W cenie są paszporty dużych państw, dające możliwość bezwizowego podróżowania po wszystkich kontynentach Procedura odbywa się w białych rękawiczkach, jest błyskawiczna i dostosowana do potrzeb klienta. Wystarczy wejść na stronę jednej z setek reklamujących się w internecie firm oferujących usługi tzw. zwiększonej mobilności. Tak właśnie określa się w sieci handel paszportami i innymi dokumentami tożsamości. Formularz aplikacyjny i wycena transakcji z reguły poprzedzone są informacją na temat problemów współczesnego świata, a także zagrożeń płynących z niestabilności ekonomicznej i politycznej. Lepiej więc znaleźć się po właściwej stronie konfliktu, z właściwym dokumentem w ręku – to nieformalne motto sektora. Zgodnie z reklamą paszporty są dopasowane do wszystkich możliwych potrzeb, problemów i wymagań klientów z całego świata. Oprócz dokumentów wydawanych przez kraje egzotyczne i odległe wyspiarskie państewka, takie jak Dominika, Vanuatu czy Fidżi, w ofercie znajdują się paszporty państw znacznie większych, dające jednocześnie więcej możliwości bezwizowego podróżowania po wszystkich kontynentach. Za odpowiednio większe pieniądze w internecie można kupić paszporty Wielkiej Brytanii, Kanady, Nowej Zelandii, Republiki Południowej Afryki. Z rzadka trafia się też oferta paszportu amerykańskiego, choć w przypadku USA najczęściej handluje się znacznie łatwiejszymi do zdobycia lub podrobienia zielonymi kartami. Według krążących po sieci cenników najtańsze paszporty, najczęściej z godłem republik karaibskich lub archipelagów Oceanii, kosztują ok. 2,5-3 tys. dol. Im bardziej prestiżowy paszport, tym cena oczywiście wyższa. Aby złożyć zamówienie, należy najpierw skontaktować się z usługodawcą, najczęściej mejlowo, choć kilka stron oferuje już kontakt przez facebookowego Messengera czy aplikację WhatsApp. Po przesłaniu zdjęcia, podaniu danych osobowych i uiszczeniu opłaty paszport ma dotrzeć do klienta w ciągu zaledwie kilku dni roboczych. Co najważniejsze, wszystko odbywa się bez kontaktu fizycznego. Paszport można kupić, nie wychodząc z domu, no i nie spotykając się z nikim, z kim spotkania można będzie później żałować. Rzecz jasna, trudno się spodziewać, by skuteczność reklamujących się w internecie handlarzy paszportów, zielonych kart czy praw jazdy była stuprocentowa, a zwłaszcza tego, by proceder był legalny, przynajmniej w przypadku największych państw w ofercie tych firm. Niemniej jednak paszporty krajów o mniejszej populacji, słabszej roli na arenie międzynarodowej i zmagających się z ujemnym saldem migracyjnym czy zadłużeniem publicznym, są jak najbardziej dostępne dla każdego, i to zgodnie z prawem. Ich zakup odbywa się nie na podejrzanych stronach internetowych czy komunikatorach, ale na oficjalnych witrynach rządowych. Koszty są kilkadziesiąt razy wyższe niż na wspomnianych platformach, ale mamy pewność, że nie łamiemy prawa. Nie zmienia się tylko jedna rzecz – nadal nie trzeba wychodzić z domu. Według danych Światowego Forum Ekonomicznego w Davos na świecie już ponad 30 krajów oferuje płatne obywatelstwo lub po prostu nabycie paszportu za odpowiednią cenę, a drugie tyle udostępnia różnego rodzaju formy legalnej rezydencji na swoim terenie. Oficjalnie nie są to oczywiście transakcje kupna-sprzedaży, tylko inwestycje, w dodatku bardzo sprecyzowane i obejmujące konkretne sektory gospodarki. Efekt jest jednak ten sam – zdobywamy nowy paszport, często bez obowiązku postawienia stopy na terytorium kraju, który ten dokument wydaje. Pionierami tego rozwiązania były wyspiarskie kraje Morza Karaibskiego i Oceanii, które w ten sposób chciały zatrzymać komercyjny skup nieruchomości na ich dość ograniczonym terytorium przez największe sieci hotelowe i biura podróży. Zamiast sprzedawać kolejne kawałki plaży światowym korporacjom, tamtejsze władze już ponad dwie dekady temu zaczęły namawiać inwestorów indywidualnych na włożenie pieniędzy w lokalną gospodarkę, w zamian oferując paszporty, obywatelstwa i rezydentury. Takie rozwiązanie od zawsze było korzystne dla obu stron. Państwo oferujące dokument zyskiwało bezpośredni zastrzyk gotówki i trochę medialnego rozgłosu, a osoba kupująca narodowość – przywileje, takie jak brak podatków czy wolność od ekstradycji do większości krajów na świecie. Pierwszym krajem oferującym przyjezdnym taką transakcję było Saint Kitts i Nevis, malutka republika na Karaibach, która w 1984 r. uzyskała niepodległość od Wielkiej Brytanii. Z początku mechanizm ten nie cieszył się popularnością, ale z czasem i dzięki rosnącej promocji, zwłaszcza na rynkach europejskich, połączonej z zabiegami tamtejszych dyplomatów, rozrósł się znacząco. Od 2009 r. posiadacze paszportu Saint Kitts