NATO w macedońskim kotle

NATO w macedońskim kotle

Czy dziwna misja Sojuszu Północnoatlantyckiego zapobiegnie piątej wojnie na Bałkanach? Żołnierze NATO przybywają do Macedonii, rozpoczynając trzecią, po Bośni i Kosowie, misję na Bałkanach. Komentatorzy są zgodni – z militarnego punktu widzenia, operacja „Niezbędne żniwa” nie ma sensu. Najpotężniejszy sojusz wojskowy w dziejach świata ma wykonać w Macedonii zadanie naprawdę osobliwe. 3,5 tys. żołnierzy NATO (w tym 1,8 tys. Brytyjczyków, doświadczonych weteranów z Irlandii Północnej) nie będzie pełnić misji pokojowej, jak w Kosowie i w Bośni, nie rozdzieli zwaśnionych stron – słowiańskich i albańskich Macedończyków. Oddziały NATO mają tylko odebrać broń albańskim rebeliantom, którzy przyrzekli, że dobrowolnie oddadzą swe kałasznikowy. Broń zostanie następnie przewieziona do Grecji i zniszczona. Zgodnie z planami sztabowców Sojuszu, rozmieszczenie wojsk potrwa 15 dni, zbieranie broni 30 dni, zaś ewakuacja kolejnych 15 dni. Generałowie NATO zapewniają, że nie ma planów przedłużenia operacji. „To niemożliwe. 30 dni wystarczy tylko na rozbicie obozów. Misja potrwa tak długo, dopóki prawa ludności albańskiej nie zostaną zagwarantowane”, przewiduje komendant 112 Brygady albańskiej Armii Wyzwoleńczej (UCK) o pseudonimie Profi. Żołnierze Sojuszu mają strzelać tylko w samoobronie. W razie poważniejszych incydentów, np. gdy rozgorzeją walki, misja zostanie przerwana. Dowódca sił NATO w Europie, generał Joseph Ralston, ostrzegł skłóconych Albańczyków i Słowian w Macedonii, że jeśli złamią poczynione zobowiązania, czeka ich niszczycielska wojna domowa. Znamienne, że Ralston nie zagroził żadnymi represjami ze strony Sojuszu. Wyborcy w krajach NATO nie chcą, aby ich żołnierze znaleźli się w trzecim już bałkańskim kotle, tym razem macedońskim. Politycy muszą uwzględniać te nastroje. Nikt poważnie nie oczekuje, że albańscy rebelianci oddadzą całą broń. „UCK najwyżej pozbędzie się swych starych samopałów”, napisał monachijski dziennik „Süddeutsche Zeitung”. Dowódca UCK, Ali Ahmeti, zapowiedział, że w 15 punktach zdawania broni jego ludzie złożą 2,3 tys. sztuk różnego „oręża”. Tak naprawdę nie wiadomo jednak, ilu bojowników liczy UCK (przypuszczalnie od trzech do ośmiu tysięcy) i jakim arsenałem dysponuje. Według ocen macedońskiego MSW, rebelianci zgromadzili aż 60 tys. sztuk broni! Albańczycy zebrali zresztą ogromne środki, aby ponownie się uzbroić. W ciągu zaledwie kilku tygodni wśród albańskiej diaspory w samych tylko Niemczech zebrano na potrzeby rebeliantów aż 43 mln marek. Podobno na kontrolowanych przez siebie terenach w Kosowie i w Macedonii albańscy komendanci (których niekiedy trudno odróżnić od kryminalistów) uprawiają zyskowny handel kobietami, narkotykami i bronią. Komentatorzy wyrażają tylko nadzieję, że misja NATO – niemalże groteskowa, z militarnego punktu widzenia – ostudzi gorące głowy i da czas politykom na wprowadzenie w życie albańsko-macedońskiego porozumienia. Walki w tej minirepublice bałkańskiej rozpoczęły się przed sześcioma miesiącami. Albańscy rebelianci weszli do Macedonii z południowej Serbii i Kosowa, głosząc, że walczą o prawa dla swego dyskryminowanego narodu. Albańczycy stanowią, według różnych szacunków, od jednej piątej do jednej trzeciej dwumilionowego społeczeństwa Macedonii. W policji jest ich jednak tylko 3%. w MSZ – 7%, w Ministerstwie Finansów – 5%. Politycy albańscy twierdzą, że musi się to zmienić. Władze w Skopje oskarżają jednak albańskich buntowników o terroryzm, tendencje separatystyczne, zamiar zdruzgotania Macedonii i zbudowania na jej gruzach Wielkiej Albanii. Po pierwszych potyczkach władze i słowiańscy mieszkańcy Macedonii wszczęli represje wobec ludności albańskiej, urządzając kilka prawdziwych pogromów. Rebelianci zyskali więc poparcie wielu macedońskich Albańczyków, wzmocnili swe siły, opanowali północno-zachodnie regiony kraju, okrążyli Tetovo (drugie co do wielkości miasto Macedonii), w pewnym momencie podeszli nawet pod Skopje. Sto tysięcy ludzi musiało uciekać ze swych domów, przy czym Albańczycy szukali schronienia w Kosowie, zaś słowiańscy Macedończycy – w Skopje. Władze Macedonii dokonały poważnych zakupów broni za granicą, nie były jednak w stanie rozwiązać problemu ani militarnie, ani politycznie. Do akcji wkroczyli dyplomaci NATO i Unii Europejskiej, wywierając na zwaśnione strony ogromne naciski. Nad głowami międzynarodowych polityków krążyło bowiem widmo piątej już wojny na Bałkanach – po Słowenii, Chorwacji, Bośni i Kosowie. Gdyby wojna domowa w Macedonii wybuchła w pełni, mogłoby to doprowadzić do eksplozji całej bałkańskiej beczki z prochem. Jak przypomina brytyjski

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 35/2001

Kategorie: Świat