Czyli jak szorujemy po dnie kadłubem, stawiamy na fregatę i „pomostowe okręty podwodne” Nocą 15 lutego br., bez oficjeli i fanfar holownik wyprowadził z Gdyni zbudowany dla Królewskiej Szwedzkiej Marynarki Wojennej w Stoczni Remontowej Nauta kadłub nowego okrętu rozpoznania radioelektronicznego. W przyszłości otrzyma on nazwę TBN „Artemis”, lecz obecnie to tylko niedokończona jednostka o numerze budowy B-104. Można by powiedzieć: okręt w stanie deweloperskim. Portem docelowym była stocznia Saab Kockums w Karlskronie, w której dokończono by budowę i wyposażono okręt w supertajną aparaturę umożliwiającą podsłuchiwanie z bezpiecznej odległości Rosyjskiej Marynarki Wojennej. Przybycia niezwykłego konwoju spodziewano się w Szwecji następnego dnia. Taki był finał jednej z większych kompromitacji rodzimego państwowego przemysłu stoczniowego, który miał się odrodzić za rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Cel nie został osiągnięty, a przy okazji utopiono setki milionów złotych i zrujnowano reputację zasłużonych niegdyś stoczni. Antoni wzywa do broni Sprawa ta miała początek 11 grudnia 2012 r., gdy rząd Donalda Tuska zatwierdził plan modernizacji sił zbrojnych na lata 2013-2022. Mimo opatrzenia go klauzulą poufne szybko wyszło na jaw, że w ramach programu „Orka” Polska chce kupić trzy, w najlepszym wypadku cztery nowe okręty podwodne. Miały one zastąpić pozyskane w latach 2002-2003 od Norwegów, w ramach „programu pomostowego”, jednostki klasy Kobben oraz kupiony od Związku Radzieckiego w roku 1985 okręt klasy Kilo, który ochrzczono ORP „Orzeł”. Dziś to jeden z najstarszych pozostających w służbie okrętów tego typu na świecie. W grę wchodziło trzech oferentów. Francuzi z okrętami klasy Scorpène, Niemcy ze swoimi U-212CD/214 oraz Szwedzi z projektowaną przez koncern Saab jednostką Typ A-26. Wartość kontraktu szacowano na ok. 10 mld zł. Do roku 2015 ekipie PO-PSL nie udało się dokonać wyboru i zadanie to odziedziczył rząd Beaty Szydło. Przez dwa lata w tej sprawie przedstawiciele resortu obrony kierowanego przez Antoniego Macierewicza prowadzili rozmowy techniczne i finansowe, konsultowali się ze specjalistami i potencjalnymi wykonawcami, lecz decyzja nie zapadała. Przedstawiciel niemieckiego ThyssenKrupp Marine Systems zapewniał stronę polską, że można rozważyć budowę okrętów podwodnych w Szczecinie. Wszak spółka Vulcan-Werke Hamburg und Stettin AG słynęła niegdyś nie tylko z budowy pancerników dla Kriegsmarine. Francuzi gotowi byli zatrudnić polskich robotników w swojej stoczni przy budowie pierwszego okrętu i podjąć szeroką kooperację z naszymi firmami. Szwedzi proponowali udział naszych specjalistów w projektowaniu okrętu Typ A-26, a także nawiązanie bliskiej współpracy z polskimi stoczniami i spółkami przy budowie innych jednostek. Tuż przed swoim odwołaniem w styczniu 2018 r. Antoni Macierewicz zapowiadał z właściwą sobie dziarskością, że w ciągu kilku tygodni zapadnie decyzja w sprawie pozyskania okrętów podwodnych. Nic takiego nie nastąpiło. Jednym z efektów ubocznych programu „Orka” było złożenie przez szwedzki koncern Saab w państwowej Stoczni Remontowej Nauta zamówienia na wykonanie platformy statku rozpoznania radioelektronicznego. Czyli częściowo wyposażonego kadłuba okrętu. Ze strony Szwedów był to gest dobrej woli. Uważali, że z tak prostym zadaniem nasza państwowa stocznia sobie poradzi, a oni zyskają lepszą pozycję negocjacyjną. Umowę podpisano 26 kwietnia 2017 r. – To coś, czego w polskich stoczniach nie robiono od dawna, i na pewno krok do przodu – oświadczył ówczesny prezes Nauty Sławomir Latos. Prezes Grupy Saab Håkan Buskhe dodał: – Szukamy partnerów na całym świecie. I tego właściwego w tym przypadku znaleźliśmy wśród naszych sąsiadów. Zakładano, że po zakończeniu budowy, wodowaniu, wyposażeniu jednostki i wstępnych próbach morskich kadłub statku o własnych siłach dopłynie do stoczni Saab Kockums w Karlskronie, gdzie zostanie ostatecznie wyposażony i przekazany dzielnej Svenska marinen. Droga przez mękę Na pierwsze palenie blach w Stoczni Wojennej w Gdyni, która została podwykonawcą Nauty, przyszło poczekać prawie rok. Odbyło się ono w marcu 2018 r. Trzy miesiące później położono stępkę. 17 kwietnia 2019 r., w obecności polskich i szwedzkich oficjeli, częściowo wyposażony okręt – a właściwie kadłub – dotknął wody opuszczany na podnośniku dokowym PGZ Stoczni Wojennej. Procedurę tę nazwano wodowaniem, a obserwatorom wyjaśniono, że ostateczne wydokowanie odbędzie się za kilka godzin… albo w najbliższych dniach. Tak też się stało. Następnie