W poniedziałek, 27 lutego, w kioskach najnowszy numer PRZEGLĄDU. A w nim: TEMAT Z OKŁADKI Bandyta na pomnikach Józef Kuraś był w PPR, MO i UB, ale zdaniem historyków z IPN żaden z niego komunista, dlatego pomnik „Ognia” w centrum Zakopanego nie zostanie zlikwidowany na mocy tzw. ustawy dezubekizacyjnej, o co starają się rodziny żołnierzy AK i WiN. A przecież ten dezerter z Armii Krajowej podporządkował się najpierw Armii Ludowej, potem Batalionom Chłopskim i na końcu NKWD. Po wyzwoleniu jako jeden z pierwszych w Nowym Targu zapisał się do PPR, wstąpił do MO i tworzył struktury UB. I podczas gdy historyk z krakowskiego IPN dr Maciej Korkuć tłumaczy, że „Ogień” robił to z pobudek… patriotycznych, aby nie znalazły się w rękach komunistów, jego kolega prok. Marcin Nowotny podejrzewa, że Kuraś dopuścił się zbrodni komunistycznych. A jak odnieść się do śmierci prawie 400 osób, które straciły życie w czasie pobytu „Ognia” w lesie od kwietnia 1945 r. do lutego 1947 r., oraz 50 jego poległych partyzantów? Kolejną zagadką jest to, w jaki sposób Kuraś, który opuszczając stanowisko szefa PUBP w stopniu porucznika i będąc potem przez dwa lata dowódcą samozwańczego oddziału, nikomu niepodporządkowanego, został majorem. A minister Macierewicz ten stopień właśnie potwierdził. WYWIAD Europa w czasach niepewności – Próbując zrekonstruować projekt PiS wielkiej reformy wszystkiego i filozofię polityczną, która za tym się kryje, odnoszę wrażenie, że PiS jest w potrzasku – twierdzi Krzysztof Blusz, analityk spraw międzynarodowych i doradca, wiceprezes zarządu WiseEuropa. – Znaleźli się w wyobrażonej pułapce podwójnej dominacji. Po pierwsze, twierdzą, że nie godzą się na polityczną dominację instytucji europejskich, które przekraczają swój mandat itd. Dlatego –według PiS – Unia ma się zdepolityzować, pozostać trochę taką Najwyższą Izbą Kontroli, połączoną z klubem gospodarczym, czyli jednolitym rynkiem. Ale wówczas pojawia się druga pułapka, w którą wpada PiS – to pułapka dominacji gospodarczej i de facto politycznej Niemiec, dla których osłabienie Komisji oznacza wzrost znaczenia ich i ich sojuszników, czyli eurostrefy, a precyzyjniej – grupy jej północnych członków wyznających podobną filozofię polityczną i gospodarczą. Metropolie wysysają powiaty i gminy – Projekt utworzenia metropolii warszawskiej jest wyrazem ambicji rządzących niepozwalających na uznanie efektów pracy konkurentów politycznych – uważa dr Elżbieta Sękowska-Grodzicka, wykładowca w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. – Nie dostrzegam, by obecna władza miała pomysł na zdecentralizowaną administrację. Za to ma koncepcję powrotu do centralizacji. Jeśli zakłada się, że metropolie mają odgrywać rolę tzw. biegunów wzrostu, to zapewne mniej lub bardziej świadomie zakłada się, że tereny pozametropolitalne będą drenowane z ludzi rzutkich i przedsiębiorczych. Istnieje duże ryzyko, że większość ważnych inwestycji lokowana będzie na terenie metropolii lub w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Tym samym prędzej czy później pojawi się pytanie o sens i zakres dofinansowywania rozwoju obszarów wiejskich. KRAJ Jak prezes Kurski zadbał o kasę Przez dziewięć lat Ewa pracowała w poznańskim ośrodku TVP na umowę śmieciową, choć robiła dokładnie to, co jej koledzy na etacie. Była reporterką i wydawcą. Gdy ją zwolniono, wystąpiła do sądu pracy o uznanie jej zatrudnienia jako etatu. Sąd przyznał jej rację i nakazał TVP wpłacenie do ZUS 80 tys. zł jej składek emerytalnych. Nie wiedziała, że to początek jej kłopotów. TVP zażądała od niej zwrotu składek, bo zdaniem telewizyjnych prawników dziennikarka bezpodstawnie się wzbogaciła. W rzeczywistości Ewa może nigdy tych pieniędzy nie zobaczyć, bo wpadły do zusowskiego kotła. Gdy Ewa odmówiła, telewizja wystąpiła przeciwko niej do sądu i w drugiej instancji zapadł wyrok, że ma zapłacić TVP 68 tys. zł plus odsetki i koszty sądowe. Dla telewizyjnego molocha to grosze – więcej zarobi na minucie reklamy po transmisji skoków narciarskich z mistrzostw świata w Lahti. Dla kobiety – suma ogromna. Wysłała do prezesa Kurskiego prośbę o umorzenie choćby odsetek i kosztów sądowych, ale prezes okazał się nieugięty. Ten wyrok to sygnał dla pracodawców, że opłaca się zatrudniać ludzi na umowach śmieciowych, a nie na umowach o pracę. Bo nawet jeśli sąd nakaże zapłacić składkę, to można ją wydrzeć z gardła pracownikowi. Zakopany za milion