ratunkowego – rubla do dolara. Rosja wydawała się znajdować na krawędzi upadku – niedołężny, nieobliczalny prezydent, otaczający go operetkowy dwór, powszechna anarchia i rozpad, miliony gniewnych ludzi, którym nie wypłacano pensji ani emerytur. Nawet rosyjskie gazety nazywały swój kraj Górną Woltą z rakietami atomowymi. Witold Gadomski wykazywał 9 lutego br. w „Gazecie Wyborczej”, że rosyjska potęga jest ciągle mitem. Z wyliczenia PKB publicyście „GW” wyszło, że choć Rosjan jest 3,7 razy więcej niż Polaków, to rosyjski PKB przewyższa polski tylko 2,9 razy. W ubiegłym roku rosyjski import był tylko o 30% mniejszy od polskiego. Witold Gadomski zapomina o kilku zestawieniach: poziomu polskiego i rosyjskiego zadłużenia zagranicznego (Rosja spłaciła swoje długi) oraz o poziomie rezerw dewizowych (rosyjskie wynoszą ok. 300 mld dol.). Jednak najistotniejsza jest dynamika rozwoju Rosji po 1998 r. oraz znacznie większy potencjał dalszego rozwoju. Przyznaje to sam dziennikarz „Wyborczej”, pisząc: „Rosja ze swym ogromnym obszarem i bogactwami surowcowymi jest i w dającym się przewidzieć czasie będzie dla światowej gospodarki znacznie ważniejsza niż Polska”. Rosja będzie znacznie ważniejsza dla światowej polityki, w której zaczyna odgrywać coraz bardziej samodzielną rolę. I dlatego tak dużo uwagi poświęcono wystąpieniu rosyjskiego prezydenta w Monachium. Teraz zapewne jest ono poddawane w wielu stolicach szczegółowej analizie. Zapewne także w polskim MSZ. To naturalne, bo choć Putin nie wymienił
Tagi:
Krzysztof Pilawski