Polaków w stosunku do Białorusinów cechuje mentalność kolonizatorów – twierdzi białoruski pisarz, Sokrat Janowicz – U nas tylko died i baba, i kuroczka raba – żartują mieszkańcy Ryboł, prawosławnej wsi położonej w pół drogi między Białymstokiem a Bielskiem. Na 202 numery ostał się zaledwie jeden gospodarz, co to ma parę krów, ale i od niego mleczarnia nie chce zabierać mleka. Ośrodek zdrowia zamkną w styczniu. Szkołę, w której ławkach siedzi czterdzieścioro dzieci, pewnie czeka to samo. Ludziska wymierają. Wszystko idzie na zatracenie. Wieś zachwyca pięknem drewnianej architektury. Ażurowe okiennice, ozdobne narożniki na węgłach, fantazyjne wykończenia dachów i bajeczna kolorystyka. Nad niską zabudową góruje biała cerkiew pod wezwaniem Świętych Kosmy i Damiana. W niej cudowna ikona Bogarodzicy Hodegetrii z XVII w. Druga, mniejsza cerkiewka – błękitnozielona – mieści się na cmentarzu na samym krańcu Ryboł. Wokół niej na nagrobkach wschodniobrzmiące nazwiska i sentencje. „Ty uże doma, a ja jeszczio w gostiach”, napisał ktoś na grobie bliskiej sobie osoby. Księdza Grzegorza Sosnę, proboszcza tej prawosławnej parafii, zastaję przy zwykłych, gospodarskich zajęciach. – Pierwszą zasadą Biblii jest: „W pocie czoła będziesz chleb zdobywał”. Tymczasem chleba się nie szanuje, stracił on jakąkolwiek wagę i nieraz zostaje na polach niezebrany… Odkrywanie Wschodu Okolice Hajnówki. W śnieżnym krajobrazie jedynie przydrożne cerkwie połyskują z daleka złoceniami kopuł. W Dubiczach Cerkiewnych na skraju Puszczy Białowieskiej pierwsza cerkiew powstała w XVI w., koło uroczyska Bachmaty. Legenda głosi, iż zapadła się pod ziemię, a w święta Wielkiejnocy można usłyszeć głos jej dzwonów. Inny przekaz mówi, że świątynia uległa zniszczeniu w wyniku pożaru, a rozszalały wiatr porwał ikonę Opieki Matki Boskiej i przeniósł na drugi kraniec Dubicz, dokładnie tam, gdzie dzisiaj mieści się błękitna drewniana cerkiewka. Takich niezwykłych historii opowiada się tu wiele. Kuraszewskie źródełko pewnie zupełnie by wyschło, gdyby Fiodorowi Pawluczukowi nie przyśnił się sen. Odczytał go jako znak. Odkrył kryniczkę, uporządkował i zajął się uzdrawianiem, używając cudownej wody. Wokół Piateńki w XVIII w. szalała zaraza. Wtedy dzieciom pasącym bydło ukazała się na drzewie kobieta z dzieciątkiem i nakazała budować kaplicę. Kiedy zaczęli, nikt więcej nie padł już ofiarą moru. W XVI w. przy cerkwi w Puchłach rosła ogromna lipa. Chorującemu na opuchliznę człowiekowi objawiła się tu ikona Pokrowy Matki Bożej, mężczyzna wyzdrowiał, a wieś przyjęła nazwę Puchły. „Społeczności prawosławne – pisze prof. Włodzimierz Pawluczuk – w większym stopniu aniżeli katolickie noszą cechy społeczeństwa sakralnego. Prawie wszystkie elementy tradycyjnej kultury etnicznej obwarowane były sankcją świętości. Świętymi były tradycyjne zwyczaje, tradycyjny sposób uprawy roli, przyrządzania i spożywania posiłków”. – My nie staramy się zrozumieć, my po prostu wierzymy – mówi Kallistos Ware, prawosławny biskup. – Bóg ma olśniewać tajemniczością. Tej tajemnicy służy przyjęta w Kościele wschodnim symbolika. – Świątynie prawosławne są zorientowane na wschód – wyjaśnia Anna Radziukiewicz, redaktor i współautor książki „Prawosławie w Polsce”. – Wschód zawsze jest kojarzony ze „sferą światła”, „krainą żywych”, „rajską szczęśliwością”. Kopuła cerkwi, która na Rusi przyjmuje formę cebulastego sklepienia, jest znakiem Boga, symbolizuje niebieski firmament. Ikonostas zaś zakreśla granicę między tym, co niebiańskie, czyli sanktuarium, a tym, co ziemskie, czyli pozostałą częścią świątyni. W cerkwiach panuje półmrok, albowiem życie ludzkie jest pogrążone w mroku, jedynie światło boskie wydobywa je z ciemności. Przedsionek świątyni symbolizuje „świat nieprzemieniony”, ziemię pogrążoną w grzechu. Monastery promienieją, wskazując drogę zagubionym. Może dlatego na świętą górę Grabarkę na sierpniowe święto Przemienienia Pańskiego ściągają tłumy. Każdy człowiek ze swoim zmartwieniem, każdy z nadzieją na przemienienie. Skolonizowani Kiedy w Dubiczach Cerkiewnych pytam jednego z napotkanych mężczyzn, kim tak naprawdę się czuje, ten długo się zastanawia. – Na pewno jestem prawosławny – odpowiada w końcu – no, może jestem Białorusinem. Ale ostatnio mówią, że my tutaj Ukraińcy… – kręci głową zrezygnowany. Eugeniusz Czykwin, redaktor „Przeglądu Prawosławnego”, zauważa, że podobnie odpowiedziałaby większość mieszkającej tu społeczności ruskiej. Ludzie
Tagi:
Helena Leman