Neoliberalizm i inne oszustwa – rozmowa z prof. Kazimierzem Frieskem

Neoliberalizm i inne oszustwa – rozmowa z prof. Kazimierzem Frieskem

Wśród rządzących elit panuje przekonanie, że państwo to przeżytek i trzeba je ograniczyć do minimum. Nieprawda – państwo jest nam nadal bardzo potrzebne Prof. Kazimierz Frieske – socjolog, dyrektor Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, kierownik Zakładu Problemów Społecznych i Planowania Społecznego Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca w Wyższej Szkole Handlui Prawa im. Ryszarda Łazarskiego. Człowiek z beznadziei Czy wybiera się pan na „Wałęsę. Człowieka z nadziei” Andrzeja Wajdy? – Pewnie tak. Ten „Człowiek z nadziei”, przyjęty owacją na stojąco w Wenecji, być może doda nadziei współczesnej polskiej klasie pracującej – prosty człowiek może stanąć na czele wielomilionowego ruchu, zmienić rzeczywistość społeczną, polityczną i każdą inną. – Myśli pan, że Polacy są tacy naiwni? Nie sądzę. Ale nie zamierzam się wypowiadać na temat Lecha Wałęsy. Nie o niego mi chodzi, lecz o nadzieję, że ruchy społeczne są możliwe. – Są możliwe, ale trzeba pamiętać, że po okresie euforii związanej z narodzinami dalszy ciąg historii ruchów społecznych jest zazwyczaj dużo mniej optymistyczny. Jeśli chcą być skuteczne, muszą dać się zassać przez system – posługiwać się dopuszczonymi przez system metodami i technikami. W gruncie rzeczy ruchy społeczne z biegiem czasu przekształcają się w jakieś lobby, grupy interesów. „Solidarność” była jednak potężnym ruchem na rzecz zmian. – I co z tego wyszło? Proszę porównać 21 postulatów z realiami. Pusty śmiech człowieka ogarnia. Jak te zmiany przebiegały, opisywał m.in. zmarły w 2012 r. prof. Tadeusz Kowalik. Jego książki – niestety – chyba nie zakorzeniły się w zbiorowej pamięci Polaków, zwłaszcza tych młodszych. Czyli „Wałęsa. Człowiek z beznadziei”? – Też nie, bo to, co się wydarzyło dzięki powstaniu „Solidarności”, zdecydowanie Polskę zmieniło. Ale zmiana nigdy nie jest tylko dobra ani tylko zła. Jest zarazem i dobra, i zła. Człowiek z klęski Chyba nie chce pan powiedzieć, że bilans zmiany wychodzi zawsze na zero – przynosi ona tyle samo dobrego, co złego? – Oczywiście, tamta zmiana w mojej ocenie była w sumie dobra, co nie znaczy, że nie odbyła się ludzkim kosztem. Taka jest zresztą logika historii. Już Ludwik Krzywicki pisał, że budowa II Rzeczypospolitej odbywała się na plecach robotników i chłopów. Przed laty prof. Maria Jarosz chętnie wykorzystywała pojęcia wygranych i przegranych transformacji po 1989 r. Łatwo pokazać, kto przegrał. Przede wszystkim przegrał rdzeń „Solidarności” – załogi największych przedsiębiorstw, które nie poradziły sobie w nowych realiach. – Przegrali nie tylko robotnicy, ale i chłopi. Przegrała młodzież ze wsi i z małych ośrodków. Wielkimi przegranymi są absolwenci, którzy w beznadziejnej sytuacji wchodzą teraz na rynek pracy. Przez wiele lat wciskaliśmy im kit, mówiąc, że droga do sukcesu prowadzi przez system szkolnictwa wyższego, i co? Za parę lat okaże się, jak bardzo przegrali emeryci. Ja nie narzekam, bo wyliczono mi emeryturę jeszcze według starego systemu. Stopa zastąpienia emerytur kapitałowych będzie dużo niższa. Jeśli tych przegranych jest tak wielu i będzie jeszcze przybywać, to Wałęsa, który stanął na czele ruchu zmian, może świecić przykładem. – Przykładem czego? Historycznego sprawstwa? Pan chyba żartuje! Dlaczego pan ciągle wyskakuje z tym Wałęsą? No to zostawmy go w spokoju. Ale czy możliwa jest taka mobilizacja na rzecz zmian, jaką była „Solidarność” latem 1980 r.? – Moim zdaniem nie. Dlaczego? – W tej chwili chyba już nikt nie wierzy, że możliwe jest zbudowanie jakiegoś perfekcyjnego porządku społecznego. On zawsze dla kogoś będzie dobry, a dla kogoś zły. Wszelkie transformacje sprzyjają społecznej ruchliwości, ale struktura społeczna szybko się stabilizuje i na powrót zaczynają działać mechanizmy dziedziczenia pozycji. Idea równości szans to bardzo piękna mrzonka! Człowiek ze złudzeń Ale ci, dla których porządek społeczny jest zły, mają prawo go poprawiać. – No jasne. Przy czym ideologiczne wizje już nie działają na ludzi, zwłaszcza młodych. To mój pogląd oparty na badaniach i niezliczonych rozmowach ze studentami – wciąż prowadzę rozległą dydaktykę. Nie wierzą, że można poprawić świat? – Próbują go poprawić dla siebie, nie przejmując się, czy ta zmiana okaże się paskudna dla innych. Jest takie niemieckie powiedzonko: niech każdy martwi się o siebie, jeden Pan Bóg martwi się o wszystkich.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 38/2013

Kategorie: Wywiady