Zamiast radosnego świętowania 100-lecia klubu mamy ruinę: sportową, organizacyjną, wizerunkową Nie znam się na piłce, ale moim zdaniem to dobry trener. (Bogusław Leśnodorski, prezes Legii, o Besniku Hasim) Ta scenka krąży w internecie. Tuż po zakończeniu meczu trener Besnik Hasi wyjątkowo energicznie opuszcza stadion i wchodzi do tunelu. Kiedy widzi leżące przy ścianie piłki, z furią kopie jedną z nich i… wywija orła. Przypomniano ten filmik z czasów, gdy Hasi był trenerem Anderlechtu Bruksela, bo trudno o lepsze podsumowanie przygody albańskiego trenera z Legią Warszawa po przegranej w Lidze Mistrzów z Borussią Dortmund (0:6). Byłoby czymś trywialnym obarczać całą winą za tę sytuację Hasiego. Przecież sam się nie zatrudnił, nie zwolnił, nigdy nie odpowiadał za kierowanie sportowym 100-latkiem. Ale, do licha, ktoś ponosi odpowiedzialność za rujnowanie znanej nie tylko w kraju marki. Blamaż w Lidze Mistrzów jedynie dopełnił czary goryczy… Rozbieżna wizja rozwoju Przypominamy więc, że od grudnia 2012 r. prezesem, a od stycznia 2014 r. współwłaścicielem Legii jest Bogusław Leśnodorski. A jego wspólnikiem i najbliższym partnerem w interesach Dariusz Mioduski. „Kim tak naprawdę jest, kto go po(d)piera i, co najważniejsze, jakie zadanie ma do wykonania – na dobrą sprawę wiedzą nieliczni wtajemniczeni. Odnosimy wrażenie, że nowy ulubieniec mediów znalazł się na wykroku, a za jego sprawą na Łazienkowskiej już niebawem może być ciekawiej, niż wielu się wydaje – przestrzegaliśmy na początku 2014 r. (PRZEGLĄD nr 6/2014). Leśnodorski podejmowanie ryzyka wydaje się mieć we krwi niczym zawodowy hazardzista. Na zadziwiającą amatorszczyznę wyglądało zatrudnienie norweskiego trenera Henninga Berga czy ostatnio Besnika Hasiego. A przecież całkiem niedawno, pod koniec sierpnia, na pytanie dziennikarza „Super Expressu”, czy Hasi po awansie do Ligi Mistrzów odkupił winy za słabą grę w lidze polskiej i nie zostanie zwolniony, Leśnodorski odpowiedział: „Jakie winy? Jakie zwolnienie?! Ludzie, opanujcie się! Hasi jest w klubie półtora miesiąca! Dajmy mu popracować! Nie znam się na piłce, ale moim zdaniem to dobry trener”. Spójrzmy zatem, jak to ostatnio z trenerami wyglądało. Jan Urban (od 30 maja 2012 r. do 19 grudnia 2013 r.) – 80 meczów: 46 wygranych, 16 remisów, 18 przegranych. Musiał odejść, bo jak czytaliśmy w oficjalnym komunikacie klubu, „Przyczyną rozstania z dotychczasowym szkoleniowcem jest rozbieżna wizja rozwoju drużyny w najbliższych latach”. Urbanowi podziękowano w trakcie sezonu, po wywalczeniu w poprzednim krajowego dubletu i mimo przodowania w tabeli. Fakt, że gorzej szło legionistom w europejskich pucharach, w 1/8 finału Pucharu Polski przegrali z Górnikiem. Henning Berg (od 1 stycznia 2014 r. do 4 października 2015 r.) – 97 meczów: 59 wygranych, 17 remisów, 21 przegranych. Norweg musiał odejść, bo co prawda zdobyto z nim mistrzostwo, Puchar Polski i dwukrotnie awansowano do fazy grupowej Ligi Europy, ale kiedy przyszedł gorszy czas, okazało się, że nie potrafi zarządzać drużyną w kryzysie. Po prawie dziewięciu miesiącach katorgi, kiedy pod jego wodzą piłkarze rozegrali zaledwie kilka naprawdę dobrych spotkań, zwolniono go, porzucając wizję budowania drużyny według „zachodniej myśli szkoleniowej”. Stanisław Czerczesow (od 6 października 2015 r. do 1 czerwca 2016 r.) – 35 meczów: 23 wygrane, 6 remisów, 6 przegranych. Rosjanin musiał odejść, bo wykonał zadanie (mistrzostwo oraz Puchar Polski), ale klubowi bossowie nie byli w pełni zadowoleni ze współpracy. Trenerowi zarzucano m.in., że za rzadko dawał szansę młodym zawodnikom, poza tym pod jego kierunkiem drużyna grała mało widowiskowo. No i ten jego „wschodnioeuropejski” sposób bycia… Besnik Hasi (od 3 czerwca 2016 r. do 19 września 2016 r.) – 18 meczów: 5 wygranych, 6 remisów, 7 przegranych. Albańczyk musiał odejść, bo jak stwierdził Dariusz Mioduski, mógłby zostać w Legii po takiej katastrofie, tylko jeśli zdarzyłby się cud. Wydawało się, że po bęckach 0:6 z Borussią Dortmund gorzej już być nie może, tymczasem kilka dni później przyszła przegrana 2:3 z Zagłębiem Lubin na własnym stadionie. Cudu nie było. Hasi zgodził się na polubowne rozwiązanie umowy. Zrzekł się części olbrzymiej odprawy, która dla niego i jego sztabu wynosiła ok. 1,5 mln euro. Wedle „Przeglądu Sportowego” zadowolił się