Przewrót w Tunezji mógł być zapłonem dla Egiptu, ale wydarzenia egipskie rozwijają się po egipsku – A jednak: Mubarak odchodzi. – Takie jest żądanie trwających od 25 stycznia wielotysięcznych demonstracji w Kairze i innych miastach Egiptu. Jedynym postulatem zwołanej 1 lutego tzw. milionowej demonstracji było odejście prezydenta. Była to swoista forma referendum narodowego. Prezydent nie ugiął się wobec tego werdyktu społecznego. W wygłoszonym tego samego dnia wieczorem orędziu zapowiedział, że nie zamierza kandydować w następnych wyborach, pragnie dokończyć kadencję i w jej pozostałych kilku miesiącach doprowadzić do pokojowego przekazania władzy następcy. Zapowiedział także zmianę konstytucji, a zwłaszcza jej artykułów 76 i 77 nakładających restrykcje dla potencjalnych kandydatów w wyborach. Oznacza to, że przyszłe wybory będą wielopartyjne. Mubarak nie będzie uciekał – „Gazeta Wyborcza” napisała, że prezydent po oddaniu władzy wyjedzie do Arabii Saudyjskiej, dokąd podobno już wyekspediował większość rodziny i żonę. – Nie znam takich informacji. Nie sądzę, aby Mubarak zamierzał uciekać z Egiptu. W orędziu stwierdził, że jest „synem sił zbrojnych”, obywatelem Egiptu i tu chce umrzeć. W pogłoskach o wyjeździe jest wiele z zachodniego sposobu myślenia, w którym nie uwzględnia się orientalnego poczucia godności. Karama, czyli godność, to w rozumieniu Wschodu jedyny skarb, jaki człowiek posiada, nawet gdy już nic nie ma. Jest to wartość bardzo osobista. Jej pozbawienie lub utrata to jak utrata życia. Mubarak jest generałem, byłym dowódcą egipskich sił powietrznych, uczestnikiem wojny arabsko-izraelskiej w 1973 r., głową państwa, za którym stoi dziedzictwo 6 tys. lat cywilizacji. To nie jest człowiek, który będzie uciekał. Presja polityków zachodnich, łącznie z Obamą, na jego szybką rezygnację przysparza mu zwolenników, bo jest presją zewnętrzną. Tego na Zachodzie się nie rozumie. – Tych, którzy trzymają transparenty: „Game over, Mubarak”, chyba nie interesuje za bardzo prezydencka godność. – Może nie wszystkich, ale na pewno woleliby, aby jego rezygnacja nastąpiła w wyniku ich presji i protestu. Mubarak w orędziu postawił naród wobec alternatywy: albo w spokoju dokończę kadencję, wprowadzając zapowiadane reformy polityczne, albo kraj pogrąży się w chaosie. To na tym tle pojawiły się manifestacje zwolenników prezydenta. Ludzie chcą stabilizacji. Drugi tydzień uczestniczą w demonstracjach, kraj praktycznie nie funkcjonuje, nieczynne są szkoły, uczelnie, giełda, zakłady pracy. Ludzie nie pracują, nie zarabiają, zaczynają się problemy z aprowizacją. Dlatego jedni mówią: skoro zapowiedział, że odejdzie, to dajmy mu szansę, najwyżej wyjdziemy ponownie na ulicę. Drudzy mówią: nie, skoro wyszliśmy, to zakończmy sprawę. Ten podział jest niebezpieczny, bo grozi utrwaleniem i bratobójczymi starciami, do których już doszło. Słusznie mówi jeden z ministrów nowego rządu, wzywając opozycję do rozmów: nie możemy pozwolić, by Egipt stał się nową Somalią. – Trudno się dziwić nienawiści do dyktatora. – Nie stosowałbym tego terminu wobec Mubaraka, choć mam świadomość często skrajnie autorytarnego charakteru jego rządów. Sami Egipcjanie też tak go nie nazywają, mimo zdecydowanie negatywnych uczuć, jakie żywią do niego po trzech dekadach jego rządów. Bardzo emocjonalnie domagają się jego rezygnacji, bo jest symbolem reżimu, który zawiódł, który przez swój represyjny charakter przyniósł wielu z nich cierpienia, biedę, brak perspektyw. Ale nie wydaje mi się, by wielu chciało go sądzić, rozliczać czy skazywać. Egipcjanie nie mają takiego charakteru. I jeszcze jedno – prezydent nie może odejść tak z dnia na dzień. Z jednej strony, generalicja to jego młodsi koledzy lub wychowankowie i mają dylemat psychologiczny w odniesieniu do najwyższego dowódcy sił zbrojnych. Z drugiej strony, skorumpowani działacze rządzącej Partii Narodowo-Demokratycznej mają świadomość, że będą rozliczani po jego odejściu. – Czy to jest w ogóle możliwe? W Iraku nie włączono ich do struktur nowego państwa albo zrobiono to szczątkowo. – To są odmienne sytuacje. Egipt to nie Irak, a w Iraku zrobiono źle. Ambasador Bremer, rozwiązując armię iracką i delegalizując partię Baas, doprowadził do zniszczenia struktur państwa. Egipska NPD zapewne się zmieni, ale nie zostanie zdelegalizowana, bo co oznaczałyby przemiany demokratyczne kraju? – A czy możliwe jest podzielenie się władzą na wzór okrągłostołowy? – To już następuje, bo w tym kierunku wiodą apele władzy i opozycji o podjęcie dialogu. Tylko że egipski okrągły stół
Tagi:
Kuba Kapiszewski