Nie bierzemy na litość

Nie bierzemy na litość

Jak hospicjum onkologiczne sprzedawało wino, żeby pomóc chorym Kto chciał wspomóc hospicjum onkologiczne, ten przyszedł do hotelu Marriott. Tu odbyła się piąta aukcja win pod patronatem Jolanty Kwaśniewskiej. Jej fundacja przekazała 100 tys. zł na potrzeby hospicjum. Hasło aukcji: “Szlachetni ludzie, szlachetne wina, szlachetny cel”. Tego wieczoru królowały wina – one były najważniejsze, bo to one miały zamienić się w gotówkę. Cel, czyli hospicjum, był znany i prowadzący aukcję Aleksander Trąbczyński tylko czasami wracał do niego, podbijając wycenę: “Mamy tysiąc złotych po raz pierwszy, tysiąc złotych po raaaaz drugi… Proszę państwa, doba w hospicjum kosztuje 200 zł. A więc kto da 1200?”, wołał z uśmiechem. W ręce, zamiast młotka, trzymał butelkę po winie. Zaraz nią uderzy w drewniane pudełko. “Nie wspomnę, że jeden metr kwadratowy nowego hospicjum kosztuje 3 tys.zł”, kończył sugestywnie i znów podnosiła się czyjaś ręka. “Dziękuję panu za wrażliwość”, wołał prowadzący aukcję. Na twarzy mężczyzny, który kupił wino, widać było takie myśli: “Dorzuciłem na jeden dzień pobytu, a tak mnie chwalą. Głupio. Przy następnej licytacji dodam więcej”. Wino sprzedane. Już Zofia Czernicka, gospodyni wieczoru, sięga po następną butelkę, pokazuje, przechadza się między rzędami. Panowie balansują wzrokiem między nią a prezentowanym winem. Na licytację przeznaczono ponad 20 butelek, podarowanych przez ludzi kultury, polityki i biznesu, m.in. Władysława Frasyniuka (dołączył siwuchę i dedykację o ciernistej drodze klasy robotniczej na salony Warszawy), Elżbietę i Janusza Gajosów (wino z Piemontu), Romana Polańskiego (radosna dedykacja “Na zdrowie”) i Marka Siwca (oddał kolekcję win królowej Elżbiety II). Najostrzejszą walkę wywoływały nie wina, a nazwiska ofiarodawców. Tu błyszczała Kora i jej autograf. Cena wywoławcza – 150 zł – szybko zamieniła się w 1,2 tys. zł. Kolejnym drogo sprzedanym trunkiem było Porto Calem, cenę podbito do 2,6 tys. W tle Kuba Sienkiewicz śpiewał, że “wszyscy święci są zajęci”. Aukcji win nie wymyślili Polacy. W 1859 r. zapoczątkowało ją francuskie hospicjum de Beaune. Choć otoczone winnicami, istnieje od XV wieku, dopiero w wieku XIX zdecydowało się na sprzedaż win. Po prostu, bez dodatkowych funduszy nie można było chorym zapewnić godziwych warunków. W sytuacji podbramkowej skromni mnisi zdecydowali się na barwną aukcję. Podobnie jest w Polsce. Każdy, kto prowadzi hospicjum i odpowiada za jego finanse, musi zadać sobie pytanie: “Jakimi metodami chcę zbierać na chorych? Co jestem w stanie powiedzieć ludziom, żeby dali parę groszy? Mówię do serca, czy do umysłu?”. Hospicja próbują różnych metod. Są billboardy z twarzyczkami dzieci, pojawia się też symbol gasnącej świecy, bywa, że ulotka z kontem hospicjum trafia do skrzynki pocztowej wraz z innymi reklamami. W ursynowskim hospicjum wybrano inną drogę. “Zdecydowałem się apelować do rozsądku, nie do uczuć. Może to trudniejsze, ale nie chcę nikogo, jak to się mówi, brać na litość”, tłumaczy Ryszard Szaniawki. I rzeczywiście, ludzie, którzy kupili wina, nie mają łez w oczach. Po prostu wiedzą, że fachowo prowadzone hospicja są niezbędne. “Zapach róż i ziół, skomplikowane wino z 13 szczepów, pachnie jak boczek z cebulką, moje ulubione, aksamitne wino, napój dla kobiet, biały kruk”, tak Bernard Porowski, współorganizator aukcji z La Passion du Vin, zachwalał butelki. Każdemu, kto wygrał, mówił: “Dziękuję za determinację i złote serce”. Biznesmeni woleli zostać w cieniu. Niektórzy licytowali przez swoich przedstawicieli. W tej atmosferze anonimowej dobroczynności wszystkich zainteresowała znajoma twarz, czyli szybko rozszyfrowany bioenergoterapeuta, Zbigniew Nowak, znany jako “ręce, które leczą”. Kupił trzy wina i był to chyba pierwszy przykład zgodnego działania medycyny konwencjonalnej i alternatywnej. “Zebraliśmy 33 tys.zł”, komentuje dr Ryszard Szaniawski, dyrektor Fundacji Hospicjum Onkologicznego. “To nie są małe pieniądze, ale kiedy myślę o rozbudowie hospicjum, wydają mi się o wiele mniejsze. Szczególnie że w zeszłym roku suma była większa. Wniosek? Jeden ogólny, dotyczący kondycji Polaków: widać, że pieniędzy nie mają zbyt dużo. Drugi, że musimy docierać do wielkich firm, przekonać je, że warto nas wspomóc. Musimy też docierać do wszystkich Polaków,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 21/2001

Kategorie: Kraj