My… psychiczni
Sześć milionów Polaków potrzebuje pomocy psychiatry Spotykałam ją od kilku dni w korytarzu warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Siedziała z torbą wypchaną termosami, słoikami. Zmęczone oczy, twarz jeszcze bez zmarszczek, ale szara, włosy od dawna niefarbowane, z odrostami. Po jakimś czasie na końcu korytarza pojawiał się młody człowiek w dresie i szurając, sunął w jej stronę. Kilkudniowy zarost, kluskowate ciało, somnambuliczne ruchy. Wpatrywała się w niego spięta, a gdy był już blisko, wciągała na twarz uśmiech. Po chwili on grzebał nerwowo w jej torbie mamrocząc: – K… nie ma fajek. Ona go uspokajała, głaszcząc po plecach. – Chodź synku, idziemy na spacer – powtarzała. – Nie wzięłaś, k…, fajek. A mówiłem! – głos zamienił się w ryk. Ona nadal szeptem: – Cicho, cicho, kupimy papierosy w kiosku, świeże powietrze dobrze ci zrobi, pan doktor się zgodził. I prowadziła go, bluzgającego ordynarnymi słowami, koło wartowni, na ulicę. Następnego dnia, w drodze do kliniki, zaczęłyśmy rozmawiać. – On był jak panienka, nigdy brzydkiego słowa. Gdy ktoś przy nim zaklął, to się rumienił. I taki ładny, szczupły, wysportowany – opowiadała o synu. Co roku świadectwo z czerwonym paskiem. To stało się pięć lat temu, gdy był na drugim roku medycyny. Przyszłam z pracy i zobaczyłam go na łóżku z kołdrą na głowie; coś do siebie mamrotał. Tak ukrywał się przez kilka dni – gdy biegł do toalety, rozglądał się wokół jak zaszczute zwierzę. Potem zaczął w nocy wyć. Jak pies. Gdy zdemolował mieszkanie, a ubrania powyrzucał przez okno, wezwała karetkę. W klinice postawiono diagnozę – schizofrenia. Dziś ona wiele wie o tej chorobie. Wytłumaczyła jej lekarka prowadząca Darka. Dzięki temu nie wpada w panikę, gdy przychodzą dla syna niedobre dni. I potrafi sobie wytłumaczyć tę nieczułość, agresywność na jej widok. Są wśród nas – Chory na schizofrenię ma poczucie, że granica pomiędzy nim a drugą osobą została rozbita i już nie istnieje – wyjaśnia dr Andrzej Cechnicki, koordynator polskiego programu „Schizofrenia. Otwórzcie drzwi” organizowanego przez Światowe Towarzystwo Psychiatryczne. Pacjent nie wie, czy myśli, które ma w głowie, są jego, czy tej drugiej osoby. Wpada w panikę, bo wydaje mu się, że jego umysł rozpada się na kawałki. Słyszy jakieś głosy. Jego centralny układ nerwowy jest pobudzony do granic wytrzymałości – nie może znieść świata, który na niego napiera, przygniata. Więc wycofuje się z życia, ucieka do własnego świata fantazji i urojeń. Nie ma w nim ludzi, którzy kiedyś byli obok. Nawet tych najbliższych. Każdy, kto na niego patrzy, jest wrogiem. Aż 10-15% chorych podejmuje próbę samobójczą, a ponad połowa tych prób kończy się śmiercią. Schizofrenię może wywołać silny stres. W 80% zapadają na tę chorobę ludzie młodzi, rozbudzeni intelektualnie, do 28. roku życia. Nie wiadomo, ile osób w Polsce cierpi na schorzenia psychiczne. W specjalistycznych szpitalach leczy się rocznie ok. 1 mln pacjentów; ciągle ich przybywa. Od roku 1990 nastąpił wzrost zachorowań o 30%. – Około 6 mln ludzi ma różnego rodzaju problemy związane ze zdrowiem psychicznym – twierdzi prof. Czesław Czabała z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Wiele z tych dolegliwości związanych jest z nadużywaniem alkoholu i środków psychoaktywnych oraz leków nasennych, uspokajających, przeciwbólowych. Na narastające zagrożenia zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży wskazuje prof. Irena Namysłowska z tej samej kliniki. Jej zdaniem, zaburzenia dotykają 10-20% tej populacji. Skąd ta choroba? Nie ma sporu między lekarzami i psychologami co do przyczyn eksplozji chorób psychicznych w Polsce w ostatnim dziesięcioleciu. I co do tego, że uderzyła ona przede wszystkim w ludzi młodych. Przyczyny, a raczej ich splot, też są zdefiniowane. To skutki transformacji – z jednej strony, beznadzieja bezrobocia, z drugiej, obłąkańczy rytm pracy i nieustający lęk przed jej utratą. Na takim gruncie dochodzi do rozpadu rodziny, wejścia na drogę kolizji z prawem. Osoby mniej odporne psychicznie usiłują uporać się ze swymi problemami, nadużywając alkoholu, środków psychoaktywnych oraz leków nasennych, uspokajających lub przeciwbólowych. Transformacji towarzyszy załamanie podstawowych norm moralnych: korupcja, prywata. Nie ma autorytetów, przejrzystych procedur, wyraźnie zarysowanych granic praworządności. Taki stan szarpie nerwy osób z rozbudowanym instynktem społecznym