Kubeł zimnej wody wylany na głowy dziennikarskich celebrytów w czasie stadionowych jasełek, które transmitowały ich macierzyste stacje telewizyjne, to symboliczny dowód myślowej i zawodowej mizeroty tuzów branży. Trzeba kompletnie odlecieć, by wierzyć, że tak można. I że w ogóle wypada tak postępować komuś, kto nie jest z kabaretu lub cyrku. Wiem, że słowa „nie uchodzi” są w tym światku kompletnym anachronizmem, ale tym bardziej sądzę, że dobrze opisują cały wachlarz zachowań ludzi mediów, które krok po kroku doprowadziły do tego, że prestiż zawodu dziennikarskiego spadł na najniższe szczeble drabiny wszystkich profesji. Gdziekolwiek zajrzeć, widać, jak psuto dobre obyczaje. I jeśli coś mnie w tym zadziwia, to kompletna nieprzemakalność na krytykę. Czołowym obrońcą demokracji jest np. Tomasz Lis. I dobrze, bo jak każdy ma do tego prawo. Ale tylko w Polsce mógł chodzić jednocześnie w dwóch kapeluszach: szefa prywatnego tygodnika i autora programu w telewizji publicznej, co pozwalało na autopromocję tygodnika w telewizji. Gdyby to była stacja komercyjna, nie byłoby w tym nic zdrożnego. Tak się często dzieje na świecie. Ale nie w telewizji utrzymywanej z abonamentu. Gdyby wejść na tę ścieżkę, to programy powinni mieć Mirosław Kuliś, bo wydaje „Angorę” (najlepiej sprzedający się tygodnik), Jerzy Baczyński z „Polityki”, Jerzy Urban z „Nie” czy Paweł Lisicki z „Do Rzeczy”. A to tylko początek listy. Jako jeden z niewielu bronię mediów publicznych, mimo że konsekwentnie psuli je politycy. I że najsprawniej w coraz gęstszej dżungli poruszają się nie najlepsi, ale najbardziej cwani. Bronię tych mediów, bo tylko ich sanacja może pomóc wszystkim. Ale by mówić o nowych, dobrej jakości mediach publicznych, trzeba rozwiązać dwa problemy. Po pierwsze – załatwić powszechne i stałe ich finansowanie. A po drugie – doprowadzić do uspołecznienia trybu powoływania rad nadzorczych i zarządów. Ale na to od 26 lat nie ma zgody świata polityki. Największego beneficjenta obecnego stanu rzeczy. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański