Wymiar sprawiedliwości we współczesnym, cywilizowanym państwie jest niezależny od innych władz, a orzekający sędziowie są niezawiśli. W Polsce jesteśmy świadkami tego, jak władza polityczna konsekwentnie zmierza do podporządkowania sobie wymiaru sprawiedliwości. Rozwalono Trybunał Konstytucyjny, czyniąc z niego żałosną atrapę. Szykuje się zamach na Krajową Radę Sądownictwa. Minister sprawiedliwości, a zarazem prokurator generalny, a więc szef wszystkich prokuratorów, konsekwentnie, kawałek po kawałku zawłaszcza nadzór nad sądownictwem. Teraz, zdaje się, przychodzi kolej na Sąd Najwyższy. Wszystko to niszczy fundamenty państwa prawa, zagraża podstawowym wolnościom obywateli. Bez niezależnego sądownictwa prosty człowiek pozostanie sam na sam z państwem i samowolą jego urzędników. Niezależne sądy i niezawiśli sędziowie potrzebni są przede wszystkim zwykłym ludziom. Nie korporacjom, jak to próbuje przedstawiać rządowa propaganda. Zarówno sędzia niezawisły, jak i podległy dyrektywom urzędników pobierać będzie taką samą pensję. Mało tego, ograniczająca niezawisłość sędziowską autorytarna władza zwykle daje podwyżki sędziom, prokuratorom, policjantom. Adwokat broniący przed uzależnionym od partii sądem też weźmie za obronę honorarium. Może nawet łatwiej mu będzie działać, jeśli znajdzie gdzieś poza sądem polityczne poparcie. Jeżeli zatem prawnicy dziś protestują, to nie we własnym interesie, ale w interesie tego szarego człowieka, który ogłupiony przez propagandę powtarza bezmyślnie hasła o „mafii w togach”. To, że niszczenie podstaw państwa prawa i niezależnego sądownictwa nie tylko nie budzi społecznego sprzeciwu, ale niestety dokonuje się w dużej mierze przy aprobacie społecznej, ma swoje przyczyny. Spróbujmy je przeanalizować. Przyczyna pierwsza jest natury obiektywnej. Wynika niejako z samej istoty wymiaru sprawiedliwości. Przez ostatnie lata sądy wydawały rocznie prawie milion wyroków w sprawach karnych i co najmniej drugie tyle w cywilnych i gospodarczych. Z wyroków karnych niezadowoleni są z zasady wszyscy skazani. Jedni uważają, że zostali ukarani niesłusznie, drudzy, że za surowo. Z kolei pokrzywdzeni z reguły twierdzą, że sprawcy ich nieszczęść zostali ukarani zbyt łagodnie. W sprawach cywilnych i gospodarczych połowa procesujących się musi przegrać. Każdego roku wymiar sprawiedliwości, nawet idealnie funkcjonujący, produkuje ogromne rzesze niezadowolonych. PiS tym niezadowoleniem umiejętnie administruje. Przyczyna druga to niska kultura prawna społeczeństwa i bardzo małe społeczne zaufanie w ogóle, a do instytucji państwowych w szczególności. Jeśli przegrałem proces, to nie dlatego, że widocznie nie miałem racji, ale dlatego, że przeciwnik na pewno przekupił sąd, a jego adwokat wszystko załatwił za pieniądze. Niska kultura prawna powoduje niezrozumienie istoty wymiaru sprawiedliwości, niezrozumienie, na czym polega instytucja państwa prawa i jaki to ma związek z losami szarego obywatela. Dlatego spory o Trybunał, o abstrakcyjne przecież pojęcie niezawisłości, wydają się czymś odległym, niezrozumiałym, oderwanym od losów jednostki, niemającym dla niej żadnego praktycznego znaczenia. Na wysoką kulturę prawną i wysoki poziom zaufania społecznego pracuje się latami. Ale czy na pewno w ostatnim ćwierćwieczu niczego tu nie zaniedbaliśmy? Czy nie mają tu sobie nic do zarzucenia elity: demokratycznie nastawieni politycy, naukowcy, literaci, dziennikarze? Czy w tym zakresie sprawdziła się szkoła? Albo mający wpływ na szerokie rzesze społeczeństwa Kościół? Przecież skądś się to wzięło! Wszystkie zjawiska społeczne mają swoją przyczynę. Te też mają. Jest i przyczyna trzecia. To działalność wymiaru sprawiedliwości. Nie tylko sądów. Także prokuratury. Wszyscy narzekają na przewlekłość toczących się spraw. Sprawy wloką się nie tylko przed sądami. Przede wszystkim wloką się miesiącami, a nieraz latami w prokuraturze. Wlokącemu się śledztwu towarzyszą czasem barbarzyńskie „areszty wydobywcze”. Ale nawet los niearesztowanego podejrzanego, któremu przysługuje domniemanie niewinności, sam fakt bycia podejrzanym w śledztwie, rujnuje nieraz karierę, niszczy firmę, nie mówiąc już o nerwach i zdrowiu. A potem zaczyna się gehenna przed sądem. Od przewlekłych postępowań dotkliwszy jest jednak niski poziom wymierzanej sprawiedliwości. Pomyłek sądowych, a one przecież się zdarzają nawet najlepiej funkcjonującym sądom, nikt u nas nie monitoruje, nie mówiąc już o tym, by je analizował i wyciągał z nich wnioski. Wpływ na błędne wyroki mają też wątpliwej jakości biegli, powoływani nie na podstawie wiedzy i umiejętności, ale ze względu na deklarowaną szybkość ekspertyz wykonywanych byle jak i najtaniej. Sądy nie widzą niczego złego w opiniach z badań DNA robionych gdzieś w garażach, powoływaniu do opiniowania niesprawdzonych prywatnych instytucji trudniących