Dóbr przeznaczonych do konsumpcji jest znacznie więcej, niż potrzebujemy. Trzeba więc wytworzyć potrzebę ich posiadania. Najlepiej gorące pożądanie Krystyna Drat-Ruszczak – doktor habilitowana, profesor SWPS. Interesuje się wpływem zmian społecznych na współczesne zaburzenia osobowości, psychopatologią Ja, diagnozą psychologiczną i psychoterapią, znaczeniem metafory i bajek. Jej prace dotyczą pojęć psychoanalizy, mechanizmów schizofrenii, narcyzmu i psychospołecznych determinant uciszania się kobiet. Możesz wszystko, bądź wyjątkowy, a do tego jeszcze „Brawo ja” w reklamie, którą bez opamiętania emitują stacje telewizyjne. Można uwierzyć, że jest się Bogiem. Wychowanie do samouwielbienia to ważna lekcja? – Nie wiem, czy ważna, ale powszechna. Reklamowe „Zasługujesz na więcej” jest zwrotem tak często dziś powtarzanym, że powinien nużyć, ale ani nie nuży, ani nie nudzi. Raczej wciąż ekscytuje, energetyzuje, unosi w baloniku czy nawet balonie przyjemnej omnipotencji. Liczy się pozytywna samoocena, bo to ona jest najlepszym buforem zabezpieczającym przed niepowodzeniem, stresem, depresją albo lękiem. I tym zwykłym, i tym poważnym, np. lękiem przed śmiercią. Ta wysoka samoocena musi być jeszcze stabilna. Nie może pojawiać się czasami, wyjątkowo czy w weekend. W poniedziałek też jestem wartościowy. Jeśli nawet zrobię coś megagłupiego, to nie znaczy, że „zawsze coś schrzanię”. Nie. To był wyjątek i mnie nie charakteryzuje. Tak mniej więcej dobrze by było o sobie i swoich działaniach myśleć. Ale ja pytam o samouwielbienie. – Bardzo dobrze, bo samouwielbienie i wysoka samoocena to nie to samo. Samouwielbienie ma odcień narcystyczny i jest skrajnie wysoką samooceną, na dodatek silnie zależną od potwierdzania przez innych. Narcyz musi być w centrum, na cokole, a inni – licznie zgromadzeni i gromadzeni – niżej, w postawie pełnej podziwu, atencji, takiego ciągłego lajku i kciuka w górę. Świetnie, super, mega, szacun, jesteś boski, perfekt, cool itd., zależnie od dominującego określenia na bycie super. Powiedziałam gromadzeni, bo narcyz innych sam gromadzi, zbiera, przyciąga. Swoimi sukcesami, strojami, figurą, megaklatą, władzą, dominacją, siłą. Subtelniej – wyższościową ironią, uniesionym podbródkiem itp. Sukcesy mogą być prawdziwe, ale ważne, żeby były publiczne. Badania dowodzą, że narcyzowi lepiej wtedy idzie – sukces publiczny o tyle bardziej się liczy, że osoba narcystyczna wykonuje zadania publiczne faktycznie lepiej, niż gdyby robiła to samo w warunkach prywatnych. Od takiego samouwielbienia niedaleko do samobiczowania? – Daleko. Bardzo daleko. Samobiczują się osoby z niską samooceną, a nie z wysoką. Najgorzej myślą o sobie kobiety chore na bulimię. Słyszałam je wiele razy i zawsze zadziwia mnie, jak źle myślą o swoim ciele i jak są dla siebie okrutne. Narcyz nie jest masochistą. Przeciwnie. Dobrze wie, jak sobie dogodzić, a zarazem przydać chwały: jaki zegarek godnie ozdobi jego rękę, jaki sport (bo już nie zwykłe bieganie, ale co najmniej triatlon) przysporzy mu podziwu, uwypukli potęgę jego ciała i ducha. Ja i tylko ja Bycie najwspanialszym i najlepszym może być przyjemnym uczuciem. Wszystko wygląda rewelacyjnie, ale czy coś tę idyllę psuje? – Psuje niestety, choć człowiek – narcyz oczywiście także – ma mechanizmy obronne, które mniej lub bardziej skutecznie chronią go przed lękiem, smutkiem albo np. poważniejszą, melancholijną refleksją. Po pierwsze, narcyza czasem atakuje wstyd. Narcyz niemal panicznie boi się sytuacji, które mogłyby go zawstydzić, bo wstyd w przeciwieństwie do poczucia winy to emocja dotycząca całego Ja, nie jakiegoś jednego zachowania. Wstyd przeżywany jest jako porażka Ja, defekt Ja. Na wstyd narcyz reaguje złością i wrogością – gniewa się na osoby, które go zawstydziły. Psychicznie izoluje się od zawstydzającej sytuacji – określa się to jako dysocjację – „nie ma mnie w tym i nigdy nie było”, „w ogóle nie było takiej sytuacji” („nic się nie stało”). Po drugie, nie mniej ważne – narcyzowi grozi, że na starość zostanie sam. Bo potrzebuje innych tylko dla swojej chwały, nie po to, żeby z nimi dzielić „trudy życia”. Związki narcyza są krótkie: pokazał się, zaimponował, było oczywiście super, jednak już (czyli dość szybko) pora wyłonić się w jakimś nowym związku, gdzie podziw byłby żywszy, własny blask znów nowy, a chwała świeższa. Czyli Ja nie widzi miejsca dla My? Jeśli tak, po co nam