Muzea bez dzieł sztuki

Muzea bez dzieł sztuki

Jeżeli właściciele zabiorą swoje kolekcje, wiele muzeów zostanie zamkniętych – Duża ilość wniosków o zwrot dzieł sztuki wynika z tego, że w ostatnich latach rozwinął się rynek sztuki. Coraz więcej osób wie, że dobra kulturalne mają wymierną wartość pieniężną. Dlatego niemal każdy spadkobierca stara się coś odzyskać – mówi Kazimierz Stachurski, zastępca dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Szacuje się, że skala roszczeń we wszystkich polskich muzeach to około pół miliona obiektów. Gdyby wszyscy właściciele nagle odebrali swoją własność, wiele kolekcji, a nawet muzeów, trzeba by zamknąć. Muzeum Narodowe w Warszawie słynie m.in. z obrazów malarzy młodopolskich. Jednak ta kolekcja w każdej chwili może stopnieć. Spadkobiercy upominają się m.in. o „Orkę na Ukrainie” Leona Wyczółkowskiego, „Napoleona na koniu” Piotra Michałowskiego, „Chrystusa i jawnogrzesznicę” Henryka Siemiradzkiego, „Śmierć Ellenai” Jacka Malczewskiego. Kilka lat temu obrazy Jacka Malczewskiego schodziły na aukcjach za ok. 100 tys. zł, jednak obecnie są sprzedawane za niespełna połowę tej sumy. Dla muzealników to dobra wiadomość, bo dzięki temu właściciele nie śpieszą się z odbieraniem swoich depozytów. Nie jest to jednak wielka pociecha. Przez ostatnich sześć lat warszawskie Muzeum Narodowe musiało oddać właścicielom ponad 3 tys. obiektów (w tym ok. setki z działu polskiej sztuki nowożytnej, wśród których były też obrazy należące do stałej ekspozycji). W zbiorach tego muzeum nadal pozostaje ponad 25 tys. depozytów. Dziesięć zakupów w roku Muzeum Sztuki w Łodzi ma bogatą kolekcję sztuki współczesnej. Jak wyliczyła Janina Ładnowska, kustosz tej placówki, w latach 1966-1991 (za dyrekcji Ryszarda Stanisławskiego) zakupiono 5005 obiektów. Statystycznie rzecz biorąc, przez tych 25 lat codziennie coś kupowano (nie licząc dni wolnych od pracy), ponadto kilka tysięcy obiektów otrzymano w darze. Dzięki wytrwałości dyrektora Stanisławskiego, o którym mówiono z uznaniem, że miał „obsesję” na punkcie powiększania zbiorów, łódzkie Muzeum Sztuki jest jedynym w Polsce posiadaczem rzeźb Mirosława Bałki czy obrazów Romana Opałki. – Dzisiaj porównywalna skala zakupów wydaje się abstrakcją – mówi wicedyrektor placówki Jacek Ojrzyński. – W zeszłym roku kupiliśmy tylko dziesięć obiektów, dzięki dotacji z resortu kultury. Choć dotacja jest, przynajmniej w planie, wieloletnia, nie ma pewności, czy stan finansów publicznych pozwoli na wypłacenie środków w tym roku i latach następnych. Podobnie wygląda sytuacja w innych placówkach. Nie ma pieniędzy na zakupy. Skalę problemu najlepiej widać na przykładzie Muzeum Narodowego w Warszawie: w okresie 1945-1990 przyjęło ono do swoich zbiorów ok. 600 tys. obiektów, z czego tylko 10% kupiło. W krajach zachodnich muzea są wspierane przez liczne fundacje i prywatnych sponsorów, którym kupowanie dzieł sztuki po prostu się opłaca, bo istnieje korzystny system odpisów podatkowych. Nasze muzea muszą raczej liczyć na dary. Prawo i zaufanie Muzealnicy obawiają się nie tylko zabrania ze swoich zbiorów depozytów. Jeszcze bardziej boją się odebrania tzw. dóbr poszlacheckich, przywłaszczonych przez placówki po reformie rolnej. Dekret o reformie rolnej nie przewidywał rekwirowania mienia ruchomego, zabierano je na podstawie rozporządzenia ministra. Jednak jeśli byli właściciele i ich spadkobiercy udokumentują swoją własność, odzyskują ją na drodze sądowej. Kolekcje pochodzące z dóbr poszlacheckich znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach, zwłaszcza z pałacu w Kurozwękach. Kiedy je przywieziono, były w opłakanym stanie. Przez pół wieku kieleckie muzeum opiekowało się nimi i konserwowało je. Dyrektor, Alojzy Oborny, wspomina, jak kiedyś przyjechał z wizytą Marcin Popiel, spadkobierca dóbr kurozwęckich. – Obejrzał należące do niego obrazy i powiedział: „Jakoś tak głupio byłoby wszystko stąd zabrać”. I zostawił obrazy w muzeum. Dochodzenie swojej własności na drodze prawnej trwa długo, negocjacje nieraz ciągną się latami, zwłaszcza jeśli dyrektorzy nie chcą rozstawać się ze zbiorami. Franciszek Cemka, zastępca dyrektora departamentu dziedzictwa narodowego i ochrony zabytków w Ministerstwie Kultury mówi, że muzea nie mają prawa odmówić wydania depozytu, zaś gra na zwłokę podważa wiarygodność placówki jako instytucji zaufania publicznego. W muzeum czy w kościele Ksiądz Stanisław Bogdanowicz, proboszcz Bazyliki Mariańskiej w Gdańsku, od niemal ćwierćwiecza walczy o odzyskanie obiektów, które kiedyś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2002, 2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska