Mamy wreszcie prawdziwy zespół. Nie tak jak kiedyś, gdy mieliśmy indywidualistów, a nie było drużyny Bogdan Wenta, trener reprezentacji piłkarzy ręcznych – Czy był pan wcześniej tak szczęśliwy jak podczas tych mistrzostw świata? – Szczęśliwy? Teraz to chyba dopiero do nas dociera. W trakcie turnieju powtarzaliśmy cały czas zawodnikom, że dopiero wszystko się zaczyna. By zapomnieli, co zrobili do tej pory, i zmobilizowali się jeszcze raz. Taki był system. Wygrana z Rosjanami w ćwierćfinale dała wielką radość, ale za dzień, dwa znowu był mecz, który trzeba było wygrać. I zespół poradził sobie z tym, szedł szybko do przodu. Porażka z Francją nie uczyniła w nas dużo złego. – „To człowiek głodny sukcesu i to od niego aż promieniuje. Zaraża motywacją i energią. Wytworzyła się między nami silna więź. Zespół poszedłby za nim w ogień, ale i on za nas dałby się pokrajać. Ufamy mu, bo on zaufał nam”. Kto to powiedział i o kim? – Nie wiem. Czy to są wyrywki z iluś różnych wypowiedzi? – Nie, to jedna wypowiedź. – Nie wiem, kto to powiedział. – Kapitan zespołu, Grzegorz Tkaczyk, o panu. Co pan na to? – Bardzo cenię Grzesia. To nie przypadek, że dwa lata temu został kapitanem reprezentacji, mimo że nie należy do najstarszych kadrowiczów. Jego wybór zaakceptowali także zawodnicy, choć to my, trenerzy, go zaproponowaliśmy. Jest on typem przywódcy, a jednocześnie potrafi grać na wszystkich pozycjach. I mnie, i Danielowi Waszkiewiczowi odpowiada właśnie najbardziej Grzesiek. Często jest właśnie tak, że zawodnik ze środka rozegrania jest tym przekaźnikiem na linii trener-zawodnicy, na linii ławka-drużyna. I Grześ najlepiej taką rolę wypełnia. Natomiast sam zespół cały czas dojrzewa. Szczęście w sporcie to slogan – Karol Bielecki uważa, że to dopiero początek sukcesów obecnej reprezentacji. Zgadza się pan z tym? – Mam nadzieję, że Karol się nie myli i chłopcy swą grą potwierdzą jego słowa. Cieszymy się bardzo z tego, co zrobiliśmy, ale finałowy mecz z Niemcami pokazał, że jeszcze trochę nam brakuje do doskonałości. Za kilka miesięcy, za rok są następne ważne zawody. W kwietniu gramy turniej w Paryżu, później są eliminacje mistrzostw Europy i mecze z Holendrami. Jesienią jest Puchar Świata, a potem mistrzostwa Europy, bo myślę, że z Holendrami sobie poradzimy. – Finał mistrzostw świata w niemieckiej telewizji ARD oglądało ponad 16 mln widzów. To najwyższa oglądalność w historii niemieckiej piłki ręcznej. Szkoda, że kibice w Niemczech nie obejrzeli porażki swoich zawodników, czyli naszego zwycięstwa. – Z Niemcami rozegraliśmy w mistrzostwach dwa zupełnie różne mecze. Pierwszy – w grupie – dla nas spokojny, dla nich może bardziej prestiżowy, ustawiał każdą z drużyn na dalszą fazę mistrzostw. Nasze zwycięstwo dało wygraną w grupie, dlatego mieliśmy dobre wejście do ćwierćfinału i półfinału. Natomiast finał z różnych względów nie przebiegł po naszej myśli. – Co głównie zdecydowało o tym, że to Niemcy wygrali? – Akurat w tym dniu byli od nas lepsi. W naszym zespole nie zawsze funkcjonowało to wszystko, co sobie założyliśmy. Nie mogliśmy się za bardzo przebić przez ich obronę. Niemiecki blok na środku i bramkarz grali bardzo dobrze. Strzelili kilka bramek po kontratakach, szczególnie w pierwszej połowie nam odskoczyli. W drugiej połowie szarpnęliśmy grę, ale nie byliśmy w stanie postawić kropki nad i, czyli dojść rywali i objąć prowadzenia. A taka możliwość była. I wtedy być może dalszy przebieg meczu byłby zupełnie inny. Tak się jednak nie stało. – A czy wierzy pan w pecha, bo mecz finałowy od początku układał się dla was po prostu fatalnie. I mimo że później już niemal trzymaliście Niemców za gardło, nic z tego nie wyszło. – Nie wierzę w żadne szczęście. W szatni w przerwie meczu półfinałowego z Duńczykami jeden z chłopaków mówił, ile to mamy szczęścia. Natychmiast ripostowałem, że szczęście pomaga temu, kto rzeczywiście pracuje, ryzykuje, kto jest po prostu lepszy. To jest sport, tu wszystko trzeba wypracować, wytrenować, a jednocześnie całkowicie się zaangażować w to, co się robi. W półfinale chłopcy później to zrobili i wygrali. W tym meczu było kilka sytuacji, kiedy Duńczycy trafili piłką w słupek, bramkarza czy poprzeczkę. Tak naprawdę to są sytuacje, kiedy zawodnik rzucający musi w ułamku sekundy podjąć decyzję i w tym
Tagi:
Cezary Dąbrowski