W najnowszym (31/2017) numerze Przeglądu polecamy

W najnowszym (31/2017) numerze Przeglądu polecamy

W poniedziałek, 31 lipca, w kioskach 31. numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Na stos Jerzy Grzelak, pseudonim „Pilot” w sierpniu 1944 r. miał zaledwie dziewięć lat. Do powstania zgłosił się dobrowolnie. W 2011 r. wspominał: „Któregoś dnia spotkałem mojego kolegę Jureczka. Miał może z 16 lat. (…) Niedługo potem przynieśli Jureczka, dostał postrzał w głowę”. Powstanie warszawskie pochłonęło życie ok. 180 tys. cywilów. Aż 33 tys. to dzieci. Ginęły w walce, 11-letni ochotnicy nie byli rzadkością. Oczywiście w wielu przypadkach dowódcy odsyłali dzieci do domu, ale czasami przyjmowali ich zapał z dobrodziejstwem inwentarza. Zwłaszcza gdy powstanie się przedłużało, a liczba dorosłych ochotników topniała, dziecięcy wiek przestawał być przeszkodą. Wybuch powstania zrobił też z najmłodszych jego mimowolnych uczestników. Towarzyszyli rodzicom i rodzeństwu w codziennej walce o przetrwanie, ginęli pod bombami. Hanna Irena Zatorska, lat 10: „Leżałam pod gruzami od godziny 12 w południe do zachodu słońca. Krzyki, wrzaski, okropności…”. Byli świadkami scen, których żadne dziecko nie powinno oglądać. Maria Hankiewicz, lat 11: „Kobieta leżała zgwałcona na ławce, piersi obcięte. Poznałam ją tylko po tym warkoczu”. Adam Paciorek, lat 10: Mężczyzn ustawiono i kazano im ręce do tyłu wyciągnąć. (…) jeśli ktoś miał dłonie gładkie, tych rozstrzeliwano od razu”. Badania przeprowadzone m.in. na osobach, które jako dzieci przeżyły powstanie warszawskie, dowiodły, że niemal u połowy pojawiały się nawracające myśli i obrazy dotyczące tego wydarzenia. Co trzeci badany przyznał się do sennych koszmarów związanych z przeżyciami wojennymi, a co czwarty do zachowywania się lub odczuwania, jakby to traumatyczne zdarzenie znowu miało miejsce. KRAJ Kogo posłuchał Duda? Skala protestów, które przetoczyły się przez Polskę, zaskoczyła PiS i na pewno wywarła wrażenie na prezydencie. Szybkie weto odebrało demonstracjom paliwo, zmieniło sytuację w Polsce. I sytuację samego Andrzeja Dudy. Może zawetował, bo miał dość ciągłych upokorzeń? Politycy PiS przypominają dziś Dudzie, że opozycja nazywała go Adrianem i marionetką, że był przez nią regularnie obrażany. Ale przecież w PiS traktowano go z nieukrywanym lekceważeniem. Gdyby ustawy podpisał, umocniłby wszystkich w PiS w przekonaniu, że jest „notariuszem”. Wetując – zmusza Kaczyńskiego i wszystkich innych, by z nim się liczyli. W dodatku zawetowane ustawy obrażały go jako prawnika. Na pewno raziły go również tempo i sposób procedowania ustaw. Jest teoria, że odwagi dodała mu postawa Kościoła. I są poszlaki wskazujące, że biskupi odegrali w ostatnich wydarzeniach istotną rolę. Czy weto prezydenta było tylko epizodem, wołaniem o uznanie, czy też sygnałem, że w ramach polskiej prawicy krystalizuje się nowy nurt? Zwłaszcza że Kaczyński, przesuwając się w kierunku ONR, stawia coraz większą część swych niedawnych zwolenników w sytuacji dyskomfortu i rozczarowania. Walka na memy i fake newsy – Dziś walki nie prowadzi się już z karabinem na ulicach, tylko polubieniem i udostępnieniem w social mediach – podkreśla Wojciech Kardyś, ekspert w dziedzinie mediów społecznościowych. Wydarzenia ostatniej kampanii protestów były spontaniczne. Internautom chodziło o wspólną sprawę, a nie o poparcie kogokolwiek określającego się mianem lidera opozycji. Zresztą Petru i Schetyna mają u internautów bardzo niepochlebne opinie. PiS popełniło PR-owe harakiri. Im bardziej rządzący obrażali protestujących, tym więcej ich było każdego dnia. Politycy nadal nie zdają sobie sprawy, że każda głupia wypowiedź mająca obrazić protestujących ląduje natychmiast w internecie i rozprzestrzenia się z zawrotną prędkością, podburzając już i tak mocno wkurzonych ludzi. Suwerenowi trzeba było jakoś wytłumaczyć ten obywatelski zryw. I tak narodziła się ich jedyna linia obrony, czyli astroturfing. Tym terminem określa się pozornie spontaniczne obywatelskie inicjatywy i organizacje, które mają poprzeć czyjąś ideę czy produkt albo je zbojkotować. Czyli wysłano informację, że to wszystko, co wydarzyło się na polskich ulicach, było ustawione przez kogoś z góry. Tyle tylko, że ten przekaz zwolenników ustawy PiS poniósł klęskę. Po protestach internet jeszcze bardziej się spolaryzuje. Od pucybuta do milionera przez zasiedzenie Ostatnio przynajmniej kilka osób zdobyło w Krakowie spore majątki dzięki włożeniu niewielkich kwot w przedsięwzięcia, które przyniosły niespotykaną stopę zwrotu. Metoda „na zasiedzenie” polega na wykorzystaniu bierności właściciela działki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 31/2017

Kategorie: Kraj