Europa musi się uniezależnić od USA i dać Ukrainie bardziej wiarygodne gwarancje niż sen o członkostwie Stephen Wertheim Opublikował pan niedawno w „New York Timesie” esej, który przekonuje, że przyjmowanie Ukrainy do NATO to zły pomysł. Pozwolę sobie zapytać od razu i bez zbędnego wstępu: dlaczego? – Wielu zwolenników członkostwa Ukrainy w NATO widzi Sojusz jako ostateczną gwarancję bezpieczeństwa. Najpewniejszą metodę odstraszania (surest deterrent), jaka istnieje. I ja doskonale rozumiem, dlaczego tak twierdzą. Dla wielu państw NATO od momentu powołania rzeczywiście było najskuteczniejszą formą gwarancji bezpieczeństwa. Problem z przyjęciem do Sojuszu Ukrainy wynika jednak z przyczyn związanych z samą Ukrainą. To znaczy? – O gwarancjach bezpieczeństwa można myśleć w kategoriach pewnego rachunku. Po jednej stronie tego rachunku znajdują się czynniki odstraszania i obrony, po drugiej – ryzyka. I można zapytać, która strona tego rachunku przeważa. Jeśli chodzi o odstraszanie, to z jednej strony doskonale rozumiem, że Władimir Putin czy dowolny jego następca musiałby dwa razy się zastanowić przed uderzeniem na Ukrainę, gdyby wiedział, że państwa NATO zobowiązały się walczyć w jej obronie. Z drugiej jednak strony każdy rosyjski przywódca będzie miał też powody, żeby wątpić w wiarygodność takich gwarancji bezpieczeństwa. Dlaczego? – Bo żaden kraj NATO nie zdecydował po 2014 r., że jego kluczowy interes każe pójść na konfrontację z Rosją o Ukrainę. I ta sytuacja ciągnie się od prawie 10 lat. Rosja zaś udowodniła, że jest gotowa się bić i wykrwawiać w imię tego, co uważa za swój interes w Ukrainie. Z punktu widzenia Moskwy to dalece wątpliwe, że w przyszłości NATO naprawdę będzie gotowe pójść na wojnę po przyjęciu Ukrainy, skoro od 2014 r. do dziś nie było w stanie tego zrobić. To zaś stanowi dla Rosji pokusę, by takie gwarancje bezpieczeństwa poddać próbie i zobaczyć, co naprawdę się stanie. Czy w razie jakiejś kolejnej agresji NATO rzeczywiście pójdzie walczyć o Ukrainę, czy przeciwnie. Być może dopiero wtedy się podzieli – na co Rosja liczyła już teraz i co na szczęście jej się nie powiodło. Jednak po przyjęciu Ukrainy do NATO chęć udowodnienia przez Rosję, że art. 5 jest martwy – a z pewnością martwy w odniesieniu do Ukrainy – będzie wielka. Bo jeśli uda się w ten sposób podważyć gwarancje wynikające z art. 5, to znaczy, że da się podważyć cały sens NATO. A wtedy najbardziej ucierpią akurat te państwa, które sąsiadują z Rosją. Polacy, Estończycy czy Litwini powiedzą panu, że widzą ten dylemat dokładnie odwrotnie. – I zaraz do tego wrócę, tylko dokończę temat rachunku odstraszania i ryzyka. W jaki sposób NATO może uwiarygodnić swoje gwarancje? W trakcie zimnej wojny, jak wiemy, w RFN rozmieszczono tysiące głowic jądrowych i całą armię amerykańskich żołnierzy. A jednak nawet wówczas najwybitniejsze umysły Sojuszu zastanawiały się, czy kiedy dojdzie do wojny, USA zdecydują się zaryzykować Boston, by ocalić Bonn. Ta sytuacja pokazuje, że art. 5 i odstraszanie nie mają magicznej mocy zaklęć. Fakt, że zobowiązania i gwarancje bezpieczeństwa istnieją, nie oznacza automatycznie, że są one poparte gotowością pójścia na wojnę przez Stany Zjednoczone i inne kraje Sojuszu. I teraz ostatnia kwestia. Gdy trwa wojna, pytanie, czy Rosja będzie gotowa zaatakować Ukrainę ponownie, by powstrzymać jej przystąpienie do NATO, wydaje się bezzasadne. Wojnę już mamy. Ale tak naprawdę to jest istotne pytanie. Czy, jeśli nawet ta wojna się zakończy, rozpoczęcie procesu akcesji nie da Moskwie wymówki, by natychmiast zacząć kolejną? Jeśli tak, to czy przyjęcie Ukrainy do NATO daje mocniejsze gwarancje bezpieczeństwa Europy, wschodniej flanki, samej Ukrainy – czy odwrotnie? Ale czy to, co pan proponuje, nie daje Rosji de facto prawa weta wobec rozszerzania NATO? Jeśli jakieś państwo chce dołączyć do Sojuszu, to nawet jeśli spełniło wymogi, Moskwa zawsze może akcesję powstrzymać, mówiąc, że się na nią nie zgadza. – Nie powiedziałbym tak. Nie patrzę na Sojusz Północnoatlantycki jako na liberalną utopię, do której może się zapisać każdy po spełnieniu obiektywnych kryteriów wejścia. Ten sojusz wymaga zgody członków i podzielanego przez wszystkich przekonania, że rozszerzenie leży w interesie wspólnego bezpieczeństwa i wzmacnia Sojusz jako całość. A nawet ten dość nieszczęsny komunikat po szczycie NATO