Murzyn parlamentarny

Z GADZIEJ PERSPEKTYWY Marzy mi się Murzyn w naszym parlamencie. Czarny jak Olisadebe, o niekoniecznie tak czarnych poglądach, jakie posiada pan poseł Ryszard Czarnecki. Murzyn z orzełkiem na legitymacji poselskiej lub senatorskiej. Równie skuteczny jak czarny reprezentant biało-czerwonej reprezentacji w piłkę kopaną. W polskim parlamencie jedynie mniejszość niemiecka ma osobną, dwuosobową reprezentację. A gdzież inne mniejszości narodowe? Co z tego, że wiadomo, iż ów parlamentarzysta jest Ukraińcem, tamten Białorusinem, zaś jeśli chodzi o tzw. żydów, to, wedle antysemickich pisemek, stanowią w Sejmie większość. Wiem, bo też za „żyda” robiłem. Marzy mi się Murzyn w naszym parlamencie. Czarny na biało-czerwonym tle, skuteczny jak naturalizowani serbscy koszykarze. Marzy mi się, bo niestety, nasz parlament całkiem niedawno uchwalił ustawę o cudzoziemcach. Zamykającą nasz kraj przed ludźmi z innych narodów, którzy chcieliby się w nim osiedlić. Co gorsza, dyskryminujący małżeństwa mieszane. Formalnie nowe prawo ma usprawnić wyłap tzw. fikcyjnych małżeństw, czyli zawartych jedynie dla zalegalizowania pobytu cudzoziemca w naszym kraju. Tak się bowiem na tym najlepszym z globów złożyło, że Polska stojąca w przedpokoju Unii Europejskiej stała się dla obywateli byłego ZSRR, Wietnamczyków i Chińczyków krajem atrakcyjnym. Wartym osiedlenia się na dłużej. A często tranzytowym przystankiem dla przyszłego skoku do najbogatszych krajów UE. Nic dziwnego, że coraz więcej w naszym kraju tamtejszych „nielegalnych”. Cierpiących tak samo, jak nasi nielegalni rodacy w krajach Unii. Od lat paru masujemy parlamentarne mózgi Belgów, Holendrów, Niemców, przekonując ich, że za lat parę polskopaszportowcy będą w UE już ludźmi legalnymi. I dlatego zamiast marnotrawić publiczne pieniądze na wyłapywanie ich, warto tę sumę przeznaczyć na programy adaptacji „nielegałów” w legalnych warunkach. A jednocześnie sami stawiamy bariery dla przybyszów, dla obecnych już w naszym kraju „nielegalnych”. „Żaden człowiek nie jest nielegalny” – piszą na murach lewicowcy. Zapisana na papierze ustawa pozwala teraz odmówić zgody na pobyt nawet cudzoziemskiemu małżonkowi. Jeśli oboje małżonkowie nie mieszkają razem, nie mówią językiem zrozumiałym dla obojga, albo mało o sobie wiedzą. No i teraz martw się urzędniku. Czy język angielski można uznać za zrozumiały dla obojga np. Polki i Nigeryjczyka? Czy nie mieszkają razem, bo małżeństwo jest fikcyjne, czy tylko dlatego, że nie mają własnego mieszkania, jak wiele par polsko-polskich? Czy wiążąc się węzłem małżeńskim, ludzie o sobie wiedzą dużo, czy mało? Marzy mi się Murzyn w polskim parlamencie. I Wietnamczyk, zachwycający polskojęzycznymi oracjami, bo nasi Wietnamczycy zachwycają zdolnościami językowymi. A także Ormianin i cała frakcja Ruskich. Marzy mi się reprezentacja tureckich, chińskich radnych w stołecznym samorządzie. Bo skoro jemy u Turka czy u Chińczyka, to czemu oni nie mogą mówić swoim głosem? Oni, obywatele aktualnej Rzeczypospolitej, coraz bardziej wielu narodów. Wspominając czasy naszej dawnej świetności (ach, gdzież te niegdysiejsze kolonie Ormian, miasteczka Bełz, wsie tatarskie…), powtarzając, że kuchnia polska to: ruskie pierogi, kołduny litewskie, barszcz ukraiński i karp po żydowsku, lekką rączką stale podpisujemy się pod hasłem „Polska dla Polaków”. Zamykając się, kisząc naszą ksenofobię. Marzy mi się Murzyn w polskim Sejmie. Przemawiający gwarą śląską. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 30/2001

Kategorie: Blog