Na dzień do Lublina; piękna nowa trasa szybkiego ruchu, trzy lata temu mordowaliśmy się, jadąc nią, gdy była w budowie. Wystawa malarstwa Tamary Łempickiej w lubelskim zamku, zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Lublinie. Bardzo pięknie zrobiona i zaskakująco bogata. Dużo oglądających. Malarstwo jest równie mi bliskie jak literatura, a może nawet teraz wolę oglądać obrazy; wolałbym malować, gdybym potrafił, niż czytać i pisać. Pisaniem bywam już bardzo zmęczony, chociaż ono jest dla mnie jak oddychanie. Coraz więc ciężej mi się oddycha, ale może to taki okres. Dzieci kaprysiły, potrafią zepsuć każdą chwilę, która chciała być dobra. Jestem w administracji, by wyrobić sobie nowy dowód osobisty. Trzykrotnie wypełniam formularz, bo ciągle jakieś błędy i trzęsie mi się ręka, nie ze starości, ze strachu, tak reaguję na urząd, kafkowski przed nim lęk, tak też reagował mój ojciec, ileż to lęków dziedziczymy. Na nowym dowodzie będą wdrukowane moje odciski palców, czy to jest postęp? W naszych urzędach jest teraz pół na pół, młodzi są na ogół bardzo mili, ze starszymi różnie to bywa, ale jest zmiana na lepsze. Czytam Osho: „Nie czuć zazdrości może tylko ktoś, kto zaakceptował siebie całkowicie, jest z siebie zadowolony i w ogóle nie myśli o porównywaniu się z kimkolwiek. Zazdrość powstaje z powodu porównywania”. Świetna myśl. Od dawna fascynuje mnie zjawisko zazdrości. Też dlatego, że chociaż zazdrość i zawiść są tak wszechobecne, to ich wpływ na nasze życie prywatne i na publiczne jest niedoceniany. Zazdrość i zawiść to coś, czego najbardziej się wstydzimy. Ujawniamy agresję, lęk, niepokój, słabość, nawet organy płciowe, ale bronimy się nogami, rękami i głową, by nie przyznać się do zazdrości. Zawiść, czyli zazdrość w ostrej postaci, jest jeszcze bardziej ukrywana. Wiele zachowań własnych czy cudzych, których nie rozumiemy, pochodzi właśnie z ukrytej zawiści. Od lat próbuję napisać wiersz o zawiści, nic z tego, a tyle napisałem wierszy o czułości. Kolega z Kanady, teraz w Polsce, pisze mi o swojej sędziwej cioci: „Patrzę na moją ciocię, kłębi się w niej niepokój prawie stu lat bytności na tej planecie, akurat w tym nader specyficznym miejscu zwanym Polską. Nerwulec połączony ze strachulcem – piętno położenia i doświadczeń historycznych. Pozwalamy im wsączać w nas truciznę przeszłości, którą my z kolei wsączamy innym pokoleniom. Stąd ta nieustanna martyrologia, ten stosunek życzeniowy do świata, historia powszechna jako usprawiedliwianie historii osobistej, głównie swych porażek i niedociągnięć, to przekonanie, że jako cierpiętnikom i mesjaszom nam się należy – uznanie, dodatkowa wyrozumiałość, opieka, a przede wszystkim dostęp do wygodnego życia. Wszystko na zasadzie rekompensaty”. Coś w tym jest. Ale wstępują w życie nowe generacje wolne od tych polskich chorób. Papież Franciszek jako jeden z możliwych powodów rosyjskiej napaści na Ukrainę i postawy prezydenta Rosji wskazał „szczekanie pod drzwiami Rosji przez NATO” (ktoś napisał złośliwie w memie: „Szczekanie Jezusa sprowokowało Piłata”). Jako że papież kolejny raz mówi podobne głupstwa, podpadając nawet tym, którzy go do niedawna wielbili, a jest człowiekiem inteligentnym i na pewno dobrym, to znak, że jest oddzielony murem od opinii publicznej i nic do niego nie dociera. Dlatego nie uczy się na błędach. Tłumaczenie go Ewangelią brzmi słabo. Jest tyleż argumentów za wybaczaniem, co nazywania zła złem. Wszystko to bardzo niefortunne dla Kościoła, w połączeniu z aferami pedofilskimi powstaje mieszanka wybuchowa, która narusza jego mury. I przyśpiesza laicyzację powszechną. Kolejna osoba, której gustom ufam, widziała krakowskie „Dziady” i jest wstrząśnięta tym, jakie są okropne. A w prasie liberalnej nie ma bodaj krytyki tej sztuki. Stała się bowiem owa inscenizacja wydarzeniem politycznym, atakowanym przez żywioł narodowy i Barbarę Nowak. Tak dzieje się podwójna krzywda kulturze. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint