W poniedziałek, 26 lutego, w kioskach 9. numer tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Zbrodnie bohaterów IPN Oficjalnie „żołnierze wyklęci” to bohaterowie, którzy „stali po stronie wolnej Polski i nigdy się nie poddali”. Tak mówi prezydent Andrzej Duda, tak twierdzi Instytut Pamięci Narodowej. Wystarczy jednak posłuchać pracowników IPN i poczytać ich publikacje, by zauważyć poważne pęknięcia na tym nieskazitelnym wizerunku powojennego podziemia. Jak można przeczytać w sprawozdaniu ze śledztwa IPN o sygnaturze S 28/02/Zi, 29 stycznia 1946 r. oddział „Burego” rozstrzelał w Zaleszanach Piotra Demianiuka – 16 letniego syna sołtysa oraz Aleksandra Zielinko, a następnie podpalił chałupę, do której spędzono mieszkańców wsi. 31 stycznia 1945 r. oddział „Burego” we wsi Puchały Stare zamordował 30 osób. Prokurator IPN uznał, że pacyfikacji wsi nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa. Z wydanej przez IPN książki Pawła Rokickiego pt. „Glinciszki i Dubinki. Zbrodnie wojenne na Wileńszczyźnie” wiadomo też, że w czerwcu 1944 r. ludzie Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” zamordowali 67 mieszkańców Dubinek i okolic. Większość ofiar stanowiły kobiety i dzieci. W czerwcu 2016 r. prof. Grzegorz Motyka, wówczas członek Rady IPN, wprost stwierdził, że dotychczasowe badania historyczne bez żadnych wątpliwości potwierdzają, że zbrodni zamordowania niemal 200 mieszkańców wsi Wierzchowiny dopuścili się żołnierze NSZ z oddziału „Szarego” – Mariana Pazderskiego. Itd., itd. Po objęciu władzy przez PiS wiele osób z IPN odeszło lub zostało zwolnionych. KRAJ Morawiecki – miał być technokrata, wyskoczył fanatyk Jako premier nie pokazał technokratycznej twarzy. I pewnie już nie pokaże, zresztą wokół jego kariery bankowej rodzi się coraz więcej pytań. Premier za to coraz chętniej występuje w roli nauczyciela swojej wersji historii, tłumacząc, jak było. A im więcej tłumaczy, tym bardziej wprawia w zakłopotanie zachodni świat. Jego wynurzenia z ubiegłego weekendu, z Monachium, na temat Holokaustu i nie tylko, przebiły pisowskich radykałów. Kilkadziesiąt godzin wcześniej, w Berlinie, dał kolejny tego dowód. Kiedy pytano go o rok 1968 w Polsce i tamtą antysemicką nagonkę, odparł, że to nie sprawa Polaków, bo w roku 1968 nie było w ogóle Polski. Był reżim komunistyczny. I on to organizował. A Polacy nie brali w tym udziału. Jest teoria, że ostatnie wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, o Holokauście, o roku 1968, kwiaty składane na grobach żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, były polityczną zagrywką. Bo Morawiecki chce przejąć nie tylko PiS, lecz całą prawicę, ale najpierw musi zbudować swoje polityczne zaplecze. Więc je buduje – na prawo do Kaczyńskiego. Na dodatek wciąż jest człowiekiem znikąd – bo okres, gdy kierował bankiem BZ WBK, a potem jako minister finansów podejmował decyzje dotyczące sektora bankowego, wciąż jest spowity mgłą niedomówień i większych lub mniejszych tajemnic. Inni, ale już nie obcy Z Indii i Turcji przyjechali do Polski z powodu żon. Nie wierzą, że to przypadek. Nasz kraj jest ich przeznaczeniem. Sanket przyjechał z żoną do Zielonej Góry w 2011 r. Mówi, że to małe, spokojne miasto. Fakt, w porównaniu z Bombajem można odnieść takie wrażenie. Właśnie w Polsce Sanket pragnie pomagać ludziom, dlatego prowadzi medytacje, terapię i pięć razy w tygodniu jogę (pracuje również jako grafik komputerowy). Tuncz z żoną mieszkają pod Zieloną Górą. Utrzymują się z handlu. W domu, w jednym pomieszczeniu urządzili sklep. Na półkach artykuły tureckie i niemieckie. Sanket niechętnie wspomina przykre incydenty. Zdarzyły się na ulicy i na deptaku w Zielonej Górze. Ma ciemną karnację i czerwoną kropkę na czole. Na deptaku zaatakował go mężczyzna. Krzyczał: – Muzułmanin! Terrorysta! Sanket nie był sam, szedł z polską znajomą. – To nie muzułmanin, to Hindus! – broniła go Polka. Zdumiony agresor uciekł. Sanket twierdzi, że napastnik był pijany. Tuncz ma gorsze wspomnienia. Oboje z Martą uczestniczą w różnych targach i imprezach. Gdy na targach w Gdańsku przechodnie zobaczyli napis: Turecki sklep, ktoś zaczął krzyczeć: – Turek raus! Incydent powtórzył się w czasie Winobrania na deptaku w Zielonej Górze. Złoty skarb Prawie 500 złotych monet, ponad 200 sztuk złotej biżuterii i inne precjoza tkwiło zaledwie 12 cm pod podłogą prezbiterium bydgoskiej katedry pw. św. Marcina i Mikołaja. Skarb znaleziono podczas wymiany posadzki w prezbiterium