Na wysypisku prac naukowych

Na wysypisku prac naukowych

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Plagiatowanie dotyczy nie tylko mniejszych uczelni, ale także tych najbardziej szacownych. Dyskusja PRZEGLĄDU o stanie polskiej nauki.

Dr hab. med. Marek Wroński – emerytowany profesor uczelniany, felietonista miesięcznika „Forum Akademickie”, nazywany łowcą plagiatów

Kiedy rozmawialiśmy w 2008 r., powiedział pan: „W ostatnich kilku latach zgromadziłem kilkanaście udowodnionych przypadków plagiatu prac doktorskich”. Czy od tamtego czasu wiele się zmieniło w kwestii nieuczciwości naszej elity naukowej?
– Niestety, w ostatnim czasie wiele zmieniło się na gorsze. Problem wyniknął w 2018 r., gdy ówczesny minister nauki dr Jarosław Gowin zlikwidował większość przepisów pozwalających szybko karać odebraniem stopnia za naruszenia dobrych praktyk naukowych w awansach akademickich. Zlikwidował wprowadzoną w 2003 r. Ustawę o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz stopniach i tytule w zakresie sztuki, która szczegółowymi przepisami chroniła przed nierzetelnościami w doktoratach i habilitacjach. Obecnie niewielka część nowej, obowiązującej ustawy o szkolnictwie wyższym pozwala na ściganie tylko plagiatów w monografiach doktorskich i habilitacyjnych. Natomiast szczegółowe przepisy dotyczące pozostałych naruszeń – takich jak naruszanie praw autorskich, fałszerstwo i fabrykacja danych badawczych w dorobku naukowym – zostały zlikwidowane.

Czy minister Czarnek coś poprawił?
– On już miał wprowadzoną ustawę i zmieniał na gorsze inne rzeczy. Zlikwidowano Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów Naukowych, co znacznie osłabiło, a nawet uniemożliwiło kontrolę nad jakością nominacji awansowych w szkolnictwie wyższym. O połowę zmniejszono liczbę członków powołanej na to miejsce Rady Doskonałości Naukowej. Prawie zlikwidowano przepisy nadzorujące i kontrolujące procedurę przyznawania doktoratów, habilitacji i nominacji profesorskich. Szalenie obniżono prawne wymagania jakościowe. Przeforsowano zasadę, że wszystkie awanse naukowe idą drogą administracyjną – zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego, co dało ogromne możliwości odwoływania się od niekorzystnych decyzji. To sprawiło, że takie wykryte nierzetelne postępowania awansowe są latami unieważniane (jak odebranie plagiatowej habilitacji czy doktoratu). Na przykład sprawa odebrania plagiatowej habilitacji historyka prof. Mirosława Krajewskiego toczy się już 15 lat. Kolejne decyzje uczelni – tutaj Uniwersytetu Mikołaja Kopernika – zostają zaskarżone do sądu administracyjnego. WSA/NSA po kilku latach sprawę zwraca do ponownego rozpatrzenia z jakichś nieznacznych względów formalnych – nie podważając głównego argumentu, że potwierdzony jest w monografii znaczny plagiat naukowy, który wyklucza zatwierdzenie habilitacji. Uczelnia, a konkretnie Wydział Nauk Historycznych, poprawia błędy formalne i sprawa wraca w tryby odwoławcze, gdyż plagiator/jego prawnik wskazuje, że w międzyczasie wygasły przepisy, na podstawie których unieważniono nierzetelnie uzyskany przed laty stopień naukowy. I tak w koło Macieju. Również ostatnio ta sprawa wróciła, ale wyroku NSA ciągle nie ma, gdyż kolejne zażalenia blokują proces formalnie. Na przykład że w postępowaniu unieważniającym było trzech recenzentów, a nie czterech (zmieniły się przepisy). Co więcej, w składzie orzekającym sądu administracyjnego był jakiś neosędzia, plagiator złożył zatem wniosek o wykluczenie – ten problem z neosędziami wszystkich sądów może teraz rozstrzygnąć tylko Trybunał Konstytucyjny, więc sprawy sądowe zostały pozawieszane. Plagiatorom w to graj: nie ma prawomocnego wyroku, czyli nie jestem jeszcze winny. A czas ucieka!

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 26/2024

Kategorie: Nauka, Wywiady