Trener Michał Globisz: Ławą moi podopieczni do pierwszej reprezentacji raczej się nie przebiją. I raczej nie od razu Korespondencja z Kanady Przed półfinałami dwa dni przerwy w piłkarskich młodzieżowych mistrzostwach świata. Jesteśmy na letnisku. Balm Beach, 150 km od Toronto, Georgian Bay, zatoka ogromnego jeziora Huron. Fale jak na Bałtyku, tylko woda niesłona, za to czystsza. Wokół rezydencje, prywatne plaże. Pewien polonus, właściciel dwóch średnich aptek w Toronto, wystawił sobie wręcz pałac, dziesięć sypialń, pięć łazienek. Piwnica i aż cztery… podłogi. Podłoga to po tutejszemu piętro, a dokładnie poziom, bo pierwsza podłoga to parter. A domek letniskowy to cottage, wymawia się „katycz”. Ładniutki taki jeden należy do Jerzego Jagiełły. W Polsce grał w Gwardii, Polonii i (wraz z Kazimierzem Deyną) w Legii Warszawa. Potem jeszcze Motor Lublin i Avia Świdnik. Do Kanady przyjechał przed ćwierćwieczem z jedną walizką. W Polsce był wtedy stan wojenny, łatwiej dzięki temu dostawało się tu papiery i pracę. Grania w piłkę jednak nie zaprzestał. Teraz w prawie milionowej Mississaudze, gdzie osiadł, mieście przylegającym do Toronto, prowadzi z Mieczysławem Szymańskim (były kolarz z Łodzi), przy sponsorskim wsparciu Janusza Adryana, założoną przez siebie drużynę oldbojów (po tutejszemu: Old Timers) o nazwie White Reds. Stać go na wiele, bo sobie zapracował. Dom w Mississaudze, ten „katycz”. Dwie córki już na swoim, najmłodsza blisko matury, żona Irena też pracuje. W pobliskim Hamilton żyje z rodziną kolega Jagiełły jeszcze z polskich boisk, Bogdan Kwapisz. Też grał w Polonii i z Deyną w Legii, bydgoskiemu Zawiszy pomógł awansować do I ligi, w niej strzelał gole również dla Motoru Lublin. Pracuje w branży budowlanej, w wolnych chwilach trenuje Polonię Hamilton, klub stworzony przez niezmordowanego Aleksandra Chrapałę, ostatni klub w zawodniczej karierze Grzegorza Laty. To właśnie Kwapisz przygotowywał polonijną składankę piłkarską na sparingi z przybyłą na mistrzostwa świata do lat 20 reprezentacją Polski. Osadnictwo piłkarskie Z naszymi zawodnikami, dowodzonymi przez trenera Michała Globisza, przyjechał sam prezes Michał Listkiewicz. W Montrealu ekipą pieczołowicie zaopiekowali się Andrzej Malinowski, Konstanty Pawlikaniec i Janusz Kijowski. Pawlikaniec obecnie jest dyrektorem technicznym w futbolowym związku regionu Montreal. W polskiej ekstraklasie trenował Stal Mielec i Pogoń Szczecin. Pod opieką miał m.in. Latę, który w prowincji Ontario przemieszkał okrągłą dekadę. Grał w piłkę, był szkoleniowcem, prowadził interesy. Cieszy się ogromnym szacunkiem tutejszej Polonii. Jak zresztą prawie wszyscy przybyli do Kanady polscy piłkarze. Od wspomnianych Kwapisza i Jagiełły czy Mariana Kielca i Leszka Wolskiego, legend Pogoni Szczecin, poprzez Zbigniewa Hnatię i Janusza Dobrowolskiego ze Stali Mielec, Leszka Kuznowicza i Andrzeja Szczepaniaka (syn Władysława, legendarnego reprezentanta Polski) z Polonii Warszawa, Adama Petrusa z Moto Jelcz Oława, Pawła Woźniaka z Widzewa Łódź, Jerzego Patołę z Zagłębia Sosnowiec, Leszka Owsianego z Warty Poznań, Zbigniewa Tylaka z ŁKS Łódź, Franciszka Rokitnickiego z Odry Opole po Janusza Żelaznego z Korony Kielce czy Tadeusza Polaka, który wyemigrował po dość efektownej karierze w Wiśle Kraków. Zanim zaczął pomagać Lacie jako trenerowi, grał w Toronto Metros-Croatia z innym królem strzelców mistrzostw świata, słynnym Portugalczykiem Eusebiem. W wielu przedsięwzięciach pomaga Wiesław Furs, który w Polsce był działaczem Polonii Warszawa. Przechlapane w Toronto i okolicach ma tylko Janusz Wójcik. No ale jeśli ktoś na każdym kroku stara się podkreślać, że jest mądrzejszy od innych, nie dysponując stosownymi argumentami, tak właśnie to się kończy. W Mississaudze spotykam absolutną legendę polskiego futbolu. Janusz Żmijewski w Legii z jej najlepszego okresu, przełomu lat 60. i 70., był graczem równie ważnym jak Kazimierz Deyna, Robert Gadocha, Lucjan Brychczy czy Bernard Blaut. Dotarli nawet do półfinału Pucharu Mistrzów, prototypu dzisiejszej Ligi Mistrzów. „Żmija” był fantastycznym prawoskrzydłowym, o iście brazylijskim dryblingu, „kręcił” rywalami, ale i życie troszkę sobie pokręcił. Tu w Kanadzie też miał spory dołek, ale wyszedł z tego, od kilkunastu lat w ogóle nie pije alkoholu, a ze swoim luzem, inteligencją, dowcipem i błyskotliwością, plus znakomitą orientacją w futbolu, byłby ozdobą każdego telewizyjnego studia w Polsce. Swemu następcy w Legii, Dawidowi Janczykowi, sprezentował – na szczęście
Tagi:
Roman Hurkowski