W świecie muzyki Śląsk jest postrzegany jako zagłębie muzyczne Marek Moś – jedna z największych osobowości artystycznych europejskiej kameralistyki. Dyrektor artystyczny festiwalu Letnia Filharmonia AUKSO w Wigrach, szef artystyczny Elbląskiej Orkiestry Kameralnej. Wybitny skrzypek i kameralista. Założyciel i wieloletni primarius Kwartetu Śląskiego, jednego z najwybitniejszych kwartetów smyczkowych w Europie. Kiedy jeszcze kilkanaście lat temu koncertował pan jako kameralista, na Zachodzie mówiło się, że muzycy przyjechali z Polski. Chodzi o brzmienie instrumentów. Czy ten stan jeszcze trwa? – Tak, trwa. Zmiany będą następowały w miarę wzrostu zamożności naszego społeczeństwa i państwa. Zasobność portfeli przekłada się na możliwość inwestowania w instrumenty. Sytuacja się zmieniła na korzyść o tyle, że państwo poprzez ministerstwo dofinansowuje instytucje artystyczne, umożliwiając zakup instrumentów smyczkowych. Niepisaną zasadą jest, że instytucje państwowe, takie jak filharmonie, kupowały instrumenty dęte, perkusyjne i fortepiany, a smyczkowcy przychodzili do orkiestry ze swoim wianem i grali na tym, co mieli. Zdarzały się instrumenty dobre, które nie zostały rozkradzione w czasie wojny albo po wojnie wywiezione i sprzedane za bezcen. Dzisiaj oczywiście wielkie nazwiska, jak Stradivari, Guarneri, osiągnęły niewyobrażalne ceny i na ich zakup mogą sobie pozwolić tylko banki, bogate fundacje czy ministerstwa bogatych państw. Niektóre kraje dokonują wręcz rewolucji w dziedzinie kultury, np. dbając o poprawę poziomu muzycznego, jak chociażby kraje skandynawskie. Dzieje się to także dlatego, że w pewne dyscypliny inwestowane są olbrzymie państwowe środki finansowe. Orkiestra AUKSO kupuje instrumenty. – Składaliśmy aplikacje w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, otrzymaliśmy już drugi grant. Trzeba mieć trzydzieści kilka procent wkładu własnego, reszta jest dofinansowana przez państwo. Z puli zeszłorocznej udało nam się kupić jeden kontrabas, wiolonczelę i skrzypce. Dobrej klasy? – Tak, europejska średnia, ale są to instrumenty, na które normalnie pewnie nie byłoby nas stać. Kontrabas został kupiony w Niemczech. Lutnik jest tamtejszy, zresztą rynek kontrabasów jest dziś w Europie domeną Niemców. Za tegoroczny grant zostaną zakupione pewnie altówka, wiolonczela, kontrabas i skrzypce. Niedawno sprawdzałem osiem instrumentów, z których jeden szczególnie mi się podobał. Myślę, że ma wielki potencjał, i jest to właśnie instrument niemiecki. Notabene to instrument brata lutnika, na którego skrzypcach grałem przez ostatnich 10 lat, przedziwne. Są instrumenty francuskie, włoskie, ale niezbyt stare, bo wtedy ceny rosną. Takie zakupy to wyzwanie. – Chodzi o to, by państwowe pieniądze traktować jeszcze troskliwiej niż własne i dobrze nimi dysponować, znaleźć najlepszą relację ceny do jakości. Mamy też w orkiestrze kilka instrumentów zakupionych z pieniędzy prywatnych sponsorów albo szefów spółek czy przedsiębiorstw w Tychach. To instrumenty lutników polskich, w cenach, na które darczyńców było stać. Są lepsze od tych, na których graliśmy, ale oczywiście nie jest to najwyższa klasa. Instrumenty nie są własnością AUKSO. – Na samym początku postanowiłem, że instrumenty nie są przypisane do konkretnego muzyka w orkiestrze, ale są własnością Teatru Małego, gdzie muzycy mają etaty. Tak naprawdę są własnością miasta Tychy. Jeśli z jakiegoś powodu orkiestra przestałaby istnieć albo kolekcja instrumentów liczyłaby ich więcej, niż jest muzyków, mogłyby być użyczane uczniom szkoły muzycznej, którzy na pewno cierpią na brak dobrego sprzętu. Czy to u nas częste, że instrumenty muzyczne należą do miasta lub orkiestry? – Na Zachodzie dzieje się tak od dawna i zdarza się, że bardzo bogate orkiestry, np. najwybitniejsze niemieckie czy szwajcarskie, są właścicielami stradivariusów wartych czasami kilka, kilkanaście milionów euro. Tymi instrumentami orkiestry wabią świetnych muzyków, którzy jako soliści siadają na miejscu koncertmistrza i prowadzą orkiestrę. Być może te orkiestry w jakiś sposób ograniczają ich ambicje solistyczne, ale zapewniają grę na najlepszych instrumentach w świecie, więc to atrakcyjna propozycja. Tym bardziej że koncertmistrz w orkiestrze symfonicznej pracuje pół roku, a drugie pół ma na doskonalenie się w grze na instrumencie. Ten czas powinien przeznaczyć na granie koncertów jako solista i to się udaje. Czy inwestycja w instrument budzi zainteresowanie potencjalnych mecenasów? – Inwestycje w skrzypce czy wiolonczelę są tematem dużo bardziej abstrakcyjnym niż w obraz. Dla prywatnych inwestorów kupienie Cézanne’a czy Picassa jest lokatą pieniędzy, ale skrzypiec – w dalszym ciągu nie. Są różne teorie na temat tego, czy muzycy orkiestry
Tagi:
Beata Dżon-Ozimek