Ukazał się kolejny tom tekstów publicystycznych Bronisława Łagowskigo. Zatytułowany jest on „Symbole pożarły rzeczywistość” i tytuł ten w pełni adekwatnie, może nawet w warstwie słownej zbyt dosadnie, wyraża nić przewodnią analiz i opinii autora. Na książkę składa się niemal sto tekstów, z których przytłaczająca większość to felietony drukowane w „Przeglądzie”, poczynając od samej końcówki roku 2005, a kończąc na maju roku 2010. Przyznam, że nie zawsze udaje mi się zapoznać z całą treścią kolejnego numeru „Przeglądu”, natomiast felieton prof. Łagowskiego całkowicie wyjęty jest spod tych losowo-czasowych przypadków i niedogodności. Wieloletnia obecność felietonów na łamach „Przeglądu”, a jednocześnie świeżość i oryginalność każdego z nich, liczne listy czytelników, reagujących na podejmowane przez Łagowskiego tematy, nieobecność jakiegokolwiek rutyniarstwa w jego pisarstwie – wszystko to sprawia, że przypuszczam, iż większość czytelników „Przeglądu” traktuje teksty Łagowskiego podobnie jak ja i że zachęcanie do lektury jego książki akurat w tym miejscu jest zupełnie zbędne. Ale też warto co jakiś czas – przy takiej właśnie okazji jak książkowy zbiór wcześniej drukowanych felietonów – dokonać pewnej ogólniejszej i tymczasowo podsumowującej refleksji nad tym pisarstwem, uświadomić sobie jego integralność, niekiedy może przesłanianą przez bieżące sprawy cotygodniowe i tygodnikowe. Trzeba być człowiekiem przeogromnej wiedzy, wnikliwości, krytycznego spojrzenia, ale także sympatyzowania ze światem, zatroskania o świat (i to zarówno o świat w ogóle, jak i o świat w najbliższym „wokół”), by z taką przejrzystością, trafnością, a i akademicką fundamentalnością penetrować kolejne aspekty i kolejne zdarzenia „polskiej sprawy” i spraw polskich. I od lat w rytmie najczęściej tygodniowym ukazywać i objaśniać spraw tych tyleż zawiłości (szczególnie tam, gdzie wszystko wydaje się bezdyskusyjnie jasne), ile banalnie oczywiste oczywistości (szczególnie tam, gdzie uczestnicy życia publicznego zdają się widzieć niezgłębialne otchłanie). Zapewne też dużo mniej wskórałby w tych sprawach Łagowski – dla siebie i dla nas – bez pewnej dozy odwagi i odporności, z tym, że są to akurat cechy, których nie są w stanie odmówić mu nawet najzacieklejsi krytycy; posiada je więc Łagowski w stopniu wysokim, a w dodatku bez ostentacyjnego obnoszenia się z nimi (co zresztą wydaje się najwłaściwszą oznaką, a może i warunkiem, rzeczywistego ich posiadania). Łagowski – jak napisał Andrzej Walicki – „jest myślicielem ostentacyjnie wręcz niezależnym i prowokująco krytycznym”. Niezależność uczyniła go – gdyż taki jest tu porządek rzeczy – osobą niepodatną na jakiekolwiek odruchy stadne, natchnienia i widzenia; osobą politycznie i ideowo „niepokupną”, kłopotliwą dla wszystkich stron polskiego życia politycznego (dla lewicy – bo ekonomiczny liberał i systematyczny krytyk SLD; dla prawicy – bo antyklerykał i zwolennik Jaruzelskiego), a w konsekwencji (bo – przypomnijmy – taki jest tu porządek rzeczy) wiarygodną i powszechnie szanowaną. Każda gazeta i każdy periodyk chciałyby go mieć wśród swoich autorów i to w miarę często się udaje. Nawet zdecydowani przeciwnicy Łagowskiego nie są w stanie sprowadzić jego i jego pisarstwa (to słowo dość dobrze określa rangę i poziom jego felietonów) do gazetowo-telewizyjnego grajdoła współczesnej debaty publicznej. Najdalej tu idące próby wpisania go do eksponentów niejakiej „partii rosyjskiej” w Polsce były tak żenujące (a towarzystwo, np. wspomnianego Andrzeja Walickiego, tak świetne), że chyba nikt nie próbuje ich dziś powtarzać. Niezależność Łagowskiego nadaje jego oglądowi spraw polskich swobodę i rzetelność, które w obliczu marazmu i duchoty polskiego dyskursu publicznego (przykrywanego medialną histerią i hucpą), a także wynikających z tego zdarzeń politycznych, każą mu uciekać się do, jak to określił Walicki, prowokującego krytycyzmu. Ten krytycyzm równie dobrze – i zwłaszcza wobec obłudnej nabożności, żarliwego chciejstwa oraz egzaltowanego moralizmu współczesnej debaty publicznej w Polsce – można też nazwać prowokacyjnym racjonalizmem, prowokacyjnym realizmem, prowokacyjnym faktografizmem, łopatologicznym rachunkiem zysków i strat. Tym, co określa zdaniem Łagowskiego mentalny i polityczny stan dzisiejszej Polski i co trwale jest ugruntowane w polskiej historii, a w każdym razie znajduje w tej historii łatwą i dobrą pożywkę, jest nadzwyczajna skłonność do mistyfikacji, do zaprzeczania faktom, a tam, gdzie nie sposób faktów uniknąć – manipulowanie nimi: wyolbrzymianie jednych (generujących megalomańskie, ponadczasowe i zazwyczaj cierpiętnicze mity) i całkowite spychanie w niepamięć innych (przeczących owym mitom, zmuszających
Tagi:
Janusz Dobieszewski