Nazwisko zobowiązuje

Nazwisko zobowiązuje

Ja nie kocham Rosji dzisiejszej, tak jak nie kochałam Rosji sowieckiej. Ja kocham Rosję w ogóle, tylko tam się czuję na swoim miejscu Tatiana Tołstoj, pisarka – Czy łatwo być pisarką w Rosji, nosząc nazwisko Tołstoj? – Niełatwo! Dlatego tyle lat zwlekałam z debiutem, chociaż od dziecka byłam przekonana, że kiedyś będę pisać książki. Bałam się jednak, wiedziałam, że wszyscy będą mnie porównywać z „wielkimi Tołstojami”, Lwem i Aleksiejem. I że cała krytyka weźmie pod lupę mój debiut. To była paraliżująca świadomość. – Dlatego zaczęła pani skromnie, od krótkich opowiadań? Nie chciała pani, tak jak słynni krewniacy, napisać epopei o Rosji, pokazać panoramy społeczeństwa? – Nie wiem, czy proza XXI w. poradziłaby sobie z taką formą. To przecież całkiem inna proza: nowy styl, słownictwo, konstrukcja fabularna. Żeby napisać taką epopeję, trzeba by chyba wrócić do XIX w., a to się nie da. W wieku XIX wszyscy lubili się wzruszać, a to tragedią narodu, a to pojedynczego bohatera, a to społeczeństwa. To była emocjonalna literatura – i ona jest mi bardzo bliska. Dziadkowie wspominali, że kiedyś ludzie czytając książki, często płakali. A czy ktoś płacze, czytając literaturę współczesną? Czy współczesny autor chce wzruszać? Nie, on chce zaskoczyć czymś nowatorskim, stylem, słownictwem, pomysłem. – Tak jak pani „Kysiem”? Bo książka zaskakuje. Pomysłem – ponieważ akcja jest osadzona w przyszłości, po wielkim wybuchu jądrowym, który cofnął cywilizację do czasów epoki kamienia łupanego. Słownictwem – ponieważ tworzy pani cały słownik, wymyślając nowe słowa, przekręcając stare, zmieniając znaczenia. No i bohaterami – są nimi mutanty. – Pewnie, że chciałam zaskoczyć, który pisarz nie chce? Chciałam też zaciekawić młodsze pokolenia, które odeszły od książki. Kiedyś przeczytałam, że młodzież czyta tylko bajki, fantasy i science fiction. To mnie zaintrygowało. Wcześniej pisałam wyłącznie opowiadania realistyczne. Pomyślałam: dlaczego by nie spróbować innego sposobu narracji, skazu [tj. bajki – przyp. red.]? Zwłaszcza że jest on mocno zakorzeniony w rosyjskiej kulturze. – Na spotkaniach promujących tę książkę w różnych krajach zaprzecza pani, że to nie jest satyra na Rosję. A przecież elementów satyry jest tam dużo, np. jest mnóstwo odniesień do kultu Stalina, wszechobecnego donosu, sowieckiego systemu politycznego itd. – A jednak twardo powtarzam, że to nie jest satyra na Rosję. Raczej satyra na idiotów, ludzi, którzy o niczym nie wiedzą albo wiedzą trzy po trzy i są z tym szczęśliwi. Żyją w świecie bez kultury, bez tradycji. Żeby to puste miejsce zapełnić, tworzą popkulturę, czyli taką prymitywną, żałosną kulturę na swoją nędzną miarę. – Dlaczego zatem idolem literackim tej popkultury jest Puszkin, genialny poeta, a nie jakiś prymityw? – Puszkin jest poetą kochanym przez wszystkich Rosjan, nawet bardziej niż czołowa piosenkarka, Ludmiła Zykina. Co nie znaczy, że ci, którzy go kochają, znają i rozumieją całą jego twórczość. Odkąd Stalin powiedział, że Puszkin jest wielki, wszyscy przyjęli to za świętą prawdę. Prostym ludziom się podoba, że nie był jakimś tytanem bez skazy, lecz chuliganem, kobieciarzem, awanturnikiem, że przeklinał, wdawał się w bójki, pożyczał pieniądze i nie oddawał. Dlatego jest bliski rosyjskiemu sercu. – A kim jest tytułowy Kyś, którego wszyscy się boją? Zwłaszcza że nawet się w książce nie pojawia. – Jest uosobieniem rosyjskich lęków i niepokojów. Można na niego zrzucić każdą winę, zwalić na niego niepowodzenia własne i kraju, podobnie jak to robią wyznawcy teorii spiskowych. W dzisiejszej Rosji jest ich niestety dużo, szczególnie wśród niewykształconych osób. – Bohaterami pani wcześniejszych opowiadań są przeważnie ludzie nieszczęśliwi, bezradni, żyjący gdzieś na marginesie życia społecznego. – Zawsze najbardziej mnie interesowali tacy „ludzie na marginesie”. Na pierwszy rzut oka są nieciekawi i bezbarwni. Często ich wcale nie zauważamy albo przeciwnie, zauważamy i lekceważymy, bo wydają się nam banalni czy bezmyślni. Nie potrafimy zrozumieć ich mentalności, wczuć się w ich cierpienie. Jako pisarka staram się to robić. „Kyś” był inny, teraz zamierzam wrócić do moich prostych bohaterów. – W „Kysiu” czytelnik napotyka wiele wymyślonych słów, które nic nie znaczą albo nie wiadomo, co znaczą. Intrygują panią, jako pisarkę, tzw. puste słowa? – Nienawidzę pustych słów. W czasach Związku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2005, 2005

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska