Woda w warszawskich kranach jest lepsza dzięki nowoczesnym metodom filtrowania Warszawę można podzielić na rejony ze względu na wodę płynącą z kranów. Największa część miasta, obejmująca Śródmieście i Mokotów, zaopatrywana jest z warszawskich Filtrów przy ul. Koszykowej, które w 2010 r. zostały rozbudowane i solidnie unowocześnione. Stąd płynie do kranów 50% stołecznej wody. 30% dostarcza Wodociąg Północny, 20% zaś odbierają z własnego wodociągu mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy. Najbardziej chwalą sobie kranówkę ci, którzy korzystają z nowoczesnych filtrów oczyszczających wodę. Dla mieszkańców Śródmieścia i Mokotowa ostatnie lata to zdecydowana poprawa. Z kranów nie płynie już ciecz o zapachu skarpetki, jak to określał obrazowo dr Zbigniew Hałat, były wiceminister zdrowia, a także założyciel i szef Instytutu Wody powstałego w 1997 r. Obecnie woda nadaje się do normalnego użytku domowego, do gotowania i do picia, o myciu nie wspominając. Woda sprzed ponad 10 lat to zupełnie inna sprawa. Podobno aby zaparzyć herbatę o przyzwoitym smaku, należało tę wodę doprowadzać do wrzenia co najmniej trzy razy. Dlatego warszawiacy do gotowania używali przynoszonej do domu wody głębinowej, oligoceńskiej, której punkty poboru uatrakcyjniły stołeczny krajobraz. W ostatnich latach powstało ponad 200 ujęć oligoceńskich, niektóre o ciekawej architekturze. W internecie zaś pojawiły się wyszukiwarki, które po naniesieniu na mapę miejsca zamieszkania wskazywały położenie najbliższych studni oligoceńskich. Punkty te niestety były i są narażone na akty wandalizmu, nierzadko też zamykano je okresowo z powodów epidemiologicznych, bo do głębinowej wody oligoceńskiej przedostawały się skażone bakteriologicznie ścieki itd. Jednak teraz do punktów poboru wody chodzi coraz mniej ludzi. To ci, którzy nadal nie ufają komunalnej, ale i chcą oszczędzić. Obecnie cena 1 m sześc. wody w Warszawie wynosi 4,32 zł i co kilka miesięcy jest podnoszona. Niektórzy zgodnie z wyrobionym przez lata przyzwyczajeniem przywożą do domu pojemniki z wodą oligoceńską, bo za to nie płacą. W większości mieszkań przecież założono liczniki wody. Krany odżyły? W przeciętnej rodzinie do picia i gotowania zużywa się dziennie od pięciu do ośmiu litrów wody, ale dziś mieszkańcy Warszawy w sporej liczbie przestawili się na to, co dostarczają wodociągi. Niektórzy optymiści mówią nawet, że kranówka jest lepsza od wody butelkowanej. Pytanie, której. Cisowianki, żywca czy kryniczanki? Trudno uwierzyć, aby woda pobierana z brudnej i mocno zatrutej Wisły była tak dobra po przefiltrowaniu. W innej sytuacji są mieszkańcy Kielc. To miasto ma najlepszą wodę w kraju, bo tamtejsze wodociągi czerpią ją właśnie ze studni głębinowych. Henryk Milcarz, prezes firmy wodo- ciągowej, która szczyci się „źródlanymi parametrami tamtejszej kranówki”, odradza nawet mieszkańcom wszelkie domowe filtrowanie, bo to nie poprawi smaku wody, a tylko może zmniejszyć zawartość korzystnych minerałów. Woda w Kielcach spełnia standardy stołowej wody źródlanej – taką wykorzystywano przed laty do produkcji piwa, choć dziś pobliski browar w Dyminach jest zamknięty. Kielecką wodę bada się na bieżąco. Każdego roku pobiera się 2,5 tys. próbek, aby sprawdzić, czy nie pojawił się jakiś truciciel. Na razie woda nie wymaga uzdatniania, dezynfekcji, chlorowania ani fluorowania. Jest naturalna i czysta. A w Warszawie? Potężne Filtry przy Koszykowej wykorzystują wszystkie możliwości: koagulację, filtrację, ozonowanie, chlorowanie, fluorkowanie, adsorpcję i infiltrację. Efekt na końcu rury, czyli w kranie, jest wypadkową tego, co było na początku, i tego, co się udało poprawić w trakcie uzdatniania. Wisła, która jest głównym źródłem wody pitnej dla stolicy, odznacza się od wielu lat wodą pozaklasową. O wielkim zatruciu nie ma mowy, bo przecież żyją w niej ryby, co jest naturalnym testem kryteriów czystościowych, ale chemicy i biochemicy mieliby tu sporo złego do powiedzenia. Ekolodzy zaś mówią wprost: przez środek tego miasta płynie największy polski ściek. A jednak z takiego „żuru” można dziś wyprodukować wodę, która nadaje się do picia, choć jeszcze niedawno co wrażliwsi twierdzili, że nie mogą się w niej nawet kąpać, a już na pewno używać do czynności higienicznych przy małych dzieciach. Na wyobraźnię oddziaływały bowiem katastrofalne wyniki badań – Wisłą spływało rocznie ok. 175 ton ołowiu, 50 ton rtęci i 14 ton kadmu. Listę pływających pierwiastków, w tym metali ciężkich, można by ciągnąć
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz