NFZ rządzi

NFZ rządzi

Władze Narodowego Funduszu Zdrowia mają w tym roku jedno zadanie – zmniejszyć publiczne wydatki na leczenie Ten ma władzę, kto ma pieniądze. By zrozumieć, kto trzęsie polską służbą zdrowia, wystarczy wiedzieć, że w roku 2012 Narodowy Fundusz Zdrowia będzie dysponował budżetem w wysokości 64,5 mld zł. Ministerstwu Zdrowia przyjdzie zadowolić się kwotą 16 razy mniejszą – 3,94 mld zł. To nie min. Bartosz Arłukowicz, lecz prezes NFZ, dr Jacek Paszkiewicz, ma realną władzę i odpowiada za to, co dobre i złe w tym obszarze. Od 2007 r. starannie unika on telewizyjnych kamer i mikrofonów, lecz jego pozycja jest potężna. Niezatapialny O sile prezesa NFZ przekonała się obecna marszałek Sejmu Ewa Kopacz. W czerwcu 2010 r., jeszcze jako minister zdrowia, zdenerwowała się na Paszkiewicza, który naraził ją na ostrą krytykę decyzjami dotyczącymi ograniczenia nakładów na stosowaną w onkologii tzw. chemioterapię niestandardową oraz finansowanie znieczuleń dla dzieci. W mediach pojawiły się informacje, że Ewa Kopacz skieruje do premiera Tuska wniosek o odwołanie prezesa, a nawet rozważa likwidację NFZ. W kuluarach Sejmu plotkowano, że Paszkiewicz wyraża się o niej w sposób wulgarny. Lecz nic się nie stało. Tusk wezwał zwaśnioną parę na dywanik, zrugał i ukarał: Paszkiewicza odebraniem mu jednej pensji – ok. 16 tys. zł brutto, panią minister zaś – pozostawieniem nielubianego prezesa na stanowisku. Konflikt miał zostać ostatecznie zażegnany. Paszkiewicz tak doprecyzował rozporządzenie dotyczące chemioterapii niestandardowej, że stała się ona nieodpłatna. Przyszła marszałek Sejmu nigdy później nie zaryzykowała otwartego starcia z niezatapialnym urzędnikiem. Siłę i wpływy prezesa testowali też inni. W połowie lipca 2010 r. przewodniczący rady opolskiego oddziału NFZ, Edward Gondecki, złożył do prokuratury doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Paszkiewicza, który odwołał dyrektora opolskiego oddziału NFZ, Kazimierza Łukawieckiego, zarzucając mu przekroczenie limitu wydatków oraz nieprawidłowości w planowaniu kontraktowania w 2009 r. Łukawiecki miał lekceważyć zalecenia prezesa w sprawie stawek dla szpitalnych oddziałów ratunkowych i izb przyjęć oraz odstępować od kar umownych wobec szpitali. W obronie odwołanego dyrektora stanęli samorządowcy, opolscy parlamentarzyści wszystkich opcji politycznych, pielęgniarki, lekarze, Związek Powiatów Polskich, konwent starostów, a nawet Klub Związków Twórczych. Zorganizowano pikietę, wysłano list do premiera, media lokalne waliły w Paszkiewicza jak w bęben. I nic. Tusk udzielił im odpowiedzi po około dwóch miesiącach, a prokuratura nie podjęła sprawy. W Opolu już wiedzą, że na prezesa NFZ nie ma mocnych. Podobna historia powtórzyła się na Wybrzeżu. W marcu 2011 r. stołeczna prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie „działania na szkodę finansów publicznych” przez prezesa Jacka Paszkiewicza. Doniesienie o przekroczeniu przez niego obowiązków złożyła rada pomorskiego oddziału funduszu. Śledztwo dotyczyło decyzji o przedłużeniu do końca stycznia 2011 r. – bez obowiązku świadczenia pracy – umowy Dorocie Pieńkowskiej, byłej dyrektor pomorskiego oddziału NFZ. Dyr. Pieńkowska dostawała przez pół roku pensję w wysokości 12 tys. zł brutto, a jej obowiązki pełniła Barbara Kawińska, zastępca ds. medycznych. Członków rady funduszu rozjuszyła nie tylko hojność prezesa, lecz także jego wypowiedź dla „Dziennika Bałtyckiego”, w której stwierdził, że ustalanie warunków płacy „to święte i zbójeckie prawo pracodawcy”. Podobnie jak w Opolu wszystko rozeszło się po kościach. Tym razem min. Ewa Kopacz się nie wtrącała. Prezesowi Paszkiewiczowi również zdarzyło się odwołać do organów ścigania. W 2009 r. zawiadomił on Prokuraturę Rejonową Warszawa-Śródmieście o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Andrzeja Włodarczyka, ówczesnego przewodniczącego Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie. Podstawą stała się opublikowana w kwietniu wypowiedź dr. Włodarczyka, że „o 30% czasu więcej muszę obecnie poświęcić na prace związane z dokumentacją i na liczenie punktów. Ponieważ niektórych procedur po prostu nie uwzględniono, trzeba wpisywać fałszywe rozpoznanie, aby uzyskać z NFZ środki na ich wykonanie”. Dziś Andrzej Włodarczyk jest wiceministrem zdrowia i trudno go zaliczyć do fanów Paszkiewicza. Ktoś inny na miejscu obecnego prezesa NFZ już dawno zostałby odwołany, lecz w tym przypadku parasol ochronny trzyma nad nim premier Donald Tusk. Być może dlatego, że w jego ocenie Paszkiewicz dobrze pilnuje pieniędzy NFZ. Pokaż, lekarzu, co masz w garażu Wystarczy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2012, 2012

Kategorie: Kraj