Największy urlop świata

Największy urlop świata

Gigantyczny wycieczkowiec Ikona Mórz jest w dziewiczym rejsie. Co po nim zostanie? Do opisu można wykorzystać same liczby. 2 mld dol. wydane na budowę i wykończenie. 250 tys. ton wyporności. Nawet 7600 pasażerów, o 612 więcej, niż mógł pomieścić poprzedni rekordzista, Cud Mórz (co pokazuje, jak wąska jest pula nazw dla tego typu jednostek). 2350 członków załogi. 365 m długości, czyli ponad trzy pełnowymiarowe boiska do piłki nożnej, i 20 pokładów. 40 restauracji. 8 obszarów tematycznych, zwanych dzielnicami. 7 basenów, do których wpada 6 zjeżdżalni. Mnóstwo rozrywek, w tym lodowisko, co naprawdę trudno uzasadnić w przypadku okrętu, który zdecydowaną większość czasu pozostawać będzie w tropikalnych szerokościach geograficznych. Można też podejść do tematu od strony konsekwencji pojawienia się Ikony Mórz na oceanicznych szlakach. Jak wylicza stacja Euronews, niskoemisyjne statki wycieczkowe nowej generacji emitują ok. 250 g dwutlenku węgla na pasażera na kilometr. Dla porównania – samolot pasażerski na krótkim dystansie utrzymuje tę wartość na poziomie 110 g. Nie chodzi tu o dokładne zestawienie jednego z drugim, bo wycieczkowce poruszają się raczej po długich trasach, ale liczby te dają wyobrażenie o szkodliwości takich statków. Samoloty w końcu nie zabierają na pokład kilku tysięcy osób. Operator Ikony Mórz, Royal Caribbean, włożył sporo wysiłku w zbudowanie jej wizerunku jako najmniej szkodliwej jednostki tego typu w historii, głównie dzięki napędzaniu jej ciekłym gazem, LNG. Firma mówi, że w ten sposób wypuści do atmosfery o jedną czwartą dwutlenku węgla mniej. Jednak dla aktywistów klimatycznych to nic innego jak greenwashing, chwalenie się pozornie ekologicznymi rozwiązaniami, które w rzeczywistości powodują jeszcze więcej zanieczyszczeń. Cytowany przez brytyjski dziennik „The Guardian” Bryan Comer, dyrektor Międzynarodowej Rady ds. Czystego Transportu (ICCT), jest zdania, że z powodu zastosowania LNG emisja dwutlenku węgla, owszem, spadnie, ale gazów cieplarnianych statek w czasie każdej podróży wyprodukuje aż o 70-80% więcej w porównaniu ze scenariuszem, w którym użyto by zwykłego paliwa morskiego. Wszystko z powodu wyciekającego metanu. W silnikach napędzanych LNG, tłumaczy Comer, nie zawsze spala się całe paliwo, które potem dostaje się do atmosfery. A że metan jest 80 razy bardziej szkodliwy od dwutlenku węgla pod kątem absorbowania ciepła i tym samym podnoszenia globalnych temperatur, trudno Ikonę Mórz uznać za statek ekologiczny. Jak meteory W dziewiczy tygodniowy rejs po Morzu Karaibskim Ikona Mórz wypłynęła 27 stycznia z Miami. Ceny biletów zaczynają się od 1,8 tys. dol. za osobę, choć tych najtańszych jest niewiele. Najdroższa jest oferta za Ultimate Family Townhouse, trzypoziomowy apartament, mogący pomieścić osiem osób – tu zapłacić trzeba 100 tys. dol. za tygodniowy rejs. Organizatorzy przekonują, że warto, bo kupuje się praktycznie osobny dom na wodzie. 234 m kw. powierzchni, własna zjeżdżalnia, stół do ping-ponga, jacuzzi, dwa prywatne tarasy. Ale to już tylko marzenie, apartament jest zarezerwowany na wszystkie rejsy do końca 2024 r.  Pięć razy większy od Titanica statek może się poruszać z maksymalną prędkością 45 km/godz., aczkolwiek przez większość pierwszego rejsu ma na liczniku mniej więcej połowę tej wartości. Royal Caribbean podkreśla, że choć to absolutny gigant, na szczególnie niespokojnym morzu pasażerowie i tak będą czuć, że Ikona się kołysze. Na tym można by właściwie zakończyć opowieść o największym wycieczkowcu w historii, redukując go do ciekawostki. Ale pojawienie się Ikony Mórz może być impulsem do znacznie poważniejszej dyskusji, dotyczącej sposobu spędzania wolnego czasu, podróżowania, odpoczywania oraz konsumpcji.  Wycieczkowce nie cieszą się dobrą prasą, i słusznie, bo to diabelskie wytwory ogromnie szkodliwego, skomercjalizowanego przemysłu, jakim jest globalna turystyka. I chodzi nie o same zanieczyszczenia, ale generalnie o wpływ na otoczenie, wszędzie tam, gdzie te statki się pojawiają. Są tak wielkie, że dewastują dno morskie i infrastrukturę portową. Wystarczy minimalne odchylenie od kursu i może dojść do tragedii, a w najlepszym razie do gigantycznych szkód. Tak zresztą stało się w czerwcu 2019 r., kiedy 13-pokładowy statek uderzył w nabrzeże w Wenecji, raniąc pięć osób. Jednak nawet jeśli nic podobnego się nie wydarzy, pojawienie się takiego giganta oznacza

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2024, 2024

Kategorie: Obserwacje