Nie będzie cicho na Rozbrat

Nie będzie cicho na Rozbrat

Jesteśmy partią wielu ojców. Wielu tenorów, basów, barytonów; w tej partii zawsze chór śpiewał głośniej i donośniej niż najlepszy nawet solista Rozmowa z Krzysztofem Janikiem, ministrem administracji i spraw wewnętrznych, do soboty sekretarzem generalnym SLD – Leszek Miller mówił, że pod dachem SLD skryło się różne ptactwo i nie są to tylko orły. Dalej tak jest? – Oczywiście, że tak. SLD to masowa partia, licząca ponad 115 tys. członków. Przychodzą do niej ludzie kierujący się różnymi motywacjami. Takie jest życie. Już dawno rozstałem się z idealizmem, z przekonaniem, że tylko względy ideowe są głównym motywem aktywności politycznej. Także w SLD są osoby, które obecność w partii traktują jako przepustkę do kariery życiowej, są tacy, którzy łakną władzy. I są też tacy, którzy potrafią niewiele, natomiast aktywność publiczna pozwala im zdobywać środki na utrzymanie. Wszędzie na świecie jest tak samo. Siła partii polega na tym, że ludziom o nieco gorszych motywacjach – ja ich nie potępiam, oni też dźwigają tę partię – potrafi postawić barierę. – Czy SLD potrafi ją stawiać? – Sądząc po wynikach wyborczych – chyba tak. Dzisiaj nie można powiedzieć, że oto otworzyły się drzwi do niekompetencji, arogancji intelektualnej i politycznej. Gdy mnie pytają o zmiany w spółkach skarbu państwa, to zawsze odpowiadam: proszę mi wskazać spółkę, w której te zmiany nastąpiły na gorsze. – Jaką partią jest w tej chwili SLD? Czy jest lewicową, czy centrową? – Jest lewicową. Aczkolwiek zmuszoną przez warunki zewnętrzne do działań determinowanych pragmatyzmem. Poszukiwaniem najbardziej efektywnych sposobów wyjścia z kryzysu gospodarczego. Tutaj nie zawsze da się konsekwentnie stać na gruncie interesów najsłabszych grup społecznych. – Jak można stać, skoro – jak wynika z oświadczeń majątkowych – posłowie SLD należą do grupy ludzi bogatych? – W swoim życiu przepracowałem 32 lata. Trudno wymagać, żebym niczego nie posiadał. Natomiast na tle polityków Platformy Obywatelskiej, Samoobrony, nie wydaje mi się, żebyśmy stanowili jakąś grupę krezusów. – Jak więc pan ocenia roszczenia tych ludzi SLD, którzy są żądni stanowisk? Czytamy w gazetach, że oto stoi wielotysięczna armia i czeka na stołki. – To przesada. Na pewno lepiej znam SLD niż dziennikarze głoszący te teorie. I nie odczuwam takiego ciśnienia. Nie ma ciśnienia tysięcy ludzi kiedyś wyrzuconych z pracy, którzy pałają żądzą odwetu. Są pojedyncze przypadki. Na to nakłada się inny problem – otóż obecne bezrobocie także jest odczuwalne w SLD. To są takie ciche oczekiwania – nie takie, że dostanę stanowisko, ale że SLD załatwi mi pracę, tak że będę mógł cokolwiek zarobić. Nie zawsze to nam się udaje. – Jeżeli trzeba jednemu załatwić, innego trzeba wyrzucić… – Nie zawsze tak jest. Jest naturalny ruch kadrowy. Z administracji co roku odchodzi około 5% ludzi. Więc mogę odpowiedzieć na wszelkie tego typu zarzuty: pokażcie mi, gdzie gorszy zastąpił lepszego. I dajcie nam też prawo wyboru. Jeśli kuratorem na Podlasiu jest wybitny działacz licznych partii prawicowych, to bardzo przepraszam, podejrzenie, że będzie realizował politykę lewicowego rządu, jest bezzasadne. On nie będzie jej realizował. Tu mamy prawo wymienić go na człowieka bliższego naszym poglądom, co nie znaczy, że gorszego. – Jaka jest granica tej wymiany? – Jak ktoś używa jakichś liczb – 4 tys., 40 tys. – to bredzi, daje świadectwo nieuctwa. W administracji rządowej stanowisk kierowniczych do obsadzenia w drodze konkursów mamy około 1,7-1,8 tys. Do tej pory obsadzono zaledwie około 100. W urzędach wojewódzkich powinno pracować 9030 osób. Zatrudnionych jest ponad 1050, ponieważ przed wyborami przyjmowano, jak leci, nie patrząc na siatkę etatów, fundusz płac itd. – Nie złościło pana, kiedy prasa pisała, że tak tu cicho na Rozbrat? – Złościło. Bo to jest postrzeganie SLD przez pryzmat kierownictwa. W Polsce w ogóle partie polityczne są identyfikowane personalnie. Nikt nie powie Prawo i Sprawiedliwość, każdy powie partia braci Kaczyńskich. Mówi się Partia Trzech Tenorów, Partia Leppera, partia ojca Rydzyka. A my jesteśmy partią wielu ojców. Wielu tenorów, basów, barytonów; w tej partii zawsze chór śpiewał głośniej i donośniej niż najlepszy nawet solista. Co nie znaczy, że lekceważymy solistów, że moglibyśmy bez nich żyć.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2002, 2002

Kategorie: Wywiady