Największa zagadka teleturniejów

Największa zagadka teleturniejów

Osoby układające pytania to najpilniej strzeżona tajemnica producentów programów Pokój w piwnicy z małym zakratowanym okienkiem. Wejście zabezpieczone kodem. W środku komputery i słowniki. Poza trzema osobami nikt nie ma tutaj wstępu, nawet inni pracownicy firmy. W takich warunkach pracują ludzie układający pytania do jednego z najbardziej popularnych teleturniejów. Otacza ich aura tajemniczości. Warunkiem rozmowy jest całkowita anonimowość, nie mogą ujawniać swoich nazwisk, zabroniono im pokazywać twarze. Zobowiązują ich do tego podpisane kontrakty. Wszystko ze względów bezpieczeństwa. Producenci teleturniejów chcą uniknąć nieprzyjemnych sytuacji – prób przekupstwa i zarzutów, że ktoś wcześniej znał pytania. Dlatego niczym oka w głowie strzegą tych, którzy mają dostęp do baz danych. Nie za proste i nie za trudne W jakim mieście nigdy nie był Adam Mickiewicz? W Warszawie, Wilnie, Paryżu czy Rzymie? Czas na odpowiedź: kilka sekund. Technicznie wszystko jest proste. Wcześniej każde pytanie opatruje się specjalnym kodem tematycznym oraz symbolem poziomu odzwierciedlającym stopień trudności. W czasie nagrania programu komputer losuje pytania z różnych kategorii. A Hubert Urbański dowiaduje się, jaka jest prawidłowa odpowiedź, w tym samym momencie, co zawodnik. Ale droga pytania do programu jest długa. Zanim widz zobaczy je na ekranie, poddawane jest szczegółowej analizie. – Trzeba wypośrodkować. Pytanie nie może być zbyt łatwe, ale z drugiej strony nie może być za trudne. Przecież chodzi o to, by widzowie dobrze bawili się przed telewizorami – mówi pani X decydująca o doborze zagadnień do teleturnieju „Milionerzy”. W teleturniejach od razu odpadają propozycje, które budzą jakiekolwiek wątpliwości. Nie ma też mowy nawet o banalnej pomyłce. – Pytania muszą być jednoznacznie rozstrzygalne. Nie może być żadnych sporów interpretacyjnych – mówi Zbigniew Zawadzki, pomysłodawca i autor pytań do „Miliarda w rozumie”. – Ale nawet bardzo dobrzy autorzy miewają wpadki. Kiedyś jeden ułożył pytanie: który z polskich parków narodowych jest najpiękniejszy? Po prostu był fanem jednego z nich. Kiedy indziej współpracownik chciał się dowiedzieć, który z krajów europejskich ma najlepsze prawodawstwo ekologiczne – śmieje się Zbigniew Zawadzki. – Jeżeli źródła są sprzeczne, jeżeli okaże się, że autor popełnił błąd, podał nieprawdziwe dane, dla nas to jest jak popełnienie przestępstwa. Jeżeli dopuszczamy pytanie do gry, musi ono być wiarygodne – tłumaczy pani Y zajmująca się pytaniami w teleturniejach „Familiada” i „Va banque”. – Uczulamy naszych autorów, by nie używali w pytaniach liczb, bo to budzi kontrowersje. U nas nie przejdzie pytanie o to, ile kilometrów ma Wisła. Tym bardziej że dane na ten temat są sprzeczne – dodaje X. Jako budzące zbyt wiele wątpliwości odpadają pytania o daty. W „Miliardzie w rozumie” nie mają szans kwestie związane z wyrażeniami regionalnymi. Wieczna dłubanina Układanie pytań do teleturniejów to wieczna dłubanina. Autorzy wertują encyklopedie i słowniki, wydzwaniają do ekspertów. W większości teleturniejów wymaga się od nich podania dwóch źródeł, w których można potwierdzić prawdziwość pytania. Potem przeprowadzane są konsultacje ze specjalistami z danych dziedzin. – Mamy ostry mechanizm oceny. Po ułożeniu pytania zawsze wędrują do kilku recenzentów. Zdarza się, że w efekcie niektóre nie trafiają na antenę. Czasami po poprawkach są bardzo długie, ale wszystko po to, żeby je doprecyzować – tłumaczy Zbigniew Zawadzki. Jednak czasami ekspert nie wystarcza. W poszukiwaniu odpowiedzi autorzy są gotowi poruszyć niebo i ziemię. Kiedyś w „Milionerach” miało pojawić się pytanie, która z miejscowości w dość osobliwy sposób uhonorowała Bolesława Bieruta. Według encyklopedii, na Bierutowice przemianowano część Karpacza (obecny Karpacz Górny). Redaktorzy chcieli sprawdzić tę informację. W karpackim urzędzie miasta urzędniczka oświadczyła, że nie może udzielić takiej informacji. Autorkę pytania odesłano do Jeleniej Góry, do odpowiedniego urzędu. W urzędzie szukano dokumentów przez dwa dni. Dopiero pod koniec rozmowy urzędnik przypomniał sobie, że widywał przejeżdżające przez Karpacz autobusy PKS z napisem: Bierutowice. Problem był również z żonami Mahometa. Wszystkie polskie źródła podawały, że twórca islamu miał dziesięć małżonek. Sprawa wydawała się prosta. Zadzwoniono do Stowarzyszenia Muzułmańskiego Ahmadiyya, a tam o poradę poproszono znawcę islamu mieszkającego w USA. Z wyliczeń autorytetu wynikało, że żon było jednak nie dziesięć, ale dwanaście. Polskie encyklopedie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 40/2002

Kategorie: Media