Nie kupczyć zdrowiem! – rozmowa z dr Grażyną Magnuszewską-Otulak
W interesie społecznym należałoby zakazać reklamy leków i środków przedstawianych jako leki Dr Grażyna Magnuszewska-Otulak – pracownik Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizuje się w polityce zdrowotnej Wyraża pani pogląd, że świadczenia zdrowotne nie powinny być traktowane jak towar. Dlaczego? – Z kilku powodów. Z punktu widzenia obywatela świadczenia te są dobrem, które lokuje się na szczycie systemu wartości. Także w wymiarze indywidualnym świadczenia zdrowotne są dobrem, bo umożliwiają w razie choroby szybkie wyzdrowienie i uczestniczenie w życiu społecznym, w pracy, w nauce, we wszelkich formach aktywności. Poza tym Polska ratyfikowała w 1977 r. Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, którego artykuł 12. stwierdza, że każdy ma prawo do ochrony zdrowia fizycznego i psychicznego. Tak więc również w prawie międzynarodowym świadczenia opieki zdrowotnej uznaje się za prawo obywatela, a nie towar. Działanie na rzecz zdrowia i zapewnienie usług zdrowotnych na odpowiednim poziomie są też w interesie państwa i społeczeństwa, bo chorując, ludzie nie zarabiają, nie opłacają podatków ani składek na ubezpieczenie społeczne, w tym zdrowotne, nie dostarczają produktów, a jeśli źle się ich leczy, chorują częściej i dłużej i wykorzystują więcej publicznych funduszy. Nierówne obciążenie Zdrowie zatem to nie towar, lecz dobro, tylko bardzo drogie. – Drogie, ale nie może być zbyt drogie, bo funkcjonuje w ramach określonych przez ustawy i zasady Narodowego Funduszu Zdrowia, który kontraktuje świadczenia na miarę określonego budżetu, zależnego od wielkości wpłacanych składek na ubezpieczenie zdrowotne. To kwoty rzędu 61-63 mld zł rocznie. Wielkość funduszu zdrowia wynika z aktywności zawodowej społeczeństwa oraz wysokości wynagrodzeń, od których naliczana jest składka. Tu pojawia się nowy problem – tylko połowa Polaków płaci składki zdrowotne według ogólnych zasad. A pozostali? – Jesteśmy niestety nierówno obciążeni, ale państwo musi jakoś funkcjonować w takich ramach. Na ogół wydatków na zdrowie składają się też środki własne, indywidualne, prywatne. Nakłady na zdrowie to zatem owe 61-63 mld zł ze składek zdrowotnych i środki prywatne obywateli, które sami wydajemy, w kwocie 22-23 mld zł, wreszcie nieduże środki z budżetów samorządu terytorialnego – ok. 3-4 mld zł. W ramach tego organizuje się usługi zdrowotne. Płaci się jak za towar. – Dlatego można zrozumieć takie podejście do zdrowia ze strony osób odpowiedzialnych za funkcjonowanie systemu. Pojawia się bowiem konflikt interesów. Zadaniem władzy jest zmniejszenie dystansu dzielącego przeciętnego obywatela od niektórych usług, ale i dbanie o racjonalniejsze gospodarowanie środkami. Chodzi tutaj np. o zwiększenie roli promocji zdrowia, ale też o to, co zaproponował ostatnio minister Bartosz Arłukowicz – zwiększenie roli lekarza pierwszego kontaktu, czyli lekarza rodzinnego. Powinien on mieć więcej pieniędzy na świadczenie usług i większe kompetencje formalne, lepszą wiedzę i umiejętności, bo to ograniczyłoby napór na leczenie specjalistyczne i szpitalne, nie zawsze niezbędne. Właśnie na leczenie szpitalne wydajemy najwięcej pieniędzy, co jest nieracjonalne, gdyż nie zawsze uzasadnione będzie kierowanie pacjenta do szpitala i długie w nim przebywanie. Kolejny czynnik, który może ograniczyć wydatki, to zmiana stylu życia na zdrowszy. Ile życia zostało? Czy cel społeczny, jakim jest wydłużanie życia, można uznać za właściwy? – Oczekiwany wiek przeżycia jest dobrym miernikiem poziomu rozwoju społecznego. Poprawił się np. znacznie współczynnik przeżywalności niemowląt, czym słusznie możemy się pochwalić. Tak czy inaczej, życie nam się wydłuża, ale konsekwencją jest konieczność zapewnienia godnych warunków w jego późnej, schyłkowej fazie. Moim zdaniem, było więc słuszne co do zasady ustawowe wydłużenie aktywności zawodowej mężczyzn i kobiet, czemu jednak powinna towarzyszyć intensywniejsza aktywizacja osób 50+ czy 60+. Dawniej zaczynało się aktywność zawodową zaraz po szkole, a żyliśmy krócej. Tylko w okresie transformacji proporcje udziału życia aktywnego i nieaktywnego zawodowo zmieniły się. Młodzi często podejmują pracę dopiero w wieku 30 lat, a oczekiwany wiek przeżycia zwiększył się od początku transformacji średnio o cztery i pół roku. Nieprawdziwe są zatem argumenty używane zarówno w publicystyce, jak i przez niektórych polityków, że po opóźnieniu wieku przechodzenia na emeryturę wiele osób jej nie dożyje. Czas życia na emeryturze też będzie dłuższy niż kiedyś. Może to argument niepopularny, ale trzeba raczej myśleć o aktywizacji osób starszych. Także aktywizacji