Mundur i dziewczyna
Nz. dyrektor MWL Wojciech Bartoszek, Małgorzata Derlacz-Chmielowiec z Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni i Barbara Morawiak
Cenna kurtka Royal Navy z bydgoskiego lumpeksu Bydgoszczanka Basia Morawiak, uczennica tamtejszego liceum plastycznego, lubi szperać w lumpeksach, poszukując ciuchowych skarbów. Szuka ubrań do noszenia na co dzień, ale i do przerobienia na kostiumy, które z pasją projektuje od kilku lat. Zna wszystkie second handy w mieście. Ten przy placu Poznańskim odwiedza często przed lekcjami angielskiego. I właśnie na początku grudnia ub.r. również tam weszła, bo do korepetycji było jeszcze trochę czasu. A napis na sklepie: „Wszystko za 2 zł” brzmiał bardzo zachęcająco. Prawie natychmiast dostrzegła granatowy rękaw ze złoto-bordowymi zdobieniami, który wystawał z jednego z wieszaków. – Chwyciłam i od razu zauważyłam, że jest ciężki – wspomina 18-latka. – Z dobrego materiału, solidnie uszyty. A cała marynarka wyglądała po prostu jak część kostiumu. Z teatru? Z prywatnej kolekcji? Na pewno nie z sieciówek. Chyba cztery razy upewniałam się, że kosztuje tylko 2 zł. Nie mogłam uwierzyć. Przecież za takie cudo dałabym dużo więcej! Uznałam, że niemal za darmo będę miała wystrzałową marynarkę! Ze zdobyczą z lumpeksu pobiegła na korepetycje. – Mój nauczyciel, mądry Anglik po siedemdziesiątce, tylko rzucił okiem na marynarkę i od razu skojarzył z mundurami brytyjskiej Royal Navy. Zaraz po korkach, jeszcze na przystanku autobusowym, zaczęłam pilniej się przyglądać marynarce. A zwłaszcza jej ciężkim guzikom. Na tropie marynarki Ale gdy w domu wyszukała w internecie ubiory brytyjskiej marynarki wojennej, zobaczyła na zdjęciach zupełnie inne mundury. W końcu jednak wygooglowała także marynarkę od galowego munduru identyczną jak ta z lumpeksu. A obok był napis, że to galowe umundurowanie brytyjskiej marynarki wojennej z czasów II wojny światowej. Nie mogła uwierzyć, że za 2 zł kupiła wojenny zabytek. – Myślałam, że to podróbka i w internecie szukałam porad, jak rozpoznać fałszywy mundur. Okazało się, że m.in. po guzikach. Te prawdziwe muszą być pełne, ciężkie, mosiężne, a nie takie cienkie blaszki, jakie teraz produkują. Moja marynarka miała pełne! Inne testy internetowe też zdała. – Właściwa ocena tej marynarki nie nastręczy kłopotów fachowcowi, ale dla laika to trudne – ocenia Wojciech Bartoszek, dyrektor Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy. Dodaje, że mundury trafiają do muzeum bardzo rzadko. – Nie więcej niż kilka rocznie. A wojenne i przedwojenne jeszcze rzadziej. Gdy są dobrze zachowane, nawet niekompletne – to prawdziwe rarytasy. Najczęściej ludzie przynoszą nam zdjęcia. Rocznie z fotografiami dokumentującymi działania wojska i ludzi z nim związanych zgłasza się 50-100 osób. Barbara Morawiak: – Dopiero po internetowych testach na oryginalność metodycznie obszukałam marynarkę i znalazłam w kieszonce naszywkę z datą 10.11.42, nazwiskiem C.R. Manassah i nazwą firmy – Gieves Ltd. A więc jednak mundur brytyjskiego wojskowego z 1942 r.! – Znakowanie mundurów nazwiskiem czy datą nie wynika z przepisów wojskowych – twierdzi Marek Zwiefka, historyk zbiorów mundurowych bydgoskiego Muzeum Wojsk Lądowych. – To raczej krawcy, którzy szyli mundury, często kilka jednocześnie, oznaczali je naszywkami, żeby nie pomylić, który jest dla którego oficera. – Zaczęłam szukać we wszystkich bazach danych dostępnych w internecie oficera o nazwisku Manassah – opowiada dalej Barbara Morawiak. – Ale mało skutecznie. Jedynie upewniłam się, że taki człowiek istniał. Niewiele owocniejsze okazały się poszukiwania ludzi o takim nazwisku. Jakby cała rodzina, która przecież gdzieś musiała być, zapadła się pod ziemię. Poszłam wtedy spać chyba o trzeciej czy czwartej nad ranem, tak mnie wciągnęło! Syn zza oceanu W kolejnych dniach na jednym z amerykańskich koledżów udało jej się wytropić profesora o nazwisku Manassah. Mejlowo ustalili, że – po pierwsze – jest on synem nieżyjącego już komandora podporucznika, wojskowego inżyniera z Anglii, który m.in. rozminowywał po wojnie wody przybrzeżne Europy, po drugie zaś, o tacie może powiedzieć niewiele, bo go słabo znał. Po trzecie, marynarka najprawdopodobniej trafiła do second handu po wielkim sprzątaniu domu taty przed sprzedażą nieruchomości. A po czwarte, profesor zgadza się na oddanie munduru do muzeum. Barbara bowiem, gdy tylko zobaczyła plakietkę z nazwiskiem i datą, wiedziała, że ta marynarka nie może zostać u niej w domu. – Dlatego, że mam dziadka, który był wojskowym, i mam duży szacunek dla weteranów – tłumaczy. – A to jest zbyt cenna rzecz, żeby leżała i kurzyła się w prywatnej szafie. Nie wiedziałam tylko,
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety