Julian Assange raczej już nigdy nie będzie wolny Typowy budynek z czerwonej cegły. Centrum Knightsbridge, jednej z najbardziej ekskluzywnych dzielnic Londynu. Bezpośrednie sąsiedztwo stanowi słynny dom towarowy Harrods, przy okolicznych przecznicach znajdują się biura funduszy inwestycyjnych i drogie butiki. Przed budynkiem kilku uzbrojonych policjantów. Taki widok z okna miał przez ponad trzy i pół roku Julian Assange, australijski działacz na rzecz praw człowieka i założyciel portalu WikiLeaks, od 19 lipca 2012 r. przebywający jako azylant polityczny na terenie ambasady Ekwadoru w Wielkiej Brytanii. W tym okresie Assange nie opuścił terenu placówki – gdyby to zrobił, zostałby aresztowany i deportowany do Stanów Zjednoczonych, gdzie postawiono by mu dziesiątki zarzutów, zapewne zagrożonych nawet karą śmierci, w związku z ujawnionymi przez WikiLeaks tajnymi dokumentami armii amerykańskiej. Być może teraz będzie mógł zmienić miejsce pobytu. Ścigany 5 lutego grupa robocza ONZ ds. arbitralnych zatrzymań uznała, że Julian Assange był bezpodstawnie przetrzymywany przez władze Szwecji i Wielkiej Brytanii, które prowadziły przeciwko niemu postępowanie w sprawie o gwałt. Napaść seksualną zarzucały mu dwie Szwedki, które spotkały się z Assange’em w Sztokholmie 14 sierpnia 2010 r. Na podstawie ich zeznań szwedzka prokuratura wystąpiła do Interpolu o europejski nakaz aresztowania redaktora naczelnego WikiLeaks, który już wtedy był na czarnej liście większości zachodnich rządów, na czele z Białym Domem. Po tym jak 25 lipca 2010 r. prowadzony przez niego serwis upublicznił niemal 100 tys. poufnych i tajnych dokumentów armii amerykańskiej dotyczących działań operacyjnych w Afganistanie, ówczesny prokurator generalny Stanów Zjednoczonych Eric Holder oświadczył, że działania Assange’a podpadają pod uchwaloną w 1917 r. ustawę o szpiegostwie. Na jej podstawie Waszyngton mógł wnioskować o ekstradycję Assange’a i skazać go nawet na karę śmierci. Zresztą gdyby USA nie udało się go sprowadzić na swoje terytorium i postawić przed sądem, zrobiliby to zapewne prokuratorzy z innych krajów – wśród ujawnionych przez WikiLeaks plików były depesze dyplomatyczne, dokumenty wojskowe i arkusze finansowe dotyczące bardziej lub mniej jawnych działań połowy rządów świata, od Paryża, Berlina i Rio de Janerio po Stolicę Apostolską. Sam Assange, z wykształcenia informatyk, z zamiłowania hacker, stał się znany w 2008 r., kiedy opublikował obciążające rząd Kenii materiały na temat serii zabójstw i zaginięć tamtejszych działaczy organizacji ekologicznych i aktywistów praw człowieka – rok później otrzymał za te publikacje nagrodę Amnesty International. Dziś jednak niewielu pamięta o jego dokonaniach na tym polu. Założony przez niego w 2006 r. i prowadzony do dzisiaj portal WikiLeaks, napędzany siłą anonimowych informatorów pracujących m.in. w administracji cywilnej i militarnej USA oraz w dowództwie NATO w Brukseli, stał się symbolem walki o jawność działań największych światowych mocarstw w dobie powszechnej inwigilacji. Do stycznia 2016 r. na serwerach WikiLeaks udostępniono ponad 10 mln plików. Do najbardziej kontrowersyjnych należały rejestry działań jednostek specjalnych USA w Iraku i Afganistanie oraz głośne wideo z 12 czerwca 2007 r., na którym zarejestrowano przebieg nalotu amerykańskich śmigłowców na jednostki islamskich bojówek w Bagdadzie. W końcowej części nagrania widać było, jak amerykańscy piloci ostrzeliwują grupę irackich cywilów, w tym osoby udzielające pomocy rannym. Większość z tych materiałów dostarczył Bradley Manning, oficer amerykańskiego wywiadu służący w Iraku, który za przekazanie tajnych dokumentów został skazany na 35 lat pozbawienia wolności (dziś znany jest jako Chelsea Manning, bo w 2013 r., odbywając już wyrok, zdecydował się na terapię hormonalną i operację zmiany płci). Sędzia Garzón wkracza do akcji Eksperci od prawa międzynarodowego długo nie mogli wydać spójnej opinii w sprawie Assange’a – wielu bardziej liberalnych prawników uważało, że USA nie mają prawa wnioskować o jego ekstradycję. Przynajmniej nie na tle zarzutów o szpiegostwo, w którym, ich zdaniem, Assange „brał udział co najwyżej biernie”, a jego działalność „przyczyniła się do ujawnienia wielu zbrodni popełnianych przez rządy państw zachodnich”. Pretekstem do zatrzymania założyciela WikiLeaks stał się jednak incydent ze Sztokholmu. Oskarżony o gwałt Assange przebywał wtedy w Wielkiej Brytanii i sam zgłosił się na policję. Brytyjskie władze przetrzymywały go przez osiem dni, lecz nigdy nie przedstawiono mu oficjalnych zarzutów. Prokuratura odmówiła też przyjęcia kaucji.