Bez nowej wizji lewica nie ma większych szans. Jeżeli politycy SLD ograniczą się do tego, że wymyślą 15 ustaw, każda o czym innym, to chyba niewiele uzyskają Prof. Janusz Reykowski – Jeżeli pan czytał ostatnio o lewicy, to głównie o rywalizacji Olejniczak-Napieralski. Czy ma pan jeszcze ochotę z tą lewicą się zadawać? – Czy rywalizacja dwóch kandydatów o stanowisko przewodniczącego nie jest w partiach demokratycznych zjawiskiem naturalnym? Przecież mamy z nią do czynienia w różnych partiach europejskich. A w SLD jest i tak znacznie mniej ostra niż np. w amerykańskiej Partii Demokratycznej między Barakiem Obamą a Hillary Clinton. Negatywne reakcje na tę rywalizację być może wynikają z naszego nieprzyzwyczajenia do takiej sytuacji. Dotychczas w Polsce publiczna rywalizacja o przywództwo była rzadkim zjawiskiem, ponieważ przywódcy mieli czy mają ustabilizowaną pozycję, tak jak Leszek Miller, Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Aleksander Kwaśniewski. Wygląda na to, że u nas rywalizacja o przywództwo traktowana jest jako objaw czegoś złego. Tak nie musi być, choć oczywiście pociąga to za sobą pewne koszty polityczne. Nie przemówiłem do obrazu – To powoduje też inne straty. Czy nie jest pan rozczarowany odbiorem raportu, który pan napisał? – Rozczarowanie zależy od oczekiwań. Jeśli chodzi o moje oczekiwania, to z odbioru raportu jestem zadowolony. Moje doświadczenie z kontaktów z politykami jest takie, że bardzo często jest to sytuacja dziada, który przemawia do obrazu. W tym wypadku tak nie było. Raport spotkał się z pewnym zainteresowaniem – był przedstawiany w różnych gremiach, w tym wobec gremiów kierowniczych, został opublikowany, wiele osób wyrażało swój stosunek do niego. To więcej, niż można się było spodziewać. Ile takich dokumentów od razu idzie na półkę? – W takim razie po co pan to robił? Jeśli wiedział, że pójdzie na półkę. – Zakładałem, że tym razem nie pójdzie, że obecne okoliczności sprzyjają temu, aby politycy byli bardziej otwarci na głosy ekspertów. Ponadto adresatem takich dokumentów są nie tylko politycy, lecz także różne środowiska, które interesują się losem lewicy. To zaowocowało. Zaczęły pracować zespoły programowe podejmujące różne kluczowe problemy naszego kraju z lewicowej perspektywy. Do tej chwili udało się uruchomić już pięć takich zespołów. Liczę na to, że będzie ich sześć lub siedem. Zespoły te mają przygotować coś, co określiłbym jako lewicowy Projekt dla Polski. Pracuje nad nim dosyć duże grono ludzi. Nastawiamy się na to, aby stopniowo wciągać do tej pracy coraz szersze kręgi osób reprezentujących różne środowiska i różne regiony. I nie chodzi tu o to, aby „oświecać polityków”. Jak politycy zechcą skorzystać z wyników tych prac, to bardzo dobrze. Ale dokumenty, które przygotujemy, mają być skierowane do obywateli. Chodzi o ujęcie problemów życia społecznego z lewicowej perspektywy, a więc takiej, która powinna być alternatywą dla perspektywy prawicowej. A co może z tego wyniknąć? Tego na razie nie mogę przewidzieć. Dwie dusze bagna – Jednocześnie czyta pan o lewicy, że to bagno. Że nie ma takiego cuchnącego bajora, przez które aparat SLD by nie przeszedł, aby dojść do konfitur. To powiedział Tomasz Nałęcz… – Nie podoba mi się ten język. Ale jest pewna treść w tym zawarta, do której chciałbym się odnieść. Mianowicie chyba u większości polityków, i nie jest to tylko cecha polityków lewicy, są jakby „dwie dusze”. Jedna nastawiona jest na realizowanie pewnych pozaosobistych zadań, pewnych celów społecznych, ważnych dla kraju jako całości lub dla pewnych grup społecznych. Jest też „druga dusza” – nastawiona na troskę o własny interes polityka – chodzi tu przede wszystkim o interes polityczny, a czasami także o interes materialny. Niekiedy ta „druga dusza” ma kolektywny charakter – chodzi nie tyle o interesy jednostkowe, ile grupowe (np. o wąsko rozumiany interes partyjny czy interes kliki). Działania tych dwóch rodzajów (czyli przejawy tych „dwóch dusz”) u różnych polityków występują w różnych proporcjach. Niektórzy pochłonięci są głównie własną karierą czy walką o partyjne interesy – inni wiele czasu i energii poświęcają zadaniom społecznym. Ale te różnice to nie tylko kwestia osobowości polityków. To także kwestia okoliczności. Otóż sądzę, że SLD z powodu różnych historycznych okoliczności znalazł się w sytuacji, która doprowadziła różnych jego działaczy do utraty tej pierwszej „duszy”. Wielu z nich wciągnęło się w grę
Tagi:
Robert Walenciak