Siedmiolatek szukający złomu zginął w ruinach kotłowni We Włocławku na dzieci zbierające złom runął betonowy strop kotłowni. Zginął siedmioletni Artur. Ludzie oskarżają ratusz. Prezydent twierdzi, że winni są wszyscy. – Gdy dobiegliśmy, chłopak już nie żył – mówią świadkowie wypadku. – Nie ruszał się, nie oddychał. We czterech ciągnęliśmy belkę, ale nawet nie drgnęła. Straż przyjechała od razu, pogotowie też. Powiedzieli, że nie żyje, i owinęli ciało czarną folią. Tak leżał pod nią parę godzin. A matka jak z kamienia, stała i patrzyła… Życie na Zakręcie Włocławski Zakręt to dziwne miejsce. Kilka bladych bloków, nie wiadomo skąd wyrosłych w środku lasu. Do miasta kilkanaście kilometrów. Byłe koszary ZOMO. Zbudowane ćwierć wieku temu. Żołnierska izba na rodzinę i jedna łazienka na skrzydło. Lokatorzy – jak bloki. Mówią o sobie zesłańcy. Najczęściej za niepłacony czynsz, czasem za demolki. Do tego pogorzelcy i usunięci siłą dzicy lokatorzy. Klienci opieki społecznej. Większość bez pracy. Żyją tu już parę lat, od dnia, w którym miasto przejęło koszary i urządziło w nich mieszkania socjalne. – Przystąpiliśmy natychmiast do akcji ratunkowej – relacjonuje do kamery ustawiony na tle ruin rzecznik prasowy strażaków. – Chłopiec już nie żył. Ustaliliśmy, że na miejscu katastrofy mogły być jeszcze inne osoby. W tej chwili czekamy na kamerę termowizyjną, żeby zweryfikować te informacje. Ma jeszcze jednego Ojciec Artura tego popołudnia wyjechał do miasta. Dla ludzi z Zakrętu drobne zakupy to wyjazd. Słysząc sygnały wozów ratunkowych, nie przypuszczał, że może to mieć związek z jego rodziną. Trzy lata temu przeżył tragedię. W wypadku samochodowym zginął jego najstarszy syn. Artur to średni. Jest jeszcze jeden, najmłodszy. Gdy ojciec przemierzał ulice Włocławka, Artur wraz z bratem w towarzystwie dwóch nastoletnich koleżanek buszowali po starej koszarowej kotłowni. Młotkami odkuwali beton od elementów zbrojenia. Stal to złom. Na Zakręcie nawet dzieci znają jego wartość. Chłopcy pracowali na dole. Dziewczęta na stropie. Dzieci nie przewidziały, że ich poprzednicy wydobywający złom poważnie uszkodzili konstrukcję budynku. W chwili gdy jedna z dziewcząt stanęła na stropowej belce, ta runęła w dół. Biegły na miejscu zdarzenia znalazł młotki. Należały do dzieci. Na Zakręcie nikt swej własności nie zostawia bez dozoru. – Obraz kamery termowizyjnej nie wykazał jakiegokolwiek źródła ciepła pod gruzowiskiem. W tej sytuacji możemy przystąpić do wydobycia zwłok – dziesięciu strażaków unosi do góry betonową belkę. W ich ruchach jest delikatność. Jakby od tego zależał los chłopca, z którego pleców zdjęli ten ciężar. Samochód z firmy pogrzebowej już czeka. Sąsiedzi odprowadzają do bloku półżywą matkę Artura i jej najmłodszego syna. Na trupie Ameryki Włocławek to raj dla zbieraczy złomu. Eldorado opuszczonych hal fabrycznych, linii kolejowych donikąd. Do przedwojennej nazwy Ameryka wróciła fabryka celulozy. Od lat nieczynna. Okradana z wszystkiego, co metalowe. Przed rokiem na brygadę złomiarzy runął strop rębalni. Tu przygotowywano do dalszej obróbki sosnową drągowinę. Zginął człowiek, drugi został ranny. Ale to byli specjaliści. Zmotoryzowani, z palnikami acetylenowymi. Kolejny sort to „kolejarze”. Spece od szyn. Przed laty przez powiat biegła wąskotorówka. Były plany, żeby odtworzyć ją dla turystów. Teraz trzeba by położyć nowe torowisko. Punktów skupu złomu we Włocławku jest tyle ile kościołów. W jednym z nich wydzielony sznurkiem kwadrat rzeczy do kupienia. Zabytkowa maszyna do pisania. Ma tabliczkę inwentarzową „Breslau. Adolf Hitler Platz”. Tuż obok kilkadziesiąt tablic z godłem narodowym. Orzeł w koronie. Żadnych śladów użycia. Kilka żelazek na duszę i skorupa pocisku artyleryjskiego. – Nie, nie wybuchnie. Co miało wybuchnąć, już jest wydłubane. Uchwała rady miejskiej zmusza skupy złomu do ewidencjonowania dostawców. Niedawna prowokacja dziennikarska zakończyła się sprzedaniem na złom kilku pokryw włazów do studzienek kanalizacyjnych. Włocławek zasłynął opowieścią o złomiarzach, którzy skradli wprost z ulicy sprawnego poloneza. Dojechali nim do skupu i tu sprzedali w całości po cenie złomu. W środku miasta, w biały dzień ekipa remontowa demontowała most na Zgłowiączce. W chwili gdy policja odkryła, że to złomiarze, do wywiezienia była gotowa bariera oddzielająca ulicę od rzeki. Ale szara piechota pracuje w ruinach. Młotek, przecinak, wózek na kołach rowerowych… Przecież wszyscy wiedzieli Gapie powoli się rozchodzą. Nawet
Tagi:
Marek Ledwosiński