Malują stopami i ustami, bo rękami nie mogą. Jednak artyści z niepełnosprawnością nie potrzebują litości, ludzie na całym świecie kupują ich prace Monika Dembińska-Sawejko najchętniej siedzi na łóżku w swoim królestwie – większym pokoju niewielkiego M-3 na bydgoskim osiedlu Wyżyny. Na wyciągnięcie ręki ma biurko z dziesiątkami słoiczków, tubek, kubeczków i pędzli oraz niewielką sztalugą z małym obrazkiem. Ale i tak, żeby się przesiąść z łóżka na fotel przy sztaludze, potrzebuje pomocy męża. Mirosław Sawejko z wprawą wspiera drżące ruchy pani Moniki. Jeszcze odrobina wysiłku obojga i artystka siedzi w fotelu. Już może malować kolejny akrylowy pejzaż. Pędzel chwyta lewą stopą. – Czy trudno jest malować nogą? Dla mnie to proste – zapewnia. – Przecież ja nogą potrafię szyć, wyprasuję koszulę, obiorę ziemniaki, cebulę, włoszczyznę, pokroję kiełbasę. To, co sprawna kobieta robi rękami, ja robię nogami. Chwytam lewą nogą i przytrzymuję prawą. Również piszę, choć nie najwyraźniej. Osobiście wypełniam wszystkie kwity na opłaty. Sama się czeszę, potrafię się wymalować – z dumą w głosie wylicza pani Monika. – Jak mężowi nie chce się robić śniadania, to sama sobie smaruję chleb pasztetem, kładę wędlinę. Umierałam dwa razy Gdy Monika po długim, 48-godzinnym porodzie w końcu przyszła na świat, lekarze stwierdzili niedotlenienie mózgu i dziecięce porażenie mózgowe. Nie dawali szans na przeżycie. Wkrótce zdiagnozowali: choreoatetoza – zaburzenie neurologiczne objawiające się mimowolnymi ruchami kończyn. – W ciągu pierwszej doby umierałam dwa razy – opowiada 48-latka, która nie ma władzy nad rękami i porusza się z trudem, tylko jeśli ktoś jej pomoże. Nawet gdy siedzi, jej ciało wykonuje dziesiątki nieskoordynowanych mikroruchów. Mówi trochę niewyraźnie. Dziś nie chce się zastanawiać, dlaczego w dużym szpitalu w wojewódzkim mieście lekarze nie zdecydowali się na cesarskie cięcie. – Po co rozpamiętywać? – pyta. – To już nic nie da. Długo było bardzo źle. Monika nie mówiła, nie chodziła. Tata, elektromonter, złota rączka, sam zrobił wózek na dużych kołach, którym państwo Dembińscy wozili córkę. Pani Monika: – Dopiero w wieku czterech-pięciu lat zaczęłam mówić. Gdy miałam sześć lat, w sanatorium nauczyli mnie chodzić. I to w Busku-Zdroju lekarz orzekł, że nie ma sensu nadal pracować nad usprawnieniem dłoni, bo przecież nastąpiło uszkodzenie mózgu i funkcje rąk przejęły nogi. W moim przypadku tą sprawniejszą jest lewa stopa. Mama nigdy nie pogodziła się z moją niepełnosprawnością i pozwalała mi – swojej jedynaczce – robić wszystko, co byłam w stanie. Dzięki temu nauczyła mnie, jak radzić sobie w życiu. Pani Monika skończyła szkołę podstawową i zawodową, bez nauki zawodu, w trybie nauczania domowego. Lubiła rysować i marzyła o bydgoskim liceum plastycznym. Ale wtedy dla malującej stopą dziewczyny drzwi plastyka były zamknięte. Na szczęście trafiła na warsztaty dla osób niepełnosprawnych. Tam w 1996 r. fachowym okiem oceniono prace i uznano, że warto skontaktować utalentowaną dziewczynę z „Raciborzem”. – Trwało rok, zanim mnie przyjęli. Bo bardzo trudno tam się dostać. I teraz jestem stypendystką z Liechtensteinu – mówi z dumą. Pomóżmy sobie sami „Racibórz” to Wydawnictwo Artystów Malujących Ustami i Nogami AMUN, które tam się mieści. – Trudno się dostać? Przyjmujemy niemal wszystkich – twierdzi Dorota Bakaj, dyrektorka AMUN. – Z doświadczenia wiem, że niepełnosprawni artyści są wobec siebie bardzo krytyczni. I to raczej oni – poleceni przez kogoś – uważają, że ich prace są słabe, nie nadają się. Zapraszamy na plener. I zwykle okazuje się, że malują świetnie. Plener jest również sitem mającym odsiać tych, którzy zapewniają, że malują ustami czy nogami, a tak naprawdę używają rąk albo ktoś inny im pomaga. Bo i takie przypadki – niestety – się zdarzają. Zanim przyjmiemy artystę, musimy mu się przyjrzeć, a to trochę trwa. Wydawnictwo AMUN jest jedynym w Polsce i jednym z 46 rozsianych po całym świecie wydawnictw, które zajmują się promowaniem i wydawaniem reprodukcji prac twórców skupionych w Światowym Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami (ŚZAMUN) w Liechtensteinie. Związek został założony w 1956 r. przez ośmiu malujących nogami lub ustami, którzy chcieli pomóc
Tagi:
Andrzej Grzelachowski-Aga, Arnulf Erich Stegmann, artyści, ASP, choreoatetoza, Dorota Bakaj, kultura, kultura polska, malarstwo, malarze, Mariusz Mączka, Mirosław Sawejko, Monika Dembińska-Sawejko, niepełnosprawność, osoby z niepełnosprawnościami, praca, sztuka, sztuki piękne, Walery Siejtbatałow, Wydawnictwo Artystów Malujących Ustami i Nogami AMUN, zdrowie, zdrowie publiczne