To nie jest konflikt religijny Rozmowa z biskupem Tadeuszem Pieronkiem, rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej – W toku wojny irackiej obie strony powołują się na obronę najwyższych wartości: ojczyzny, sprawiedliwości. Imamowie w Bagdadzie i Basrze wzywają pomocy Allaha dla obrońców miast irackich, kapelani w szeregach aliantów powierzają nacierających żołnierzy opiece Jezusa. Ta wojna to również konflikt religii? – Nie daj Boże, żeby tak było. To jest konflikt między suwerennymi państwami. Nie należy powoływać się na wolę Boga w przypadku wojny. Bóg nie jest Bogiem wojny, lecz pokoju. Jest to więc nadużycie. Obie religie – i chrześcijańska, i muzułmańska – głoszą to samo w sprawie wojny, ponieważ nie może być inaczej. Chyba że mamy jakiś rodzaj ugrupowania, ruchu, który podaje się za religijny, a głosi śmierć i walkę. – Czy jednak pojęcie dżihadu jako świętej wojny w pewnej fazie historii chrześcijaństwa nie było mu bliskie? Mam, oczywiście, na myśli wyprawy krzyżowe. – Fundamentalizm wzrasta w różnych kolebkach. Taki klasyczny fundamentalizm chrześcijański zrodził się, jak wiadomo, w Ameryce, w ugrupowaniach protestanckich. Ale znamy też fundamentalizm żydowski. I właściwie na całym świecie można te fundamentalizmy odnosić do jakichś ideologii. Niekoniecznie do religii – głównie do ideologii. Wydaje mi się, że fundamentalizm jako taki jest ideologią. Żywi się bardzo często czy to patriotyzmem, czy religijnością, czy też religią jako taką. – Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który poszedł się modlić do meczetu i dwukrotnie zorganizował w Asyżu – ku przerażeniu co bardziej zachowawczych teologów – wspólne modły o pokój z udziałem przedstawicieli różnych religii. Ten dorobek pontyfikatu na polu zbliżenia religii monoteistycznych wydaje się teraz zagrożony. – Myślę, że to zbliżenie było bardzo potrzebne, a ponadto powinno być kontynuowane. Wysiłki nie były łatwe, bo przecież nie przez wszystkich akceptowane. Mają swój sens właśnie dlatego, że przełamują stereotypy. Przełamują zachowania przypominające okopywanie się w szańcach, przyznawanie racji samemu sobie zawsze i we wszystkim. – Papież, uważany za największy autorytet moralny świata, wypowiedział się niezwykle dobitnie przeciwko wojnie z Irakiem. Politycy zdecydowali inaczej. Jan Paweł II ryzykował swym autorytetem? – Autorytety mają to do siebie, że wskazują drogę niezależnie od tego, w którą stronę powieje wiatr. Nie można żądać od papieża innego stanowiska niż to, które zajął. Bronił pokoju do ostatnich granic nie tylko jako głowa Kościoła katolickiego, ale jako człowiek wierzący. Odwołał się do doświadczenia własnego życia, do doświadczenia wojny i różnych kataklizmów spowodowanych przez człowieka. – Jak kształtuje się stosunek do wojny irackiej wewnątrz polskiego Kościoła? – W Kościele mamy wachlarz opinii na temat wojny irackiej – od całkowitej negacji podjętych działań wojennych po ich zrozumienie i usprawiedliwienie niebezpieczeństwem, jakie dla Stanów Zjednoczonych i świata stanowi terroryzm ze strony państwa, które nie chciało się podporządkować wielu rezolucjom ONZ. Inna sprawa, czy wobec istniejących wątpliwości Polska powinna była tak jednoznacznie angażować się w konflikt. Czy powinna wysyłać swych żołnierzy do Iraku. – Jest to aspekt sprawy, który nurtuje ludzi Kościoła? – Skoro mamy układy zobowiązujące nas do pomocy tym, którzy są zagrożeni, to nawet jeśli jesteśmy liliputem w stosunku do USA, trzeba mieć na uwadze szersze tło sprawy i skutki własnych decyzji. Wydaje mi się, że taki partner jak Stany Zjednoczone jest nam bardzo potrzebny. W kluczowych momentach naszych dziejów byliśmy opuszczani przez różnych sojuszników. I bardzo często ci sojusznicy dogadywali się z naszymi wrogami ponad naszymi głowami. Historia nas nauczyła trochę rozumu. To jedna część odpowiedzi. Druga to pytanie, które sobie stawiam: czy było potrzebne aż wysyłanie tego skądinąd symbolicznego oddziału wojska? Pozostawiam je tym, którzy ponoszą odpowiedzialność za rządy, bo gdybym się do wszystkiego pchał… – Ale ma ekscelencja własną opinię na ten temat? – Tak. I ona jest taka, że to chyba nie było aż tak bardzo potrzebne. Patrząc na inne kraje, takie jak Hiszpania, Włochy, które zdecydowanie poparły rozwiązanie siłowe, ale o ile wiem, bezpośrednio się nie zaangażowały w wojnę. – Czy światu chrześcijańskiemu wobec wyraźnie odmiennej reakcji na wojnę iracką po obu stronach Atlantyku grozi ona jakimś rozdarciem? –
Tagi:
Mirosław Ikonowicz