Najpierw na Westerplatte, potem do Brukseli

Najpierw na Westerplatte, potem do Brukseli

Jeszcze jedna wojna, o której nie będzie wiadomo, kiedy się zaczęła. Czy w kampanii politycznej przed wyborami samorządowymi jesienią zeszłego roku, kiedy TVPiS zaczęła kreować Pawła Adamowicza na wroga publicznego, czy wcześniej? Przyszli rekonstruktorzy będą sobie łamali głowy, zanim zaczną na niby łamać sobie gnaty, czy prawdziwym zwiastunem wojny było zasztyletowanie prezydenta Adamowicza na scenie finału WOŚP 2019, czy wcześniejsze oświadczenie tegoż prezydenta skierowane do Karola Nawrockiego, nasłanego przez PiS dyrektora Muzeum II Wojny Światowej. Nawrocki chciał kupić od miasta Westerplatte, nie wiadomo, czy za pieniądze, czy za jakieś stanowisko albo nieruchomość na zasadzie „machniom? – machniom!”. Adamowicz odpowiedział jednak, że Westerplatte nie jest do sprzedania. A może zarzewia konfliktu należałoby szukać w słynnej scenie z ubiegłorocznych obchodów na Westerplatte, kiedy do stremowanego harcerza, który właśnie gotował się do występu przed mikrofonem, podeszła służbistym krokiem emisariuszka ministerstwa i wydała stanowczą komendę: proszę stać!? Tym jednym sprytnym manewrem Macierewicz zapobiegł wtedy wielkiemu nieszczęściu, jakim byłoby publiczne odezwanie się gdańskiego harcerza, gospodarza i organizatora uroczystości. Nazwisko sprawczyni zajścia, czyli bohaterki resortu, gazety podawały niedawno w zaskakującej transkrypcji: wielka litera i kropka, informując o zatrzymaniu młodego aptekarza Bartłomieja z tego samego gabinetu. Wojna nie wybuchła, ale już poważnie zaiskrzyło. Lont podpaliła w poniedziałek 13 maja pani prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. I właściwie ten dzień powinniśmy zapisać jako początek najnowszej bitwy o Westerplatte, jak kiedyś Holendrzy nazwali ten skrawek płycizny przy ujściu Martwej Wisły. Pani prezydent zawiadomiła opinię publiczną o cichym zamiarze PiS przejęcia półwyspu, czyli zagarnięcia własności Gdańska. Na razie palący się lont tylko oświetla zamiary konkwistadorów. Nie wiadomo, co jest na końcu i czy w ogóle nastąpi wybuch, ale już warto zacząć nasłuchiwanie, aby potem nie spóźnić się z odsieczą dla Gdańska. Według posła Kazimierza Smolińskiego, wnioskodawcy projektu sejmowej ustawy o Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku, dzięki ich nowemu podbojowi „pole bitwy po ewentualnych zmianach zyska dawno mu należną sławę”. Pan Nawrocki, który zdążył zmasakrować niezwykle uniwersalną koncepcję gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej autorstwa zespołu prof. Pawła Machcewicza, już się zachowuje jak właściciel Westerplatte. Mówi, że to „jeden z najistotniejszych punktów na mapie historii świata” i że to miejsce „zepchnięto na boczny tor”. Na maturze dostałby pałę za taki gulasz stylistyczny, ale teraz jako człowiek nauki i PiS może mówić, jak chce. Zapowiada za 150 mln zł „rekonstrukcję stanu odpowiadającego wydarzeniom” oraz budowę „obszaru upamiętnienia, edukacji i działalności muzealnej”. Pani prezydent jest trochę sama sobie winna, bo mogła zawczasu, jeszcze za Adamowicza, zainicjować odbudowę wartowni nr 1 i kilku magazynów z amunicją, zakwaterować oddział wartowniczy, doposażyć w moździerze i miałaby spokój. Wiedziała przecież, że w razie czego trzeba będzie się bić, bo już nie ma komu się poskarżyć, nie ma Ligi Narodów, która Polsce przyznała w roku 1925 prawo do ochrony składnicy tranzytowej w tym miejscu. Gdańszczanie chcą zachowania autentyczności półwyspu. Najeźdźcy zapowiadają przeróbkę na „obszar upamiętnienia” i już ryją w poszukiwaniu kości, guzików i niewybuchów, ulubionego zestawu do pielęgnowania pierwiastka patriotycznego i krzewienia pogardy dla śmierci. Nasłani mówią, że uatrakcyjnia to miejsce, a zastani, czyli miejscowi, nie chcą tu Disneylandu, którego główną atrakcją może być strzelanie z łuku do pancernika Schleswig-Holstein. PiS chyba się pośpieszyło z anszlusem Westerplatte. Wcześniej partia powinna nabyć choćby jeden okręt podwodny, a póki jest czas, czyli do soboty, jeszcze przegrupować legion przyszykowany do złupienia Brukseli i skierować na Gdańsk, koniecznie pod komendą Karola Karskiego zakutego w żelazo. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 21/2019

Kategorie: SZOŁKEJS