U progu kampanii prezydenckiej PiS ożywia język antykomunizmu. Sztabowcom z Nowogrodzkiej kończą się już pomysły Lutowa konwencja Andrzeja Dudy, na której oficjalnie ogłoszono start kampanii urzędującego prezydenta, nie obfitowała w emocje. Było dość urzędowo i monotonnie. Z jednym tylko wyjątkiem – gdy pojawił się, bez wyraźnego związku z całą resztą wystąpienia, temat tzw. dezubekizacji, czyli faktycznie masowego odebrania świadczeń emerytalnych funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa, bez względu na charakter ich służby w PRL i III RP. Prezydent z bojową miną – tak zresztą niepasującą do wizerunku nieco fajtłapowatego i infantylnego polityka – odgrywał przed salą oburzenie na to, że „oni mieli takie świadczenia, podczas gdy zwykły człowiek, który całe życie ciężko przepracował i bardzo często walczył o wolną Polskę, miał bardzo skromne”. „Zwyczajnie im się to nie należało!”, sparafrazował, choć nie wiadomo, czy świadomie, klasyczny już cytat z premier Beaty Szydło. Na chwilę zrobiło się gorąco, a zgromadzeni nagrodzili prezydenta owacją. Był to jedyny wyrazisty akcent polityczny w 40-minutowym przemówieniu, dziwnie skąpym w obietnice i ambitne plany. Prędko jednak wyszło na jaw, że atak na „tych, którym się nie należało” – czyli ożywienie widma komunizmu – nie jest przypadkiem, lecz elementem większej publicystycznej i politycznej kontrofensywy. 9 lutego z okładki tygodnika „Do Rzeczy” straszyli Adrian Zandberg, Włodzimierz Czarzasty i głowa Karola Marksa (ta kamienna, na cokole w Chemnitz). Tytuł obwieszczał złotymi literami „ofensywę neomarksistów”. W „Gazecie Polskiej” na okładce znaleźli się Aleksander i Jolanta Kwaśniewscy, tygodnik pytał: „Skąd mają miliony?”. Gdy w wielkie wizerunkowe kłopoty wpędziła PiS Joanna Lichocka, i na to znalazła się odpowiedź – portal TVP Info w sensacyjnym tonie donosił o nagraniach z taśm Miller-Kulczyk, w których obaj panowie wypowiadali się krytycznie o Lechu Wałęsie. Gdy zaś szeroko zaczęło się mówić o obciążeniu dla kampanii Andrzeja Dudy, jakim jest postawiona na jej czele mecenas Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, media publiczne odpowiedziały atakiem na Monikę Olejnik, „córkę majora SB”. Wszystkie te zdarzenia mają wiele wspólnego. Słyszymy o nich, gdy partia rządząca zalicza potknięcia – to po pierwsze. Są dość symetryczne: wy nas CBA, to my was taśmami CBA, wy nas rzeczniczką Dudy, to my was Moniką Olejnik – to po drugie. A po trzecie, i najważniejsze, wszystkie są wyjęte ze starego repertuaru, fundują nam, szczególnie młodszym wyborcom, powrót do przeszłości, swoisty PiS 1.0. Krótko mówiąc, PiS wraca do języka antykomunizmu. Po co, dlaczego i jak to się sprawdzi w wyborach prezydenckich? Piosenki, które znamy Nie jest tajemnicą, że gdy czujemy się niepewnie, dopada nas lęk czy przeczuwamy nadchodzące zagrożenie, wracamy do tego, co znane i oswojone – w psychologii ten mechanizm obronny nazywa się regresją. Nie jest też tajemnicą, że rządzącym właśnie teraz, na kluczowym, pierwszym etapie kampanii prezydenckiej, ziemia usuwa się spod nóg. Zdradzają oni wszystkie typowe dla tego stanu objawy: nagłe i nie zawsze spójne decyzje, zwiększona agresja, nadpobudliwość. Dramatycznie potrzeba im sukcesu, który pozwoliłby się odbić i przejąć inicjatywę – ten jednak nie przychodzi. W tej sytuacji cały obóz PiS zdecydował się – z braku lepszych pomysłów – odgrzać martwy, wydawałoby się, i dawno już ostygły mit polityczny, będący przez lata znakiem rozpoznawczym tej partii. Komunizm (także z przedrostkami post- i neo-), który rzekomo zagraża Polsce w XXI w., czyhając na ojczyznę zarówno pod postacią uśpionych i chwilowo nieczynnych agentów dawnego reżimu, jak i importowanych z Zachodu nowych ideologii i mód intelektualnych, które niechybnie przerobią nasz kraj w homoseksualno-ekologiczno-rowerowy kołchoz im. Karola Marksa i Róży Luksemburg. Stąd czerwony Zandberg i Czarzasty na okładce tygodnika Lisickiego, stąd Kwaśniewscy i ogłaszanie sukcesu w walce z „funkcjonariuszami Moskwy” za pomocą odbierania świadczeń wdowom po policjantach i rent niepełnosprawnym mundurowym emerytom. Jednak powrót do języka antykomunistycznego jest dowodem nie siły, ale pogubienia i posuchy intelektualnej po stronie rządzących, tak przecież sprawnych dotychczas w kontrolowaniu narracji. Najmocniejszym atutem Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich, wygranych dla niego kampaniach była zdolność wymyślania nowych wrogów, na których koncentrowała się uwaga i przed którymi PiS miało zastraszone społeczeństwo obronić, takich jak uchodźcy, LGBT, lewacy atakujący Kościół. I były to pomysły skuteczne. Zarówno