Po 45 latach Amerykanie zastanawiają się po raz pierwszy, czy warto nadal blokować Kubę Franklin Delano Roosevelt, przyjmując w latach 40. ubiegłego wieku delegację z Kuby, odwołał się do „patriotycznej historii” wyspy i doradził bez ogródek Kubańczykom: „Nie opierajcie swego przemysłu turystycznego głównie na kasynach gry i prostytucji”. Prezydent USA, powodowany szczerą troską o stan moralności wyspiarskiego społeczeństwa, powiedział, że po to, aby na Kubę przyjeżdżali zamożni Amerykanie z „prawdziwymi pieniędzmi” i mogli tam przywozić swoje rodziny, trzeba im zapewnić „atrakcje i rozrywki (…) odpowiadające godności człowieka”. Rady Roosevelta, który miał jak najlepsze intencje, nie mogły zmienić rzeczywistości z uwagi na to, że rajska wyspa żyła w podwójnym uścisku, z którego nie mogła się wyzwolić. Przemysł turystyczny, a więc kasyna, hotele i prostytucja były w rękach amerykańsko-kubańskiej mafii. Słynny z hollywoodzkich filmów gangster Mayer Lansky zajmował na stałe całe piętro w jednym z hawańskich hoteli, skąd kierował swymi interesami na wyspie. Konkurencja amerykańskiej żywności, której produkcja była subsydiowana od czasu II wojny światowej przez rząd, sprawiła, że na Kubie ostało się praktycznie jedynie monokulturowe rolnictwo, tj. produkcja trzciny cukrowej. Największe plantacje i cukrownie należały do Amerykanów. Za swój cukier wyspa kupowała od Stanów Zjednoczonych całą potrzebną jej do życia ropę naftową. I to była trzecia zależność. Już nie podwójny, ale potrójny nelson. Gdy Fidel Castro po zwycięskiej rewolucji spróbował pójść za radą wielkiego Roosevelta, a nawet nieco dalej, starając się odzyskać niektóre kluczowe pozycje w gospodarce dla Kubańczyków, reakcja była brutalna i natychmiastowa. USA najpierw ograniczyły zakupy kubańskiego cukru i przykręciły kurek z ropą, a wkrótce ogłosiły handlową i gospodarczą blokadę wyspy. Wielka nafta Jeszcze pół wieku temu nikt nie słyszał o czymś takim jak „kubańska nafta”. Owszem, w środkowej części wyspy, w okolicach Matanzas, znajdowano niewielkie ilości ropy, podziemne „bąble” ropy i gazu, które błyskawicznie się wyczerpywały. Ropa naftowa przerabiana w wielkiej rafinerii pracującej na terenie portu oceanicznego w Hawanie zawsze była amerykańska. Antonio Nunez Jimenez w swym znakomitym podręczniku „Geografia Kuby”, wydanym w 1954 r., pisze: „Kubańczyk, jako wyspiarz, powinien patrzeć na morza, które go otaczają, jako na przedłużenie lądu”, pełne „niezmierzonych bogactw”. Wymienia wszystkie gatunki ryb pływających w tych morzach, ale ani słowa o ropie naftowej. Kubański geograf nie mógł wtedy wiedzieć, że owe wody przybrzeżne i morza kryją pod swym dnem największe kubańskie bogactwo, które w pierwszych dekadach XXI w. prawdopodobnie zapewni wyspie gospodarczą niezależność, zamożność i zupełnie nową pozycję w świecie. Słowa Jimeneza spełniły się po pół wieku. Już w pierwszym półroczu 2008 r. zagraniczne towarzystwa naftowe związane umowami z kubańskim koncernem państwowym Cuba Petroleos, w skrócie Cupet, przystąpią do jej eksploatacji. Jak ogłosiło w tych dniach kubańskie Ministerstwo Przemysłu Podstawowego, wiercenia prowadzone w ostatnich latach na wodach Zatoki Meksykańskiej w pobliżu wyspy, pozwoliły ocenić zasoby ropy, jakie się tam znajdują, na 4,5 mld m sześc., a gazu na miliard metrów sześciennych. Niedługo na powierzchni oceanu pojawi się armada wieża wiertniczych. Tymczasem całe kubańskie wydobycie ropy w ciągu ostatnich 45 lat to było zaledwie 40 mln m sześc. ropy. Właściwy kierunek poszukiwań ropy wskazali Kubańczykom geolodzy ze Związku Radzieckiego. W 1971 r. odkryli naftę pod dnem Zatoki Meksykańskiej, zaledwie 8 km od słynnej plaży w Varadero, na północnym wybrzeżu wyspy. Ta platforma dostarcza do dziś 40% kubańskiego wydobycia – 75 tys. baryłek mocno zasiarczonej ciężkiej ropy, a zatem paliwa niskiej jakości, które wymaga mieszania z importowaną ropą wyższych gatunków. Po tym sukcesie radzieckie wiercenia nic więcej nie przyniosły. ZSRR nie dysponował odpowiednią technologią do prowadzenia poszukiwań na wielkich głębokościach. Odkrycie zwróciło jednak uwagę specjalistów z zachodnich towarzystw naftowych na wody Zatoki Meksykańskiej okalające Kubę. Była to również kwestia środków, których Moskwie coraz bardziej brakowało. Wokół ciężaru finansowego, jaki utrzymanie rewolucji Fidela Castro stanowiło dla ZSRR, wytworzył się pewien mit. To prawda, że Moskwa wydawała dziennie na pomoc gospodarczą dla Kuby
Tagi:
Mirosław Ikonowicz