Nie dajmy się omamić

Nie dajmy się omamić

Mamy prezydenta, nowy Sejm i Senat. Czy spełnią się nadzieje z nimi związane? Poprzedni parlament był powszechnie krytykowany. Potępiano go w czambuł za wszystko. Powszechnym obyczajem, bez mała narodowym sportem, stało się postponowanie wybrańców narodu, gdzie tylko i jak tylko się dało. Ton opiniom nadawali agresywni młodzieńcy z różnych stacji telewizyjnych i radiowych oraz tabloidów. A że nie brakowało posłów i senatorów, którzy łamali elementarne normy zachowania, to i było kogo bić. W tej atmosferze mało kto miał chęć na ocenianie wszystkich, bez wyjątków, parlamentarzystów. Także tych lekceważonych przez media pracusiów, którzy w komisjach tworzyli projekty ustaw, negocjowali zapisy i konsultowali je z różnymi środowiskami. Czy też posłów, którzy nie szczędzili czasu na kontakty z wyborcami i bywali nie w restauracji sejmowej, ale w zakładach pracy. Pełny obraz Sejmu nie pasowałby, co prawda, do z góry przyjętej tezy, ale byłby uczciwszy i bardziej sprawiedliwy. A zobiektywizowany opis wad i zalet tego gremium mógłby być bardziej pożyteczny dla nowego parlamentu. I co ważniejsze, nie spustoszyłby aż tak bardzo świadomości społecznej bombardowanej wyłącznie negatywnymi ocenami i solowymi wybrykami. Kłopot z utrzymaniem proporcji w opisie zjawisk społecznych i wydarzeń politycznych jest jednym z największych problemów, z jakimi borykają się polskie media. Od kilku lat wyścig między nimi sprowadza się do dość jednostronnej rywalizacji o to, kto pokaże najgłupszego posła lub kto wykryje największy przekręt. Takie działanie jest łatwiejsze i bardziej widowiskowe. Łatwiejsze, bo zawsze znajdzie się w parlamencie grupa nygusów niegodnych miana posła. Tylko czy o to chodzi? Ta skrajność ocen staje się coraz bardziej niebezpieczna. Nie tylko dla samych mediów, ale co ważniejsze – dla kondycji społeczeństwa i jego stosunku do demokracji parlamentarnej. Jednostronny, czarny, a więc siłą rzeczy tendencyjny, obraz stanu państwa prowokuje do szukania rozwiązań nadzwyczajnych. Rodzi się naturalne oczekiwanie na kogoś, kto krzepką ręką weźmie władzę i zrobi porządek. W kraju, który boryka się z takimi problemami jak nasz, łatwo o nastroje populistyczne. Są już politycy, którzy chętnie skorzystają z tęsknoty za silną władzą. Media, niezależnie od tego, czy chcą, czy nie, stają się ich sojusznikiem. Oni mają gotową receptę na wszystkie polskie bolączki. Recepta jest prościutka i w gruncie rzeczy sprowadza się do personaliów. Oni widzą, oni potrafią, oni zrobią. A my? Nie mamy zbyt wielu obowiązków. Wystarczy, że ich wybierzemy. No i wybraliśmy! Nie dajmy się jednak omamić. Niezależnie od wyników tegorocznych wyborów i minorowych nastrojów musimy podpierać tę naszą ułomną, kulejącą i przysparzającą trosk demokrację, bo mimo wszystkich wad jest ona znacznie lepsza niż droga na skróty, którą nas kuszą. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 43/2005

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański