Nas nie dogonią

Nas nie dogonią

Spółdzielnię w Witkowie zwiedzają delegacje farmerów z państw Unii Marian Ilnicki, prezes Spółdzielczej Agrofirmy Witkowo, dziś podejmuje rolników niemieckich. Za trzy dni przyjadą Szwedzi. Na śniadanie dla gości niemieckich przygotowano szwedzki stół. Ile rodzajów wędlin znalazło się na półmiskach, nie byłem w stanie policzyć. Wszystkie pochodziły z własnej przetwórni mięs, a surowca dostarczyła tamtejsza hodowla. Zwierzęta wykarmiono paszą ze spółdzielczych łąk. W pełni ekologiczną, bo naturalny nawóz wytworzyły zwierzęta. Spółdzielcza Agrofirma Witkowo to samowystarczalny kombinat rolniczy. Niemiecki farmer z witkowską kiełbasą w ręku zapewnia: „Dawno czegoś takiego nie jadłem”. – Przyjeżdżają, bo chcą zobaczyć, jak gospodarujemy – mówi prezes. – I dobrze. Nie mamy żadnych tajemnic. To, co robimy, jest w każdej książce o uprawie ziemi i hodowli zwierząt. Niech zobaczą, jak pracujemy Marian Ilnicki, potężny chłop, niemal 2 m wzrostu, ze swych 72 lat aż 45 spędził w fotelu prezesa. Przez ten czas 15-osobową rolniczą spółdzielnię produkcyjną na 400 ha zamienił w potężny kombinat: 12 tys. ha i 1100 członków. Rozmawiałem z wieloma. Wszyscy twierdzą, że to dzięki prezesowi Ilnickiemu do Witkowa ściągają wycieczki farmerów z UE, by podpatrzyć, jak gospodarować. Sam Ilnicki lojalnie przyznaje, że wielki wkład w sukcesy spółdzielni wniósł niemiecki specjalista do spraw rolnych, prof. Günter Künn. Od prawie ćwierćwiecza jest przyjacielem spółdzielni. Jeśli chce pokazać niemieckim rolnikom wzorcowe gospodarstwo, wiezie ich do Witkowa. Wyroby wędliniarskie ze spółdzielni sprzedawane są przede wszystkim w 40 sklepach firmowych. Najwięcej jest ich w Szczecinie. Kilkadziesiąt ton dziennej produkcji rozchodzi się na pniu. Prywatni handlowcy przyjeżdżają nawet z daleka. Kierowca, który nas obwozi po gospodarstwach, też jest zawziętym patriotą własnej produkcji. – Jeżeli w pobliżu są trzy sklepy z wędlinami, to w naszym stoi kolejka, a w dwóch sąsiednich pustki – mówi z dumą. – Kiedyś kupiłem wędlinę w supermarkecie. I nie dojadłem. Na fali odwilży Rolniczą spółdzielnię produkcyjną w Witkowie powołał w 1948 r. Władysław Gomułka, ówczesny minister Ziem Odzyskanych. W nazwie spółdzielni znalazło się słowo „młodzieżowa”, które oddawało intencje towarzyszące jej powstaniu. Chodziło o to, by młodzież z przeludnionych wsi wschodniej Polski ściągnąć na Ziemie Odzyskane. Zamysł nie bardzo wyszedł, skoro pierwszych spółdzielców było tylko 15. Żaden sąsiad nie traktował ich poważnie: „Ot, bawią się młodzi”. Rzeczywiście – w latach 1950-1955 spółdzielnia znalazła się na końcu rankingu podobnych tworów rolniczych. Marian Ilnicki trafił do Witkowa po wojsku, na początku 1956 r. Zaczynała się odwilż i rolnicze spółdzielnie produkcyjne spontanicznie rozwiązywano. Podobny los miał spotkać Witkowo. Ilnicki znalazł jeszcze sześciu „naiwnych” i ocalili spółdzielnię. W 1957 r. po raz pierwszy wybrano go na prezesa i opinia okolicznych chłopów o Witkowie zaczęła się poprawiać. W latach 1960-1962 spółdzielcy wybrali nowego prezesa, ale jakoś z nim nie wychodziło i po dwóch latach wrócił Ilnicki. Pełni tę funkcję bez przerwy od 1962 r. A sąsiedzi? Wkrótce zaczęli się starać o pracę w spółdzielni dla swych synów i córek. Wtedy spółdzielcy wiedzieli, że zostali zaakceptowani. Czekają na Unię Agrofirma w Witkowie radzi sobie znakomicie. Kiedy likwidowano PGR-y, Ilnicki kupował ich ziemię i majątek. Przemianowane na zakłady produkcyjne pomnażają zyski spółdzielni. Dziś przedsiębiorstwa spółdzielcze prowadzą ludzie z PGR-ów. Liczącym 2,7 tys. ha zakładem centralnym z siedzibą w samym Witkowie też kieruje były pegeerowiec, Kazimierz Macała. Sypie liczbami: krów dojnych tysiąc, macior tysiąc, tuczników 6 tys., prosiąt 20 tys., kur niosek 86 tys. Z jego gospodarstwa co roku na polskie stoły trafia 51 mln jajek, hoduje 3 mln brojlerów, produkuje 600 ton żywca wieprzowego. To potężna fabryka żywności. – Przywiezione ze Szwecji jałówki po pierwszym wycieleniu dochodzą już do 7 tys. litrów mleka rocznie. Po drugim cielaku powinny dawać po 10 tys. litrów jak ich matki w Szwecji – mówi Macała. Uważa, że limit produkcji mleka przydzielony dla Witkowa w związku z wchodzeniem do Unii jest za mały. Postarają się o jego podniesienie, choć i tak możliwości gospodarstwa będą większe. – Największymi zaletami mojej pracy są samodzielność i pełna odpowiedzialność

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 23/2003

Kategorie: Kraj