Nazywali go Pan Zrób to Sam

Nazywali go Pan Zrób to Sam

Adam Słodowy przez ćwierć wieku wychował dwa pokolenia majsterkowiczów Gdy był przedszkolakiem, wypytywał ojca, dlaczego promień słońca przechodzi przez szybę. Ojciec tłumaczył, że światło, biegnąc z punktu A do punktu B, wybiera taką drogę, której czas przebycia jest najkrótszy, nawet gdy musi pokonać dłuższą trasę. – Ale po co promyk światła woli biec dłuższą drogą? – zastanawiał się. Pytanie dręczyło go do momentu, gdy rozkręcił starą lornetkę. W ciągu kilku sekund zrozumiał podstawowe prawa optyki. Miał osiem lat, gdy całe wakacje poświęcił na budowę perpetuum mobile. Przypadkiem odkrył, że woda „sama z siebie” unosi się wewnątrz cienkiej włoskowatej rurki. – Jeśli u góry wypłynie – rozumował – to można nią napędzać mały młyn wodny. Zabrał się do budowy. Cienkie szklane rureczki pożyczył sobie z secesyjnego żyrandola, który wisiał w pokoju stołowym. Górne części rurek zatopił w wosku, całość osadził w puszce z wodą… Nie działało! A żyrandol po zaświeceniu okazał się bardzo szczerbaty. Ojciec nakazał mu zamontować rurki z powrotem. Miał szczęście do dobrych nauczycieli. Pierwszym był cierpliwy ojciec, opowiadający m.in. o tym, jak pradziadek budował powozy konne. Kolejnym nauczyciel gimnazjalny, prof. Bruckner, który specjalnie dla ucznia Adama otwierał po południu szkolne laboratorium i gdy chłopiec majstrował przy wynalazku, siedział skromnie w rogu stołu, zabawiając go opowiadaniem historii Grecji. Adaś zaprojektował wtedy urządzenie, które w przypadku pożaru włączało alarm, a gdyby nie było nań reakcji, uruchamiało gaśnicę. Wynalazek polegał na wykorzystaniu elektrycznego przewodnictwa rtęci. Dla panny Czesi Jest dzieckiem poważnym, pochylonym nad książkami, mankiety jego białej koszuli są zawsze czyste. Mieszka w wielkopolskim Czarnkowie. Zimowe ferie spędza na wsi u dziadka. Wieczorem słucha opowieści kobiet skubiących w kuchni pierze. Pół wieku później Adam Słodowy napisze książkę z opowieściami skubaczek. Kiedy kończy 15 lat, wybucha wojna. Wszyscy są przekonani, że awantura z Niemcami potrwa kilka tygodni; na razie ojciec, urzędnik skarbowy, umieszcza syna w warsztacie fabryki maszyn rolniczych w Baczkach, 60 km od Warszawy. Niech nie marnuje czasu. Adam terminuje w ślusarni, ale przede wszystkim uczy się, jak rzeźbić górną płytę skrzypiec, tzw. dekę, tak aby usłyszeć właściwy ton, gdy się postuka palcem. W tajniki lutnictwa wprowadza go mistrz Pastuszko. 17-letniemu Adamowi taka wiedza jest niezbędna, bo właśnie zakochał się w pannie Czesi. Chce wyśpiewać swą miłość pod oknem dziewczyny. W 1944 r. Adam Słodowy zgłasza się na ochotnika do wojska. Jako oficer artylerii kończy wojnę w Szczecinie. Gdy potem zostanie wykładowcą w Wyższej Szkole Artylerii Przeciwlotniczej, zbuduje symulator lotu pocisku. „Drogi Zrób to Sam” Rok 1958. Niedzielne przedpołudnie. Tłum oblega plac Konstytucji w Warszawie, gdzie Wydawnictwa Komunikacyjne urządziły wystawę motoryzacyjną. „Inż. Słodowego, konstruktora jedynego na pokazie samochodu własnej konstrukcji, zamęczano indagacjami”, pisze reporter „Sztandaru Młodych”. Słodowy opowiada, że znalazł w składnicy złomu dobry reflektor, postanowił więc dorobić resztę. Silnik kupił w Urzędzie Likwidacyjnym, pogiętą zardzewiałą ramę znalazł na łące, na nadwozie wykorzystał żelazne rury do pieców (namęczył się z ich prostowaniem). Autko robi 40 km na godzinę. Wydawnictwo zamawia u konstruktora książkę „Budowa samochodu amatorskiego”. 20 tys. nakładu rozchodzi się w tydzień. Księgarnie domagają się dodruku.Są z tego pieniądze na telewizor. Rodzina Słodowego zasiada przed ekranem i… Pierwsza audycja – właśnie nadają „program politechnizacyjny” – wprawia pana domu w taką irytację, że niezwłocznie idzie do gmachu telewizji. – Jak można tak nudzić o majsterkowaniu – wybrzydza telewidz Słodowy przed redaktorem Tadeuszem Kołaczkowskim. – To niech pan napisze lepszy scenariusz – mówi na odczepnego redaktor. I tak Adam Słodowy prosto z ulicy wchodzi do historii telewizji ze „Zrób to sam”. Po pierwszym programie o budowie karmnika dla ptaków przyszło 7,5 tys. listów. Wiele z nich zaczyna się od inwokacji: „Wysoki Znawco”, „Szanowny Panie Instruktorze”, „Drogi Zrób to Sam”. Dziennikarze piszą o Słodowym jako o apostole politechnizacji. Ibis (red. Andrzej Wróblewski) w „Życiu Warszawy”: „Do naszych domów w oszałamiającym tempie wkracza technika. Może w przyszłości wywiad z kosmonautą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 30/2004

Kategorie: Sylwetki