Gdyby oglądać telewizję, a już szczególnie TVN 24, to najważniejsze rzeczy dzieją się pod Pałacem Prezydenckim. Zniknął krzyż, po czym odnalazł się w kaplicy pałacu. Pod pałacem zostały sieroty po krzyżu: jakiś pseudomnich z siwą brodą, maniakalna skrzypaczka, świeżo nawrócony buddysta, z zawodu bezrobotny aktor seriali, kilka innych osób z szaleństwem w oczach. No i oczywiście tłum dziennikarzy – z mikrofonami, kamerami, aparatami fotograficznymi. Transmisja idzie na żywo, każdy wariat ma prawo się wypowiedzieć, no więc się wypowiada. Telewizja z biednych frustratów o wyraźnych zaburzeniach osobowości robi ogólnopolskich bohaterów, dowartościowuje ich, czyni sławnymi, godnymi zazdrości w oczach innych podobnie zaburzonych. Jak tak dalej pójdzie, do wieczora TVN 24 zwabi ich pod pałac w sporej liczbie. To, że przyniosą ze sobą kolejne krzyże, jest absolutnie pewne. Coś, co było do załatwienia przed trzema miesiącami (przywrócenie porządku poprzez usunięcie krzyża postawionego bez wymaganych zezwoleń nie na swoim terenie) siłami jednego robotnika i ewentualnie dwóch strażników miejskich, dziś jest dla rządu i Kościoła problemem nie lada. Problemem, który dzięki nieudolności władz i nagłośnieniu mediów będzie narastał. Czekam, kiedy całe Krakowskie Przedmieście zamieni się w „kalwarię smoleńską”, z odpowiednią liczbą krzyży i pilnujących ich wariatów, z którymi rząd i Kancelaria Prezydenta prowadzić będą negocjacje, przy udziale Kościoła, który ze strony sporu szybko przerodzi się w mediatora, a najchętniej w arbitra. A negocjacjom kibicować będą zatroskane media. Zabranie krzyża po kryjomu też było niepoważne. Urząd państwowy, przywracając naruszony porządek prawny, musi się uciekać do podstępu i wybiegów? Wstyd! Zabawa w podchody z harcerzami może by jeszcze jakoś była na miejscu, ale czyżby minister Michałowski nie zauważył, że stojący pod krzyżem pseudo-mnich, maniakalna skrzypaczka czy aktor eksbuddysta to nie harcerze? Tymczasem są sprawy naprawdę ważne dla Polski, które przechodzą niepostrzeżenie, nie przyciągając uwagi mediów i opinii publicznej, a których konsekwencje będzie Polska odczuwać przez lata. W polityce zagranicznej, gdzie poprawa stosunków z Rosją naprawdę powinna być priorytetem, robimy u nas kongres Czeczenów, pokazując po raz kolejny, że dla polskich władz to samo, co jest terroryzmem, jeśli jest wymierzone w Stany Zjednoczone, staje się walką wyzwoleńczą, jeśli jest wymierzone w Rosję. A walkę wyzwoleńczą oczywiście popieramy. „Za waszą wolność i naszą”. Ale jakoś niespecjalnie czuję, by zamach w Biesłanie lub na Teatr na Dubrowce był za „naszą wolność” i abym z tego powodu czuł się Czeczenom jakoś szczególnie zobowiązany. Zgoda na odbycie tego kongresu w Polsce jest jakimś politycznym szaleństwem, które znów popsuje nam stosunki z Rosją, nie poprawi też naszego wizerunku w Unii Europejskiej. Rząd Platformy chce, zdaje się, koniecznie udowodnić, że Polska nie jest tym kondominium, o którym mówił Jarosław Kaczyński. Za cenę wykazania, że Kaczyński nie ma racji, gotowy jest realnie zepsuć stosunki z Rosją, drażniąc ją bez potrzeby? To się nazywa strategia w polityce zagranicznej! Ten kongres będzie jeszcze głośny przez liczne awantury, które będą mu towarzyszyć. Za niektórymi „bojownikami” są międzynarodowe listy gończe, jak ich schwytamy i wydamy – źle, jak nie schwytamy – jeszcze gorzej. Tak czy owak proces poprawy stosunków z Rosją na chwilę się zatrzyma. Tymczasem w kraju, w najbliższych miesiącach, czeka nas wymiana sędziów Trybunału Konstytucyjnego i zmiana jego prezesa. Ze starego składu pozostaną nominaci PiS, LPR i Samoobrony. Kogo Platforma w skład trybunału powoła? A kadencja jest długa, dziewięcioletnia! Którego z dwóch kandydatów wybranych przez zgromadzenie sędziów TK wybierze prezydent na prezesa Trybunału? Ma do wyboru wybitną prawniczkę, prof. Ewę Łętowską, i prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Wszystko niestety wskazuje na to, że wybierze Rzeplińskiego. Ten ostatni do TK trafił z rekomendacji Platformy. Był wtedy znany jako działacz Fundacji Helsińskiej i obrońca praw człowieka. Jeszcze w styczniu 2007 r. w programie Moniki Olejnik przekonywał, że tzw. dezubekizacja jest niemożliwa, bo nie da się jej przeprowadzić sprawiedliwie, bo opierać by się musiała na odpowiedzialności zbiorowej, a ta jemu jako Europejczykowi jest szczególnie obrzydliwa. A jeśli chodzi o oficerów SB, którzy przeszli weryfikację, to „wara od nich” – oburzał się obrońca praw człowieka prof. Rzepliński – ich już raz państwo polskie oceniło, nie wolno do tego wracać! Dwa lata
Tagi:
Jan Widacki