Iga nie zdążyła się jeszcze zakolegować z trawą Tomasz Iwański – główny trener Polskiego Związku Tenisowego Był pan przez pierwszy tydzień Wimbledonu w Londynie, śledził pan rozgrywki na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Club. Jaki w tym roku był ten turniej z bliska? – Uwielbiam Wimbledon. W tym roku nie towarzyszyłem jako trener konkretnemu zawodnikowi, tylko z ramienia Polskiego Związku Tenisowego miałem umówionych kilka spotkań biznesowych, które przy tej okazji są normą. Myślę, że niebawem poznamy efekty tych spotkań. Zdradźmy coś więcej. – Wkrótce zostanie podana informacja o nawiązaniu przez związek współpracy z jedną z największych firm menedżerskich na świecie. Poszerzy to jego współpracę z międzynarodowymi partnerami. Zaowocuje to m.in. tym, że słynna akademia Nicka Bollettieriego na Florydzie będzie w pewnych momentach udostępniana polskim zawodnikom za darmo. Jeśli na horyzoncie pojawi się ktoś młody, perspektywiczny, kontrakt zapewni mu prawidłową opiekę menedżerską, 12-, 14-letni mistrzowie Polski będą mogli pojechać na staże do USA, chodzi o wiele tego typu aspektów. Czekamy zatem na dobre wiadomości. Wracając zaś do Wimbledonu – w tym roku najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej zdecydował się przyłączyć do sankcji wobec Rosji i wykluczył z rozgrywek rosyjskich zawodników. Nie obyło się jednak bez zamieszania. – Tak, moim zdaniem klub podjął bardzo słuszną decyzję, wykluczając rosyjskich tenisistów z turnieju. To bywa trudne i niesprawiedliwe, ale bardziej niesprawiedliwe jest to, że Ukraińcy nie mają gdzie trenować, że na ich domy spadają bomby, że umierają dzieci. Jednocześnie fatalnie zareagowały ITF (International Tennis Federation) i ATP (Association of Tennis Professionals), pozbawiając Wimbledon punktów i czyniąc go turniejem, w którym w tym sezonie gra się o prestiż i pieniądze, a nie o miejsca rankingowe. Kompromitujące. Prowadził pan rosyjskie zawodniczki, mówi pan biegle po rosyjsku, ma kontakty z tamtejszymi sportowcami i szkoleniowcami. Co w kuluarach mówią o wojnie w Ukrainie? Bywają krytyczni wobec własnego państwa? – Na pewno nie wszyscy są proputinowscy, zdarzało mi się w prywatnych rozmowach słyszeć głosy jednoznacznie krytyczne wobec rosyjskiej inwazji. Jednak zdecydowana większość prezentuje poglądy bardzo antyukraińskie. Wielu zawodników rosyjskich – nie tylko z powodów osobistych, np. z obawy przed represjonowaniem rodziny – nie zajmuje jednoznacznego stanowiska antywojennego. Duża ich część celowo wkłada narodowe dresy z wielkimi napisami „Rosja”, ostentacyjnie kłócą się na turniejach z przedstawicielami innych nacji. Oni mają w genach propagandowe hasło „My, wielikaja Rossija”. I to jest straszne. Jak zamieszanie z punktami na Wimbledonie wpłynie na ranking? – To wprowadza ogromny chaos. Ale od początku. W teorii wszystkie turnieje wielkoszlemowe są własnością ITF, a ich organizacją zajmują się federacje krajowe podlegające prawu ITF. Wimbledon natomiast jest prywatnym klubem. Udostępnia bazę do organizacji turnieju, którego właścicielem jest ITF, ale robi to na swoich zasadach. ITF może co najwyżej zabrać turniejowi punkty, a Londyn może im powiedzieć, za przeproszeniem, pocałujcie nas w tyłek, i tak zrobimy turniej. Tyle że w tym roku żaden z zawodników, którzy rok temu wystąpili na londyńskiej trawie, nie obroni swoich punktów. Za wygraną w Wielkim Szlemie dostaje się 2 tys. pkt. Novak Djoković, który wygrał turniej i w ubiegłym roku, i w tym, z pierwszego miejsca w rankingu spadnie na siódme. Paradoksalnie po tym turnieju na pozycję lidera rankingu wysforuje się… wykluczony Rosjanin, Daniił Miedwiediew, który rok temu odpadł po meczu z Hubertem Hurkaczem. Sam turniej nie stracił na szczęście ani grama ze swojej atrakcyjności; świetna organizacja, mnóstwo ludzi, fantastyczne korty. Najlepszy turniej na świecie. Ale i on powoli się zmienia. Kiedyś nie do pomyślenia było cieszenie się na nim z błędów przeciwnika, np. z podwójnego błędu serwisowego, nawet gdy grał faworyt publiczności, Brytyjczyk. Dziś takie sytuacje się pojawiają. – Cały czas uważam, że Wimbledon jest najbardziej tradycyjnym turniejem, z najlepszą, najbardziej znającą się na dyscyplinie publicznością, która do tego jest najmniej szowinistyczna, gdy występuje jej reprezentant. Nie zmienia to faktu, że na całym świecie widać przejawy szowinizmu i Londyn również nie jest od nich całkowicie wolny. Ale jeśli ten szowinizm jest najbardziej widoczny na paryskim Roland Garros, to Wimbledon znajduje się na przeciwległym biegunie. Nie dramatyzowałbym akurat w przypadku tego turnieju, ale rzeczywiście w ujęciu