W ochronie i dbałości o najcenniejsze kolekcje prezentujemy wysoki poziom europejski Janusz Czop – wicedyrektor ds. konserwacji i przechowywania zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie Czy pana zainteresowanie Gierymskimi, głównie Maksymilianem, to efekt polityki historycznej? – Zawsze jestem daleki od zastanawiania się, czy coś jest jakąś polityką, czy nie, tym bardziej kiedy chodzi o sztukę, która powinna być ponad wszystkim, zwłaszcza ponad teraźniejszością. Ten punkt widzenia ma szczególne znaczenie w mojej działalności, bo moje zainteresowania i stanowisko są związane z konserwacją zabytków, z zabezpieczaniem ich przed niszczeniem i z dbaniem, by te dzieła sztuki przetrwały wieczność, choć to brzmi bardzo abstrakcyjnie. Maksymilian to wielki malarz, a z bratem Aleksandrem to podwójna wielkość i teraz – kiedy dwa wielkie muzea, Muzeum Narodowe w Warszawie i Muzeum Narodowe w Krakowie, się zbliżyły – jest dobry moment, by zrealizować duży wspólny projekt „Bracia Gierymscy”. Dorobek Maksymiliana Gierymskiego wymaga bardziej prac konserwatorskich czy przybliżenia go publiczności? – Chyba jednak przybliżenia publiczności. Im bardziej wraz z kolegami z mojego muzeum wnikam w tę postać, tym lepiej widzę, że jeszcze wiele trzeba o niej mówić i wiele pokazywać, by była dobrze znana. W kwestii prac badawczych nie chodzi jedynie o interwencyjne prace konserwatorskie, ale jest to projekt, który ma przede wszystkim określić warsztat tego malarza, jego sposoby malowania, rodzaje używanych materiałów, przyzwyczajenia. Chcemy stworzyć pewną bazę wiedzy o Maksymilianie Gierymskim, która powinna być cały czas rozbudowywana i służyć do wykonywania kolejnych ekspertyz, ułatwiających porównywanie go z innymi artystami. DZIEŁO NR 1 Czy to ma być wkład w poznanie szkoły monachijskiej, do której zaliczał się starszy Gierymski? – Myślę, że to dopiero początek analizowania tej szkoły, mało rozpoznanej, jeśli chodzi o charakterystyczne cechy warsztatowe. Projekt naukowo-badawczy, który jest prowadzony przez konserwatorów, ale bardziej przez historyków sztuki, dotyczy przeanalizowania twórczości Gierymskiego jako chociażby pejzażysty, pokazania go jako znaczącego przedstawiciela owej szkoły. Obiektem podobnych analiz powinni się stać także kolejni artyści szkoły monachijskiej. To, co robimy w stosunku do Gierymskiego, stanowi efekt interdyscyplinarnego patrzenia od kilku lat na badania w obszarze dziedzictwa kulturowego. Historycy sztuki, konserwatorzy, fizycy, chemicy i wszyscy inni mogą się przyczynić do głębszego poznania danego artysty, a wraz z nim jego epoki. W przypadku Gierymskich będą się wypowiadać również psychiatrzy. Wiem, że szykujecie ogromne przedsięwzięcie związane z Henrykiem Siemiradzkim. Badacie jego dzieło „Pochodnie Nerona”, które było zaczynem krakowskiego muzeum, choć gdyby kupił je car, muzeum powstałoby później, a może nawet wcale by go nie było. – Ale car „Pochodni” nie kupił, bo odradzono mu je jako wywołujące zbyt jednoznaczne skojarzenia również z sytuacją w Rosji w tym czasie. Oczywiście możemy powiedzieć, że Siemiradzki to ojciec chrzestny naszego muzeum, podarował nam bowiem swoje dzieło – wielkie także pod względem wymiarów, ma blisko 30 m kw. Zostało ono wpisane do księgi inwentarzowej z numerem 1 i do dzisiaj na odwrocie płótna ten numer widnieje. O projekcie badawczo-ekspozycyjnym dotyczącym Siemiradzkiego myślimy już od kilku lat, chcemy zorganizować wielką wystawę monograficzną poświęconą temu artyście, związanemu z trzema państwami. Siemiradzki, Polak urodzony pod Charkowem, studiujący w Petersburgu, uważany jest przez Rosjan za ich malarza. A ponieważ długo mieszkał w Rzymie, tam wiele namalował, również Włosi się do niego przyznają. Na jakim etapie jest „projekt Siemiradzki”? – Obecnie trwają badania wszystkich obrazów, do których mamy dostęp. „Pochodnie Nerona” zostały niedawno prześwietlone promieniami rentgenowskimi. Można powiedzieć, że pobiliśmy rekord świata, bo tak wielkie dzieło nigdy nie było fotografowane tą metodą. Mając cyfrowy aparat rentgenowski, wykonaliśmy prawie 300 zdjęć, które teraz musimy komputerowo posklejać, by otrzymać cały obraz dzieła. W ten sposób przebadaliśmy wszystkie dostępne nam prace Siemiradzkiego. Idea olbrzymiej, międzynarodowej wystawy jego twórczości jest więc bliska ziszczenia się. Ale kurtyny z Teatru im. Słowackiego chyba nie przywieziecie do muzeum? – Nie, nie będziemy jej przewozić, bo jest obok, ale oczywiście będzie duże przemieszczanie jego obrazów. Wystawę, którą planujemy w nieodległym czasie, współorganizują Galeria Trietiakowska w Moskwie i Muzeum Narodowe w Warszawie. Pierwsza ekspozycja byłaby w Moskwie, druga w Krakowie, w Sukiennicach, które stanowią znakomite
Tagi:
Paweł Dybicz