Najgłośniejszy zespół świata

Najgłośniejszy zespół świata

Deep Purple sprzedał ponad 100 mln płyt i dał niezliczone koncerty. Od ponad 40 lat nie zwalnia tempa, o czym przekona się polska publiczność Na początku była ambicja. W 1967 r. Chris Curtis, perkusista popowego zespołu The Searchers, snuł plany założenia własnej kapeli. Mając wsparcie Tony’ego Edwardsa, biznesmena gotowego zainwestować w branżę muzyczną, rozpoczął rekrutację do bandu. Nie musiał daleko szukać – pierwszy kandydat był jego współlokatorem. Klawiszowiec Jon Douglas Lord (1941–2012) przygodę z klawiaturą zaczął jako pięciolatek. W młodości był wolontariuszem w szkółce niedzielnej, podłapał etat w firmie adwokackiej, a w wolnych chwilach występował w przedstawieniach teatralnych. O talencie organisty świadczyły występy z The Artwoods, w latach 60. jedną z najlepszych angielskich grup rhythm’n’bluesowych. Idealnym kandydatem na gitarzystę był według Curtisa Richard Hugh Blackmore (rocznik 1945), czyli niepokorny Ritchie, gustujący w czerni i długich włosach „wiosłowy” udzielający się wówczas w szeregach The Outlaws. Sam Curtis w formowanym zespole Roundabout przewidywał dla siebie rolę śpiewającego perkusisty. Niestety, jego wydumane wizje „programu artystycznego” grupy sprawiły, że koledzy szybko pozbyli się „kreatywnego” muzyka. Tony Edwards nie zrezygnował jednak ze współpracy z Lordem i Blackmore’em. Basistą formacji został wtedy Nick Simper, natomiast jednym z kandydatów na wokalistę rówieśnik Ritchiego, Ian Gillan – wysoki, przystojny fan Elvisa Presleya obdarzony potężnym głosem. Myślący o karierze filmowej młodzian postanowił jednak zostać w macierzystym bandzie Episode Six, ostatecznie frontmanem został więc Rod Evans. Funkcja bębniarza przypadła zaś Ianowi Andersonowi Paice’owi (1948). Tym sposobem w 1968 r. uformował się pierwszy skład grupy, która podczas trasy po Skandynawii zmieniła nazwę na Deep Purple, nawiązując do ulubionej piosenki babci Ritchiego. Dźwiękowa alchemia Wizytówką Głębokiej Purpury stały się kompozycje łączące elementy rocka progresywnego, bluesa, popu oraz muzyki poważnej. Debiutancki album „Shades of Deep Purple” oraz wydany tuż po nim „The Book of Taliesyn” nie podbiły angielskich list przebojów, zyskując jednak pewną popularność za oceanem. Co ciekawe, kolejna płyta (potocznie zwana trójką) wywołała w Ameryce kontrowersje z powodu okładki okrzykniętej amoralną i antyreligijną. Na obwolucie longplaya znajdowała się reprodukcja „Ogrodu rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha… Kiedy Blackmore postanowił poprowadzić zespół w stronę brzmień bardziej hardrockowych, stało się jasne, że dla Evansa i Simpera nie będzie już miejsca. W tajemnicy przed nimi reszta składu urządziła przesłuchanie dla Iana Gillana i jego kumpla Rogera Glovera (również rocznik 1945), jak mało kto zaklinającego struny basu. Tym sposobem wykrystalizował się drugi, najważniejszy skład, mający w dorobku kilka przełomowych tytułów. Jednym z nich było przygotowane przez Lorda (początkowo bez wiedzy kolegów) „Concerto for Group and Orchestra”, epicki utwór będący pierwszym znaczącym przykładem współpracy grupy rockowej z orkiestrą symfoniczną, w tym przypadku dowodzoną przez dyrygenta i kompozytora Malcolma Arnolda. Warto wspomnieć, że kilka godzin przed koncertem w Royal Albert Hall Gillan nie miał co śpiewać, bo nie napisał ani linijki tekstu. Dopiero błyskawiczny wypad z Lordem do restauracji na obiad zakrapiany winem przyniósł słowa piosenek notowane na serwetce, a potem przepisane na kartki towarzyszące Ianowi podczas występu. 15-minutowa owacja na stojąco była najlepszą nagrodą za chwile pełne napięcia. Ale prawdziwy triumf przyszedł w 1970 r. za sprawą krążka „In Rock”. Cięższe brzmienia gitar duetu Blackmore-Glover, fantazyjne kompozycje Lorda testującego możliwości organów Hammonda, pędząca na złamanie karku sekcja perkusyjna oraz rozwrzeszczany wokal sprawiły, że takie utwory jak „Speed King”, „Flight of the Rat”, naprędce skomponowany singiel „Black Night” czy epicki „Child in Time” stały się wizytówką Deep Purple. Szczególnie ten ostatni utwór potwierdzał możliwości Gillana, który dzięki temu zagrał Zbawiciela w rockoperze „Jesus Christ Superstar” Andrew Lloyda Webbera. Po spektakularnym sukcesie „In Rock” – będącej obok drugiej płyty Led Zeppelin oraz „Paranoid” Black Sabbath punktem zwrotnym w historii heavy metalu – muzycy nie zasypiali gruszek

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2014, 2014

Kategorie: Kultura