Nie jest prawdą, że prawica miała samych przekrętasów, a lewica nużyła swą czystością Patrząc na lewo, odnoszę wrażenie, jakby pogodzono się już tam z nieuchronnością porażki. Po prawej stronie widzę pewność lepszości, jaką my, lewica, żywiliśmy się wiosną 2001. Patrząc zaś wprost, w oczy ludzi powszednich – widzę alienację. Lewica zapatrzona w nowe przyjaźnie nie za bardzo już koresponduje z tymi, do których się odwołuje wymalowanymi na swoich sztandarach hasłami. Prawica zatopiona w misjonarstwie rozchodzi się z większością, dla której świątynią hipermarket, rozrywką telenowela, a źródłem prawdy własny interes. Egoizm, obok anomii, zdominował kulturę życia społecznego. Burzyć czy naprawiać? Ci, którzy szukają drogi do IV Rzeczypospolitej, nie mają przed oczami jakiegoś lepszego ładu, ale dzisiejszość, którą chcieliby, nie bez ważnych racji, jak najszybciej zamknąć. Podobnie jak większość Polaków. Zagubiliśmy się. Antywartości zdominowały naszą codzienność. W polityce i poza nią. Niezadowoleni z własnego państwa są liczni Polacy, nie tylko biedni, bezrobotni, wykluczeni. Także przedstawiciele dobrze prosperującej klasy średniej. Widzą jego niesprawność, partykularyzmy, korupcję. Ono nie napełnia ich dumą. Raczej zażenowaniem. Potrzeba naprawy jest więc oczywista. Lepiej naprawiać czy lepiej zaczynać od nowa? To jest fundamentalne pytanie. Jestem ewolucjonistą. Rewolucji nie wierzę ani jej nie ufam. Polacy nazbyt często w swojej historii najpierw działali, po czym działaniom tym próbowali przypisać jakiś sens. Na swoje wyszliśmy dopiero wtedy, gdy działania podporządkowaliśmy planowi. Dziś, zdaje się, utraciliśmy cierpliwość. Wielka w tym wina przewodników. Zajęci bardziej walką ze sobą albo o siebie, pogubili tych, którzy oczekują przywództwa. Wszyscy chcemy Polski dobrze rządzonej. Rządzonej uczciwie, rozumnie, skutecznie. Wszyscy wypatrujemy polityków, dla których dobro wspólne to nie wiecowa zasłona dla prywatnych interesów, ale jedyny cel. Tymczasem wybieramy ludzi ściganych prawem! Bez potwierdzonego karierą zawodową wykształcenia! Jawnie zajętych, w Sejmie, swoimi interesami! Marzenia to jedno, praktyka to drugie. Marzyciel myślący przy blasku księżyca o lepszej Polsce, w świetle dnia może, jako radny, załatwić sobie gminną działkę, jako dodział do własnej, likwidując przy tym miejsce wypoczynku mieszkańców komunalnej kamienicy. A jak wywalczy miejsce siedzące na mszy papieskiej, będzie szczęśliwy. Czyja jest Polska? Potrzebna jest znów nam, politykom i wyborcom, rzetelna diagnoza. Nie jest prawdą, że jedynie lewica w kwestii ładu medialnego jest czysta jak łza, podczas gdy prawica załatwiała sobie telewizję za pieniądze państwowych koncernów. Albo że tylko prawica jest nośnikiem prawdziwie narodowych, polskich wartości, kiedy lewica pozostaje zapiekła w swoim kosmopolityzmie. Nie jest prawdą, że prawica miała samych przekrętasów, a lewica nużyła swą czystością. Nie jest prawdą żaden czarno-biały obraz Polski i Polaków. Musimy wspólnie, ludzie i partie widzące szansę dla Polski w Europie, lewica i prawica, SLD i PiS z Platformą, opisać nasze wspólne państwo. Nie dla znalezienia przewag i haków, ale dla rzetelnej wiedzy. Musimy opowiedzieć sobie, jakie ono jest. Czyje jest. Kto w rzeczywistości ma wpływ na bieg spraw dla niego istotnych. W wielkiej polityce, kształtowanej w zaciszu gabinetów i z trybuny sejmowej, i w działaniach licznych grup sprawczego nacisku: związków zawodowych, mediów, krajowych i zagranicznych grup interesu gospodarczego, różnych nieformalnych ośrodków wpływu, nie wyłączając byłych i obecnych pracowników służb informacyjnych. Trzeba nam odwagi nowego okrągłego stołu dla wspólnego określenia najważniejszych przeszkód w wykorzystaniu wolnościowej i europejskiej szansy dla Polski. Polskie przywary, jeśli idzie o rządzenie, są różnokolorowe. Ich nośnikiem bywa i prawica, i lewica. Kiedy łączą się ze sobą dla rządzenia też lepiej nie jest. Trzeba przykładów? W Warszawie? Zawsze serdeczne twarze biznesu Zmieniają się ekipy. Nie zmienia się sposób rządzenia. Tam gdzie są prawdziwe pieniądze, tam gdzie można je podnieść z ziemi, tam gdzie zapadają decyzje, kto je podnosi – wciąż jest tak samo. O tym musimy mówić ze sobą. Jeśli my tego nie zrobimy, zrobią to inni. Nie wierzę, patrząc na pretendentów, że zrobią to lepiej. Jeśli dokładnie te same kłopoty wobec tych samych spółek z udziałem kapitału państwowego mają Lewandowski i Kaczmarek, ludzie spoza
Tagi:
Andrzej Celiński